„Polska powinna dorosnąć i zrozumieć, że jest częścią Eurazji”
Ilustracją do artykułu jest rysunek satyryczny, przedstawiający Lecha Wałęsę z biało-czerwoną opaską na ramieniu i podpisem: „W mojej głowie dojrzewa plan uratowania demokracji”. Były prezydent udzielił niedawno kontrowersyjnego wywiadu rosyjskim mediom, namawiając do poprawy stosunków z Moskwą i wychwalając Władimira Putina. „Te słowa polskiego polityka, bohatera podziemia antykomunistycznego, przywódcy związku zawodowego „Solidarność”, wywołały w Polsce prawdziwą burzę. Samo to już świadczy o wielu rzeczach. Co by nie mówić, dla Polaków temat Rosji i Rosjan pozostaje kwestią otwartą, którą Warszawie przyjdzie jeszcze rozstrzygnąć. Pojawiają się wszelkie odczucia – otwarta sympatia, pragmatyzm, „święta nienawiść”, od której zresztą do miłości tylko jeden krok” – pisze Stremidłowski. Jego zdaniem problem Polski polega dziś na tym, iż nie jest ona w stanie zrozumieć, że jest tak samo eurazjatyckim krajem, jak i Rosja. Świadczyć o tym ma fakt, że azjatyckie wpływy pojawiły się nad Wisłą jeszcze na długo przez rozbiorami. Stremidłowski podaje dwa przykłady – obecność ormiańskich kupców oraz osadnictwo Tatarów na Podlasiu. „Ale to właśnie Imperium Rosyjskie pozwoliło Polakom jeszcze więcej dowiedzieć się o samych sobie, o ich niezbywalnym ciążeniu na Wschód i ku Wschodowi” – pisze autor.
W jego opinii eurazjatyckie ciągoty pojawiają się u Polaków także dziś. „Polscy politycy i społeczeństwo w zadziwiająco dużym stopniu są zainteresowani Zakaukaziem i Turkiestanem, nie mówiąc już o Chinach. Artykuły poświęcone wyskokom Chin można znaleźć w polskiej prasie częściej niż w mediach jakiegokolwiek państwa Europy Środkowo-Wschodniej” – zauważa Stremidłowski. – „To zadziwiające, że Polska stara się przedstawiać jako nieodłączna część Europy Zachodniej, angażuje się w procesy integracyjne, związane z jej miejscem w Europie Środkowo-Wschodniej, a jednocześnie przejawia żywe zainteresowanie azjatycką częścią Eurazji”. Jako przykład podaje artykuł Witolda Waszczykowskiego, w którym były szef dyplomacji analizuje sytuację na Bliskim Wschodzie po decyzji Trumpa o wycofaniu amerykańskich wojsk w Syrii. Dodaje przy tym, że autor był przez wiele lat ambasadorem w Iranie, zatem naprawdę wie, o czym pisze. „Kiedy polscy dyplomaci nie są zmuszeni powtarzać rytualnych fraz na temat Moskwy, ich analizy bywają bardzo ciekawe” – pisze z uznaniem rosyjski publicysta, dodaje jednak, że to rzadkość.
Dalej Stremidłowski opisuje sytuację geopolityczną Polski: „Po rozpadzie ZSRS ktoś w Warszawie uwierzył, że Polsce uda się uniknąć statusu kanapki pomiędzy Berlinem i Moskwą, jeśli postawi na Europę. Potem, kiedy okazało się stara europejska geopolityka wcale nie odeszła do lamusa, a Europa nie będzie budować nowej żelaznej kurtyny przeciwko Rosji, nad Wisłą pojawiła się koncepcja „wielkiego sojusznika” zza oceanu. Ale i ona zaczęła szwankować, szczególnie po tym, jak prezydentem USA został Trump”. W tym miejscu należy się polemika. Stremidłowski całkowicie ignoruje fakt, że właśnie prezydentura Trumpa przyniosła – przynajmniej na tle poprzednich lat – pozytywny przełom w stosunkach polsko-amerykańskich. Kontrowersje wokół amerykańskiego przywódcy nie zmieniają faktu, że Polsce jest on przychylny zarówno w retoryce, jak i w konkretnych działaniach. Stremidłowski uważa jednak, że „Polska dojrzała do tego, by zrozumieć nielogiczność swojej dotychczasowej orientacji w polityce zagranicznej. Przy czym, nie zrozumiała jednak jeszcze, że debata nad zmianą kursu i podjęciem dialogu z Rosją jest nieunikniona. Po to, ten dialog prowadzić spokojnie i rzeczowo, Polska nie obejdzie się bez przyznania, sama przed sobą, że jest państwem eurazjatyckim. Prezydent Wałęsa już zrobił pierwszy krok, mówiąc o swojej woli podjęcia rozmów z Rosją. Kto ten pomysł podchwyci?”
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.