Ks. Isakowicz-Zaleski: Wierni mogą krytykować papieża
Grupa osób złożyła w Watykanie raport o pedofilii w polskim Kościele. Obok Marka Lisińskiego z fundacji Nie lękajcie się z ojcem świętym spotkały się znane ze skrajnie antyklerylalnych poglądów warszawska radna Agata Diduszko i poseł Joanna Scheuring-Wielgus. Jak ocenia ksiądz to spotkanie?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Jestem tą sytuacją zaskoczony. Po pierwsze ktoś z najbliższego otoczenia papieża Franciszka musiał wykazać się bardzo dużą aktywnością, dzięki której te osoby w ogóle mogły do ojca świętego dotrzeć. Znam wiele osób, mających bardzo poważne i uzasadnione zastrzeżenia w sprawach kościelnych, którym nigdy nie były dopuszczone do kontaktu z papieżem. Warto zadać sobie pytanie, kto to taki w Watykanie wykazał się tą aktywnością, by panie Diduszko i Scheuring-Wielgus spotkały się z ojcem świętym.
Nie ulega jednak wątpliwości, że temat nadużyć seksualnych w Kościele jest problemem, sam ksiądz o tym jednak pisał…
Tak, ale pani Scheuring-Wielgus jest dla mnie osobą całkowicie niewiarygodną, która lansuje się na tym problemie. Szczegółów raportu nie znam, ale akurat ta posłanka w żadnym razie nie może być traktowana jako autorytet w dziedzinie Kościoła, czy moralności. Inna sprawa, że polski Kościół jest w pewnym sensie sam sobie winien – od lat wątpliwości co do nadużyć były. Mówiło się, że lada moment raporty i dokumenty zostaną przedstawione. Nie robiono tego, albo robiono w sposób niewystarczający. Jest duża rozbieżność w wypowiedziach poszczególnych księży biskupów, ale też bardzo wielu biskupów milczy. A jak się milczy, zostawia temat, to nie ma się co dziwić, że osoby takie jak pani Scheuring-Wielgus to wykorzystuje, dla swoich celów politycznych. Bo nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że cele, jakie pani poseł przyświecają, są stricte polityczne.
Problem pedofilii w Kościele jednak istnieje...
Oczywiście, że problem istnieje. Jednak kilkanaście lat temu, gdy była lustracja, przeżywaliśmy dokładnie to samo. Wiadomo było, że są dokumenty o współpracy niektórych ważnych duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa. I te informacje były całkowicie blokowane. A potem były pretensje do dziennikarzy i historyków, że pewne fakty ujawnili. No ujawnili, ale było to efektem grzechu zaniechania, czyli nie podjęcia działań przez ludzi polskiego Kościoła. Po kilkunastu latach sytuacja się powtarza.
Problemy nadużyć seksualnych to jedna kwestia, inną są różne działania hierarchów, które w innym świetle stawiają naukę Kościoła. Kwestia komunii dla rozwodników, nauka o rodzinie. Wiele osób jest zdezorientowanych?
Świeccy wierni mają jak najbardziej prawo być zdezorientowani. Szczególnie, że również niektórzy księża, bardzo gorliwi kapłani, są przekonani, że wprowadzony w Kościele został jakiś zamęt. Podam przykład mi bliski, w który zaangażowanych jest wiele osób – to kwestia przygotowań do beatyfikacji arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego, gdzie wcześniej były zdecydowane protesty przeciwko tej beatyfikacji ze strony prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Nie zgodził się na tę beatyfikację ani papież św. Jan Paweł II, ani Benedykt XVI. Wiedzieli, że Szeptycki był hitlerowskim kolaborantem, wspierał SS Gaalizien. A trzy lata temu Franciszek uznał heroiczność cnót Szeptyckiego. I wszystko wskazuje na to, że z uwagi na poprawę relacji z Cerkwią grekokatolicką ta beatyfikacja się odbędzie. Ludzie świeccy zbierają podpisy, podpisują się pod tym księża, chcąc po prostu tę sprawę wyjaśnić. To jedna, namacalna kwestia, gdzie Franciszek poszedł na przekór nauczaniu swoich dwóch poprzedników. Wierni są zdezorientowani. A takich rzeczy jest znacznie więcej.
Jak katolicy powinni postępować w takiej sytuacji? Przecież dogmat o nieomylności papieża obowiązuje?
Moim zdaniem każdy katolik ma prawo wypowiedzieć się w tej kwestii. Dogmat o nieomylności ma swoje ramy. Dotyczy spraw dogmatycznych. Papież może się mylić, często się myli. Zresztą chodzi nie o jedną osobę papieża, ale Stolicę Apostolską jako grupę osób zarządzających Kościołem. Wręcz obowiązkiem katolika jest to powiedzieć. W myśl ewangelicznej zasady, że najpierw mamy danej osobi powiedzieć w cztery oczy, gdy nie posłucha, w obecności świadków, a jeśli i wtedy nie posłucha, donieść Kościołowi. Problem polega na tym, że ze strony kościelnej nie ma chęci dialogu z wiernymi. Stąd się biorą problemy. Gdyby pewne sprawy rozwiązywali biskupi, nuncjusze papiescy, to pewnie pewne miny dałoby się rozbrajać. Tak panuje chaos, boję się aż, że dojdzie z tego powodu do jakiegoś rozłamu.
A gdyby doszło, to co mają robić katolicy – przechodzić do Lefebrystów, czy jakichś kościołów wschodu?
Mogę powiedzieć ze swojego doświadczenia, że wiele osób jest tak zdezorientowanych sytuacją, że wprawdzie nie wstępują jeszcze do lefebrystów, ale wybierają Bractwo Św. Piotra, które uznaje zwierzchność papieża, ale jest bardzo tradycjonalistyczne. W Kościele polskim problemem jest masowy odpływ młodych ludzi. A ze strony hierarchów słyszymy jakoby wszystko było w porządku. Listy pasterskie są tak skonstruowane, że nikt nie bardzo rozumie, o co w nich chodzi. Widać, że została zerwana więź między wiernymi, którzy przecież także odpowiedzialni są za Kościół, a tymi, którzy w imieniu papieża diecezjami zarządzają. Ostatnio toczy się dyskusja na temat homoseksualistów w Kościele. Były wyraźne wytyczne ojca św. Benedykta, zakazujące wyświęcania ludzi o skłonnościach homoseksualnych. Tymczasem słyszymy wypowiedzi niektórych księży biskupów, którzy mówią, że jak ktoś zachowuje celibat, to może być wyświęcony. Stoi to w sprzeczności z nauczaniem Benedykta XVI, który był bardzo rygorystyczny. A potem biskupi dziwią się, że wybuchają skandale.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.