Żalek: Nie powodujemy niepotrzebnych zgrzytów w relacjach z sojusznikiem
DoRzeczy.pl: Nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej była procedowana szybko. Nie za szybko?
Poseł Jacek Żalek: Przewlekłość w procedowaniu ustaw o dziwo rzadko służy poprawie ich jakości. Zwłaszcza, że niestety totalna opozycja nie zgłasza żadnych merytorycznych uwag, ale stosuje ataki personalne albo bezmyślne krytykanctwo. Coraz bardziej czytelne staje się, że to narracja płynąca z Berlina albo z Brukseli. Totalni szukają własnej tożsamości i dlatego na razie podpięli się pod tożsamość antypolską.
Tym razem przecież PO i PiS w Sejmie głosowały zgodnie.
A co mieli zrobić? Nie mogli w tym wypadku opowiedzieć się przeciwko interesom Polski, bo byłoby to niezrozumiałe dla nikogo. Inne jednak były motywacje tego głosowania. Gdyby była okazja, zapewne znów usłyszelibyśmy festiwal krytykanctwa pod dyktando Brukseli. To nie jest tak, że PiS odcina się od Zachodu. Nasze europejskie sympatie wynikają z tego, że jesteśmy wrośnięci w cywilizację europejską, nie zaś z tego, że chcemy swoje interesy lokować w Berlinie albo Brukseli. Chcemy je lokować w Polsce. Chcemy, by to serce naszych interesów biło tutaj. Natomiast opozycja uważa, że jedynym sposobem powrotu do władzy jest zrobienie wszystkiego na przekór rządowi, to także tej kwestii usiłują nadać właściwą sobie interpretację.
Wróćmy jednak do samej ustawy. Zmiany uchylają zapisy, które grożą więzieniem za przypisywanie Polakom odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy Niemieckiej. Dlaczego z tego zrezygnowano?
Chodzi o skuteczność. Żeby skutecznie zabiegać na arenie międzynarodowej o dobre imię Polski, musimy mieć ku temu instrumenty. Tymczasem nie jesteśmy w stanie ludzi, którzy nas szkalują, stawiać przed polskim wymiarem sprawiedliwości, ponieważ nasza jurysdykcja nie sięga przecież na cały świat. Dużo łatwiej jest dochodzić swoich racji na drodze cywilno-prawnej.
Tyle, że to może chyba trwać.
Tamten zapis, zważywszy, że nie mamy jurysdykcji nad zagranicą, był ograniczony. Można powiedzieć, że miałby moc symboliczną. Jednak pytanie, o co nam właściwie chodzi. Jeśli o to, by realnie a nie werbalnie walczyć ze szkalującymi dobre imię Polski zachowaniami, to skupmy się na skutecznym działaniu. Więcej – przepis trudny do wyegzekwowania byłby zachętą do prowokowania. To obnażałoby bezsilność. I narażałoby nas na szykany.
A nie jest to przypadkiem efekt nacisków zagranicznych?
Otwarta postawa na dialog międzynarodowy nie jest uległością, tylko roztropnym poszerzaniem swoich wpływów. Sytuacja wygląda tak, że Donald Trump zjednał sobie środowiska żydowskie w USA, udało mu się przekonać je do siebie, chociaż zwyczajowo popierały demokratów. Jesteśmy jednym z najbardziej proamerykańskich państw w Europie, możemy liczyć na amerykańskie wsparcie. Nie ma więc uzasadnionej potrzeby wystawiania na próbę tych relacji. Skoro ten przepis nie wywołuje skutków prawnych zagranicą, to symboliczną nowelizacją możemy wygrać podwójnie. Raz, rezygnujemy z zapisu narażającego nas na utratę autorytetu w związku z ograniczoną skutecznością stosowania sankcji prawnej, dwa: nie powodujemy niepotrzebnych zgrzytów w relacjach z sojusznikiem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.