Polityk PO: Taśmy ogromnym zagrożeniem dla PiS
Jednym z wydarzeń minionego tygodnia było ujawnienie filmiku z delikatnie mówiąc mało kulturalnym zachowaniem prezydenta Legionowa, polityka Platformy Obywatelskiej Romana Smogorzewskiego. Zdarzenie miało miejsce wcześniej, ale w piątek zostało upublicznione. Jak pan ocenia słowa do kandydatki na radną „pani od seksu” i inne tego typu zachowania?
Paweł Zalewski: Jednoznacznie źle. Zachowanie pana Smogorzewskiego było oczywiście skandaliczne. Lider naszej partii, Grzegorz Schetyna zareagował jednak zdecydowanie i błyskawicznie. Pan Smogorzewski nie jest już członkiem Platformy Obywatelskiej.
Ale co się stało – przecież to nie nowicjusz, ale człowiek, który w samorządzie zasiada od kilkunastu lat?
Dla mnie interesujące było jednak też inne wydarzenie, gdy kandydatów w Legionowie promował pan Mariusz Błaszczak. Uważam, że minister nie powinien wykorzystywać urzędu do promowania kandydatów partii politycznej. Natomiast pan Smogorzowski w PO już nie jest. Grzegorz Schetyna ma jak widać doskonałe wyczucie tego co można, i tego czego nie można. Ma wyczucie czasu. Reaguje natychmiast. Nikt nie jest idealny. Ale Schetyna daje gwarancję, że błędy, które czasem popełniamy, nie będą się powtarzały.
Morawiecki grał tylko na siebie
Innym wydarzeniem tygodnia były oczywiście nagrania Mateusza Morawieckiego. Z tym, że powiedzmy sobie szczerze – poza językiem i dziwnymi jak na polityka PiS poglądami, ciężko jest prawnie coś premierowi zarzucić. Jakie ma to w ogóle znaczenie?
Przede wszystkim taśmy Morawieckiego pokazują premiera zupełnie inaczej, niż propaganda rządowa. Jako człowieka, który wykorzystując swoją pozycję jako prezesa banku usiłował stworzyć układ polityczny, który byłby dla niego korzystny. Z jednej strony mamy osoby, które działały w biznesie z nominacji Platformy Obywatelskiej. Z drugiej strony mamy bardzo bliskie relacje z Ryszardem Czarneckim, czołowym politykiem Prawa i Sprawiedliwości. Widać, że pan Morawiecki grał na siebie, usiłując zaskarbić sobie wdzięczność obu obozów, opozycyjnego i rządowego. Muszę przyznać, że zadziwiająca jest ta gotowość do wydania z kasy banku kilkuset tysięcy złotych by zaspokoić roszczenia byłego ministra.
Pana byłego kolegi.
Już wtedy działającego poza polityką, ale człowieka, który wyszedł z PO. Ale zadziwiająca jest ta łatwość w szastaniu pieniędzmi przez prezesa banku, którego obowiązuje rzetelność. Widać, że Morawiecki był gotów tej rzetelności się pozbawić. Był gotów wesprzeć finansowo. To rzutuje bardzo poważnie na sylwetkę pana Morawieckiego. Pomijam język, choć gdy pojawiły się taśmy polityków Platformy były one atakowane przez Jarosława Kaczyńskiego za knajacki język. Tu mieliśmy knajacki język do sześcianu.
Ale chyba każdemu może zdarzyć się przekląć?
Oczywiście. Mówię o tym tylko dlatego, że pan Jarosław Kaczyński ostro krytykował innych za przekleństwa, tu zachowuje wstrzemięźliwość. Ale wracając do meritum – taśmy zaprzeczają wizerunkowi premiera. Pokazują daleko idący cynizm zachowań obecnego premiera, który jak się okazuje dla kariery gotów jest zrobić wszystko. To, że taśmy są bardzo groźne dla PiS-u wynika z faktu, że PiS z Mateusza Morawieckiego uczynił sobie twarz kampanii wyborczej. I teraz każdy wyborca musi sobie zadać pytanie, który Morawiecki jest prawdziwy. Czy ten z wiecu wyborczego, czy ten z taśm. To jest rzecz absolutnie kluczowa.
Potężne zagrożenie dla PiS
Pytanie jednak, czy to faktycznie poważny kryzys, czy też chwilowy problem, jak twierdzą niektórzy specjaliści od wizerunku?
Dowodem na to, jak wielkim wizerunkowym problemem dla PiS-u jest ta taśma, jest wystąpienie prezesa PiS w Telewizji. Jarosław Kaczyński zapewniał tam o pełnym zaufaniu do premiera. Ale przypomnijmy, że Morawiecki grał na dwie strony – był doradcą premiera Donalda Tuska w radzie gospodarczej. Przyjaźnił się z jego najbliższymi współpracownikami. Miał bardzo bliskie relacje z Janem Krzysztofem Bieleckim. A jednocześnie jeździł po nocach do Jarosława Kaczyńskiego. To wszystko powoduje, że pan premier stracił zdolność do kierowania krajem. Czas na dymisję.
Jednak w tym samym czasie pojawiły się kolejne nagrania, w których w niekorzystnym świetle pokazany jest były premier Donald Tusk. A jednak to była wasza afera, bo większość spośród nagranych osób stanowili ludzie waszego obozu?
Po pierwsze – uważam, że aby uniknąć dalszego grania taśmami wszystkie nagrania powinny być ujawnione. Może poza tymi, które zawierają już takie całkowicie osobiste treści. Po drugie – Platforma Obywatelska za taśmy zapłaciła. Proszę zauważyć, że osoby, które są na taśmach nagrane, nie pełnią funkcji w Platformie. PO swoje wnioski z afery wyciągnęła. Teraz pora na PiS. Polska nie powinna mieć premiera, którego zachowania są tak cyniczne i karierowiczowskie. I mówię to jako osoba, która bardzo ostrożnie, ale jednak z pewną nadzieją przyjmowała nominację dla Mateusza Morawieckiego na wicepremiera. Miałem pewne nadzieje. Te taśmy odpowiedziały mi na pytanie, dlaczego te nadzieje nie zostały spełnione.
Czy nie sądzi Pan jednak, że o ile cztery lata temu taśmy faktycznie grzały społeczeństwo, dziś nie budzą już takich emocji jak wtedy?
Ale teraz rozmawiamy o urzędującym premierze. Ja myślę, że to co pokazał w tych taśmach rujnuje jego wizerunek jako polityka integralnego, całkowicie odbiera mu wiarygodność.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.