Pilotaż skróconego czasu pracy. Burza wokół listy instytucji

Dodano:
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk Źródło: PAP / Paweł Supernak
90 pracodawców weźmie udział w pilotażu skrócenia czasu pracy. Na liście beneficjentów dominują samorządy oraz instytucje publiczne.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ogłosiło, że 90 pracodawców weźmie udział w pilotażu skrócenia czasu pracy z zachowaniem wynagrodzenia. Program obejmie łącznie ponad 5 tys. pracowników. Średnia kwota dofinansowania dla jednego podmiotu to ponad pół miliona złotych. Zasadniczy etap pilotażu ruszy 1 stycznia 2026 r. Cały projekt będzie kosztować blisko 50 mln złotych.

W zorganizowanym przez MRPiPS naborze mogły wystartować instytucje i firmy ze wszystkich sektorów gospodarki. Finalnie wnioski złożyły 1994 firmy.

Kto przetestuje krótszy czas pracy?

Kontrowersje wzbudził dobór beneficjentów. Na liście znalazły się bowiem przede wszystkim jednostki samorządowe oraz instytucje publiczne. Pieniądze na pilotaż popłyną m.in. do urzędów gminnych i powiatowych, domów kultury oraz spółek komunalnych. Wśród nich np.: Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi, Urząd Miasta Piotrkowa Trybunalskiego, Urząd Miasta Ustka. Na liście są również miasta, takie jak Malbork, Sieradz i Leszno. Wśród beneficjentów znalazły się też m.in.: Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, Filharmonia Zielonogórska, Dom Kultury "Świt" w Warszawie oraz Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie. Nie zabrakło także mniejszych firm prywatnych, w tym z branży usługowej, IT i budowlanej.

Pracodawcy przez rok będą testować, jak wybrane przez nich modele skrócenia czasu pracy z zachowaniem wynagrodzenia będą sprawdzać się w praktyce. Ministerstwo będzie zbierać dane od pracowników i pracodawców przez cały czas trwania pilotażu i po jego zakończeniu. Przygotowany zostanie raport podsumowujący testowane rozwiązania i analizujący możliwość ich realizacji na szerszą skalę.

Burza w sieci

Media społecznościowe zalała fala komentarzy. "Po pierwsze: Pracodawcy mogą otrzymywać dotacje od państwa na 4-dniowy tydzień pracy. Jaki jest więc sens by podatnicy pracujący 5 dni w tygodniu mieli utrzymywać tych pracujących dzień krócej? Po drugie: Po co zmniejszać dni pracy kiedy słyszymy, że dramatycznie brakuje rąk do pracy? Niemal wszędzie. Przecież to urąga elementarnej logice. Po trzecie: Program zakłada, że w niektórych sytuacjach pracownicy mogą otrzymywać 80 proc. wynagrodzenia za pracę w systemie czterodniowym. To kto zrobi brakujące 20 proc. roboty? Chyba, że przyznamy szczerze, że tacy pracownicy się po prostu nudzą. Po czwarte: Jeśli stać nas na 4-dniowy tydzień pracy, to niech eksperci w telewizjach przestaną opowiadać kocopały, że trzeba wydłużyć wiek emerytalny. Bo to się nie klei: jeśli stać nas na krótszą pracę to po co opowiadać androny o wieku emerytalnym" – napisał na platformie X dziennikarz Polsat News Grzegorz Jankowski.

"W przeciwieństwie do Lewicy optuję za swobodą rozwoju firmy wedle uznania. To sektor prywatny, nie państwowe regulacje, skutecznie zmienia harmonogram pracy. (...) Jaki jest sens przeprowadzenia takiego pilotażu w państwowych urzędach i instytucjach publicznych?" – zapytał Krzysztof Rzońca z Konfederacji.

"Oglądam listę i widzę, że z publicznych pieniędzy pójdzie kasa np. do publicznych instytucji, żeby zatrudnieni za publiczne pieniądze urzędnicy mieli dodatkowy dzień wolny w tygodniu. Nie rozumiem" – stwierdziła blogerka Kataryna.

Źródło: X / Money.pl / Business Insider
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...