Antoni Dudek: Utrata pozycji przez Ziobrę zaczęła się jeszcze przed aferą KNF
Afera w Komisji Nadzoru Finansowego już jest pokazywana jako druga afera Rywina. Czy to porównanie ma sens, czy jest trochę na wyrost?
Antoni Dudek: Pewne podobieństwo istnieje, ale tu nie chodziło o legislację, ale o coś innego. Podobieństwo polega na tym, że w rozmowie bogatego właściciela banku z przedstawicielem instytucji państwowej jaką jest Komisja Nadzoru Finansowego pada propozycja de facto korupcyjna. Natomiast co było istotą afery Rywina: mieliśmy tam do czynienia z grupą trzymającą władzę. Pomimo, że Włodzimierz Czarzasty i inni ludzie SLD zaprzeczają, istnieje wiele poszlak mówiących o tym, że Lew Rywin nie działał sam. Tu nie ma na razie żadnych poszlak mówiących o tym, że pomocników miał Marek Chrzanowski. To, co proponował mógł zrobić sam.
Pytanie, jak na to w dalszej kolejności reagować będzie rząd Prawa i Sprawiedliwości?
Myślę, że rząd PiS-u będzie starał się z jednej strony, przedstawić tę aferę jako działanie wyłącznie Chrzanowskiego, z którym partia i rząd nie miały wiele wspólnego. Z drugiej strony, będzie starał się skupić uwagę na osobie Leszka Czarneckiego, który doskonale pasuje do czarnej legendy III RP obecnej w narracji PiS-u. Miał związki ze Służbą Bezpieczeństwa. Zrobił ogromny majątek w III RP. Do tego jego banki popadły w kłopoty. Świetnie pasuje do takiego opisu o obrzydliwie bogatych złych ludziach, którzy trzęśli Polską w III RP. A więc PiS ma tu jeszcze bardzo szerokie pole manewru. Jest jeszcze możliwa narracja o młodym urzędniku Marku Chrzanowskim, który przez brak doświadczenia dał się rozegrać i wplątać w aferę korupcyjną. Tych narracji będzie kilka, zobaczymy, która zwycięży.
Afera Rywina „zmiotła” rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej, partia ta spadła z politycznej ekstraklasy, oddając pole PO-PiS-owi.
Mała korekta. Za rządów SLD tych afer było znacznie więcej. Starachowicka, opolska itd. Do tego rozłam, gdy Sojusz opuścili politycy związani z Markiem Borowskim, ówczesnym marszałkiem Sejmu. Sądzę, że gdyby nie było tych pozostałych czynników a sama afera Rywina, upadek SLD byłby znacznie mniej bolesny.
Dobrze, tu jednak mamy inny element – walkę o władzę w samym obozie dobrej zmiany Pojawiły się głosy mówiące o tym, że na aferze KNF najbardziej straci Zbigniew Ziobro.
Ja bym tu jednak wymienił innego człowieka obozu władzy, prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego. Chrzanowski był jego studentem. Z kolei Adam Glapiński od blisko 30. lat był bliskim współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego, należał do Porozumienia Centrum. To ten polityk był najbliżej z Markiem Chrzanowskim.
Jednak wielu komentatorów twierdzi, że Glapiński, Ziobro, Beata Szydło, tworzyli wspólny front przeciwko premierowi, a jak napisał Andrzej Stankiewicz w Onecie, KNF był dla tej pisowskiej opozycji wobec Morawieckiego ważnym orężem. Teraz oręż ten ziobryści tracą…
Oczywiście, że ta sytuacja paradoksalnie jest pewnym prezentem dla Mateusza Morawieckiego i w walce wewnętrznej może dać mu pewne profity. Ale ja osobiście uważam, że utrata pozycji przez Zbigniewa Ziobrę zaczęła się już dużo wcześniej. Porażka Patryka Jakiego była takim symptomatycznym zdarzeniem. Zdziwiłbym się bardzo, gdyby w przyszłej kadencji, jeśli PiS oczywiście utrzyma władzę, Ziobro był nadal tam, gdzie jest teraz.
Czy nie oznacza to jednak rozłamu w samym obozie władzy?
Różne konflikty trwają od kilku lat i mimo to na zewnątrz wychodzą tylko jakieś „odpryski”. Myślę, że politycy prawicy nauczyli się już, że wyciąganie brudów na zewnątrz to droga do porażki. Oni mogą ze sobą walczyć, ale na zewnątrz pokazywać monolit. Najlepszym przykładem jest tu Antoni Macierewicz. Mistrz rozłamów, destrukcji, a jednak po dymisji pozostał w obozie władzy, nie wyszedł z partii. Zadziałał instynkt samozachowawczy. Tu będzie podobnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.