Polityczne trzęsienie ziemi w Waszyngtonie. Co zrobi Donald Trump?
Decyzja zapadła tuż po tym, jak Donald Trump publicznie wezwał do ujawnienia dokumentów.
Przytłaczające poparcie w Kongresie
W Izbie Reprezentantów za rezolucją zagłosowało 427 kongresmenów, tylko jeden był przeciw. Senat przyjął ją jednogłośnie i skierował dokument do prezydenta. Jeśli Trump podpisze rezolucję, publikacja akt może nastąpić jeszcze w tym tygodniu. Biały Dom – według źródeł cytowanych przez amerykańskie media – był zaskoczony tempem prac w Kongresie. Spodziewano się, że dokument utknie w Senacie na dłużej.
Sam prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump opowiedział się za ujawnieniem akt, argumentując, że pozwoli to oczyścić Partię Republikańską z podejrzeń. Jego wpis pojawił się tuż po publikacji 20 tys. stron korespondencji i dokumentów z masy spadkowej Epsteina ujawnionych przez demokratów. Wśród nich znalazły się e-maile, w których Epstein pisze m.in., że Virginia Giuffre "spędziła z Trumpem godziny u niego w domu", choć nigdy nie wymienia go jako jednego z mężczyzn, którzy mieli ją wykorzystywać. Giuffre w sądzie oświadczyła, że Trump nie brał udziału w przestępstwach Epsteina i nie wierzy, by wiedział o wykorzystywaniu nieletnich.
Trump: Wyrzuciłem go z mojego klubu, bo był chorym zboczeńcem
Przed głosowaniem przed Kapitolem wystąpiły kobiety, które twierdziły, że były ofiarami Epsteina. Apelowały o ujawnienie akt i krytykowały Trumpa za polityczne podejście do sprawy. – Proszę, przestań robić z tego polityczną rozgrywkę. Nie chodzi o ciebie, prezydencie Trump – mówiła Jena-Lisa Jones, która twierdzi, że Epstein wykorzystał ją, gdy miała 14 lat.
Mimo poparcia ujawnienia dokumentów prezydent nie kryje irytacji nagłośnieniem sprawy. We wtorek podczas spotkania w Białym Domu nazwał reportera pytającego o Epsteina "okropną osobą". – Nie mam nic wspólnego z Jeffreyem Epsteinem – stwierdził. – Wyrzuciłem go z mojego klubu, bo był chorym zboczeńcem. Trump i Epstein mieli utrzymywać kontakty towarzyskie w latach 90. i 2000., zanim ich relacje się zakończyły. Prezydent twierdzi, że oskarżenia o jego udział w skandalu to "oszustwo demokratów".