Wyspy Kanaryjskie od lat są jednym z miejsc, przez które nielegalni imigranci dostają się do Europy. Mimo coraz bardziej widocznego sprzeciwu Europejczyków wobec polityki wpuszczania na kontynent nielegalnych cudzoziemców z Afryki, ich liczba stale rośnie, a Komisja Europejska zamierza ich przymusowo rozparcelowywać także w państwach Europy środkowej i wschodniej.
Tylko w pierwszej połowie sierpnia na Wyspy Kanaryjskie przypłynęło około 21 000 nielegalnych imigrantów – co daje 148 procent więcej niż w analogicznym okresie roku 2023. Łodzie wypchane nielegalnymi imigrantami nie zawsze docierają do celu. Przewiduje się, że jesienią, kiedy morze się uspokoi, stateczki – najczęściej z Mauretanii lub Senegalu – będą przybijać do brzegu coraz częściej.
Wyspy Kanaryjskie. Nielegalni imigranci w praktyce nie są sprawdzani
Dziennikarz niemieckiego portalu "Welt", który rozmawiał na ten temat z jednym z miejscowych funkcjonariuszy hiszpańskiej policji, pragnął pozostać anonimowy. Opisał, jak wygląda obsługa nielegalnych przybyszów.
"Kiedy łódź wpływa do portu (…), w pierwszej kolejności sprawdza się, czy pasażerowie nie potrzebują pomocy medycznej po przepłynięciu, które może trwać do dziewięciu dni. To się często zdarza, na pokładzie zawsze są zwłoki" – czytamy na niemieckim portalu.
Wszystkie zdrowe osoby, są od razu zatrzymywane za nielegalny wjazd, ale nic z tego później nie wynika. "Niektórzy mają dokumenty, inni nie. Ale to też nie odgrywa dużej roli. Gdy ktoś mówi: Jestem Ali Kringkring z Sierra Leone, tak to zapisujemy” – mówi mundurowy. – "Nie możemy sprawdzić informacji, nie możemy porównać pobranych odcisków palców z istniejącymi odciskami palców ze względów ochrony danych. A po maksymalnie 72 godzinach musimy wypuścić ludzi" – tłumaczy.
"My nie wiem kim są ci ludzie. Ale potem siedzą w samolotach i latają po całej strefie Schengen"
Policjant mówi, że następnie wszyscy korzystają z obsługi prawników, którzy pomagają im złożyć wnioski o azyl. Dostają informację, że władze hiszpańskie skontaktują się z nimi w sprawie zaproszenia na rozmowę w sprawie azylu. "Albo nie" – wskazuje urzędnik. "Większość ludzi po prostu podróżuje z Hiszpanii i składa nowy wniosek o azyl w kraju docelowym". Urzędnik, który się tutaj rozpakowuje, uważa to wszystko za "poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa": "My nie wiem kim są ci ludzie. Ale potem siedzą w samolotach i latają po całej strefie Schengen".
Przemytnikom biznes się kręci
Pracujący na miejscu ratownik medyczny mówi natomiast, że warunki rejsu imigrantów robią się coraz trudniejsze, ponieważ przemytnicy chcą zaoszczędzić na paliwie, celem wygenerowania dla siebie większego zysku. "Często pojawiają się doniesienia prasowe na temat naszych akcji ratowniczych. Potem jest napisane, że uratowano 60 osób, 80 lub 100. Ale nikt nie wie, ilu z nich nie przeżyje".
Mężczyzna twierdzi, że z dziesięciu łodzi przypłynie tylko trzy do pięciu. Oznaczałoby to dziesiątki tysięcy zgonów w samym 2024 r., a nie około 1500, jak podaje obecnie Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM).
Czytaj też:
Migranci zabijają w Hiszpanii. Algierczyk ściął ofierze głowęCzytaj też:
Dyrektywa azylowa UE. Co będzie fundował nielegalnym imigrantom polski podatnik?