Rok 2025 w polityce międzynarodowej
Mijające 12 miesięcy to przede wszystkim rok Donalda Trumpa. W jego cieniu kolejne "bazy", mówiąc językiem bejsbola, zdobywały Chiny prezydenta Xi. Na pewno nie był to rok Unii Europejskiej, która w sposób spektakularny pokazywała swoją bezradność i faktyczną nieobecność w procesie decyzyjnym dotyczącym, bądź co bądź, wojny toczonej na jej terytorium. Jednak po kolei...
47. prezydent (jednocześnie 45.) w dziejach Stanów Zjednoczonych Ameryki do polityki międzynarodowej wszedł z przytupem, nawet nie czekając na swoją styczniową inaugurację. Pewne posunięcia zaczął przygotowywać od razu po wygranej w wyborach w pierwszy wtorek listopada 2024. Jedną z nich była efektowna ofensywa gospodarczo-dyplomatyczna w kierunku postsowieckiej Azji Środkowej. Spotykając się jesienią 2025 z prezydentami pięciu państw tego regionu i podpisując umowy z Uzbekistanem oraz Kazachstanem wartości niemal 140 miliardów USD zaprzeczył stereotypowi o swojej rzekomej "prorosyjskości". Jego stosunek do Moskwy jest funkcją interesów ekonomicznych przede wszystkim, ale też i politycznych USA. Trump nie uważa Rosji Putina za "Imperium Zła", jak Ronald Reagan, ale chce maksymalizować amerykańskie zyski także w tradycyjnej strefie wpływów Rosji.
To był niezły rok dla Rosji, bo Putin przeniósł na wyższe piętro relacje z Białym Domem. To oczywiście miało reperkusje międzynarodowe i wzmocniło Moskwę w stosunkach z państwami szczególnie dwóch kontynentów: Azji i Afryki. Dodatkowo Rosjanie systematycznie posuwają się naprzód militarnie i realna jest obawa, że faktycznie kontrolować będą nie jedną piątą, tylko jedną czwartą terytorium Ukrainy.
Niemcy wydały w tym roku dziesiątki milionów dolarów na lobbing w Waszyngtonie, aby – mówiąc Kissingerem – amerykański telefon do Europy dzwonił w Berlinie. Nowemu kanclerzowi RFN udało się uzyskać znacząco lepsze relacje personalne z prezydentem USA niż to było udziałem Merkel i Scholza.
Trawiona największym od dziesięcioleci kryzysem gospodarczym i politycznym Francja potrafiła jednak w polityce zagranicznej "uciec do przodu". To przecież nie kto inny jak Macron był organizatorem szeregu szczytów i inicjatyw dotyczących wojny w Europie Wschodniej, a nie np. Polska.
UE dalej zjeżdżała po równi pochyłej swojego znaczenia w świecie.
To, co najbardziej znamienne, gdy chodzi o Stary Kontynent Anno Domini 2025, to stworzenie niechętnego Ukrainie trójkąta Budapeszt-Praga-Bratysława. Jest on dodatkowo w sferze werbalnej wspierany przez prezydentów Bułgarii i Chorwacji, wprost, publicznie negujących wejście Kijowa do NATO (tak, jak prezydent Polski) i szybki akces Ukrainy do UE.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.