Kontrowersyjnej "gry o Auschwitz" nie będzie. Koniec prowokacji
Najpierw na kanale Youtube, latem tego roku, pojawiły się amatorsko przygotowane trailery zamieszczone tam przez mieszkańca Odessy – Dymitrija Dybina zapowiadające rzekomo przygotowywaną przez niego grę komputerową „Cost of Freedom”. Gracz miał w niej wcielać się w rolę strażnika w obozie zagłady Auschwitz i decydować o życiu lub śmierci więźniów. Sprawa wywołała medialną burzę, również dlatego, że w zapowiedziach gry pojawił się zwrot „polskie obozy śmierci”.
Zareagował Instytut Pamięci Narodowej, a Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo ws. "znieważenie Narodu Polskiego i propagowania faszystowskiego ustroju państwa”.
„Gra o Auschwitz” znika…
Jeszcze pod koniec października Dymitrij Dybin, przedstawiający się jako producent „Cost od Freedom” zapowiadał, że gra trafi do sprzedaży jeszcze w tym roku.
– Na razie mamy wersję demo, można będzie pobiegać, spróbować „poczuć" grę, która wyjdzie za dwa tygodnie, a odsłona wersji online, jeśli ją zrealizujemy, cóż… Jesteśmy niezależnym studiem, nie mamy pieniędzy, żeby zrobić wszystko szybko i na wysokim poziomie. Działamy dzięki naszemu entuzjazmowi. Jak na razie jej pokaz zaplanowany jest na ósmego grudnia – mówił Dybin w rozmowie z prokremlowskim portalem Sputnik. Odgrażał się też dziennikarzom, którzy zwracali uwagę, że cała sprawa może być prowokacją rosyjskich służb.
– Polscy dziennikarze na wstępie nazwali trailer prowokacją Rosji, to wyglądało bardzo śmiesznie, ponieważ trailer został wykonany na Ukrainie. Wszystko inne – to nieprawdziwa, zniekształcona informacja, którą łatwo znaleźć w Internecie. Mało tego, mogę nawet podać ich do sądu za zniesławienie – grzmiał Dybin.
Trzy dni później, w miniony weekend, kilka tygodni przed rzekomym wprowadzeniem „gry o Auschwitz” do sklepów projekt zniknął, jakby nigdy nie istniał. Wszelkie ślady po „grze o Auschwitz” zostały usunięte z dedykowanej jej stronie internetowej (https://www.cof-game.com/).
W miejsce skandalizującego trailera pojawił się napis w języku angielskim informujący, że „projekt został wstrzymany”, a także, że „jeśli ktoś czuje się urażony, to przepraszamy”.
W mediach społecznościowych (https://www.facebook.com/groups/CostFreedom/) i na kanale YouTube ten sam Dymitrij Dybin przekonuje teraz, że projekt „Cost od Freedom” to powstająca gra, która toczyć się będzie na... Arktyce. I znów podpiera swoje słowa amatorską animacją.
Ostrzegaliśmy przed rosyjską prowokacją
Na łamach „Do Rzeczy” ostrzegaliśmy już w sierpniu, że cała sprawa wygląda na rosyjską prowokację.
Ujawniliśmy, że firma – Aliens Games – która rzekomo ma być producentem „ukraińskiej gry o Auschwitz” w rzeczywistości nie istnieje, a także, że pod adresem „kontaktowym” jaki podawano na stronie gry – nikt nigdy o takim projekcie nie słyszał.
Sprawdziliśmy też, że Dymitrij Dybin, przedstawiający się jako projektant i producent gry, mieszkaniec Odessy, w rzeczywistości od 2012 roku związany jest z rosyjską firmą Studcinemafest Moscow, a zimą 2012 roku już po wybuchu wojny domowej na Ukrainie i zajęciu Krymu przez siły prorosyjskie Dybin ogłaszał się na rosyjskim portalu oferując tam swoje usługi.
Sama strona www dedykowana grze „Cost of Freeedom” została założona na bezpłatnym serwerze, na amatorskim szablonie na dzień przed medialną burzą. Również adres, pod którym w San Francisco miała znajdować się firma współpracująca z Dybinem w pracach nad projektem okazał się fałszywy. Z „Do Rzeczy” kontaktowali się także internauci związani ze środowiskiem polskich producentów gier alarmując, że „trailer” gry jaki pojawił się w mediach społecznościowych w rzeczywistości jest amatorsko przygotowanym filmem animowanym.
Burza jaka wokół „Cost of Freedom” wybuchła w przededniu ukraińskiego święta narodowego wzbudziła w polskich mediach społecznościowych sporą ilość mocno krytycznych komentarzy wobec Ukrainy i Ukraińców, często powielanych i prowokowanych przez użytkowników o niedawno założonych kontach. Niektórzy z nich używali jako „nicków” nazwisk osób – mieszkańców Krymu – znanych z poparcia dla prorosyjskich separatystów w Donbasie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.