Władze europejskiego państwa finansują masową migrację. "Ich pobyt jest legalizowany"
Wyspy Kanaryjskie od lat są jednym z miejsc, przez które nielegalni imigranci dostają się do Europy. Lewicowe władze Hiszpanii kontynuują politykę masowej migracji i finansują ją z pieniędzy własnych podatników.
Ze względu na cenzurę i poparcie dla migracji mainstreamowych mediów o konsekwencjach tego procederu informują głównie małe media i kanały społecznościowe. Krzysztof Bosak zwrócił w tym kontekście uwagę na profil "Canario Today", który opublikował m.in. zdjęcie dokumentu legalizacyjnego wydawanego nielegalnym imigrantom przez hiszpańskie władze.
Władze Hiszpanii finansują nielegalną migrację do Europy
"Młodzi Hiszpanie z wysp kanaryjskich mają dosyć i protestują! Są w trudnej sytuacji materialnej, a lewicowy rząd Hiszpanii wydaje miliony na kwaterowanie i utrzymanie nielegalnych imigrantów z Afryki, przywożonych na łodziach przez przemytników. Co więcej ich pobyt jest legalizowany, wynajmowane są dla nich hotele i rozbudowywane ośrodki" – napisał w mediach społecznościowych jeden z liderów Konfederacji.
"Profil Canario Today publikuje także filmy pokazujące finansowane przez rząd przeloty nielegalnych imigrantów do Madrytu i dokumenty legalizacyjne wydawane przez hiszpańskie MSW (zdjęcie). Przyzwolenie na nielegalną imigrację, wspieranie jej proceduralne i finansowe to niszczenie Europy oraz jej instytucji, takich jak strefa Schengen!" – dodał wicemarszałek Sejmu.
Wyspy Kanaryjskie. Przybysze w praktyce nie są sprawdzani
Dziennikarz niemieckiego portalu "Welt", który w 2024 roku rozmawiał na ten temat z jednym z miejscowych funkcjonariuszy hiszpańskiej policji, pragnął pozostać anonimowy. Opisał, jak wygląda obsługa nielegalnych przybyszów.
"Kiedy łódź wpływa do portu (…), w pierwszej kolejności sprawdza się, czy pasażerowie nie potrzebują pomocy medycznej po przepłynięciu, które może trwać do dziewięciu dni. To się często zdarza, na pokładzie zawsze są zwłoki" – informował na niemieckim portalu.
Wszystkie zdrowe osoby, są od razu zatrzymywane za nielegalny wjazd, ale nic z tego później nie wynika. "Niektórzy mają dokumenty, inni nie. Ale to też nie odgrywa dużej roli. Gdy ktoś mówi: Jestem Ali Kringkring z Sierra Leone, tak to zapisujemy” – mówił mundurowy. – "Nie możemy sprawdzić informacji, nie możemy porównać pobranych odcisków palców z istniejącymi odciskami palców ze względów ochrony danych. A po maksymalnie 72 godzinach musimy wypuścić ludzi" – tłumaczył.
"My nie wiem kim są ci ludzie. Ale potem siedzą w samolotach i latają po całej strefie Schengen"
Policjant mówił, że następnie wszyscy korzystają z obsługi prawników, którzy pomagają im złożyć wnioski o azyl. Dostają informację, że władze hiszpańskie skontaktują się z nimi w sprawie zaproszenia na rozmowę w sprawie azylu. "Albo nie" – wskazał urzędnik. "Większość ludzi po prostu podróżuje z Hiszpanii i składa nowy wniosek o azyl w kraju docelowym". Urzędnik ocenił, że to wszystko za "poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa": "My nie wiem kim są ci ludzie. Ale potem siedzą w samolotach i latają po całej strefie Schengen".
Mimo coraz bardziej widocznego sprzeciwu Europejczyków wobec polityki wpuszczania na kontynent nielegalnych cudzoziemców z Afryki, ich liczba stale rośnie, a Komisja Europejska zamierza ich przymusowo rozparcelowywać także w państwach Europy środkowej i wschodniej (pakt migracyjny).