„Polska i Ukraina – ulubione żony w haremie amerykańskiego sułtana”
Swoją geopolityczną analizę Chaldej opublikował na portalu nacjonalistycznej gazety Zawtra. W tytule stawia pytanie: „Kto się boi sojuszu Niemiec i Rosji?”. Odpowiedź jest dla niego oczywista – głównym przeciwnikiem takiego aliansu jest Polska. To konstatacja oczywista również dla polskiego czytelnika – alians Berlina i Moskwy (Petersburga) zawsze kończył się dla nas fatalnie. Jednak Chaldej nie próbuje tłumaczyć polskich działań przeciwko niemiecko-rosyjskiemu zbliżeniu względami bezpieczeństwa państwa, uzasadnionych historycznie obaw. Jego zdaniem Polska wbija klin pomiędzy dwa mocarstwa, ponieważ… jest marionetką amerykańską, czyli tak naprawdę brytyjską (bo USA uważa z kolei za marionetkę Wielkiej Brytanii). Według wizji Chaldeja, dość zresztą powszechnej wśród rosyjskich komentatorów, Polska była tradycyjnie używana jako „taran” Londynu przeciwko Rosji. „Opinia Polski i państw bałtyckich to opinia Anglii. Dopóki Anglia nie rządziła Polską i państwami bałtyckimi, szukały one przyjaźni z Niemcami i czerpały z niej korzyści” – pisze Chaldej. Nie uściśla, jakie to mianowicie były „korzyści”.
Co ciekawe, agresję Rosji na Ukrainę porównuje do zjednoczenia Niemiec. Chodzi oczywiście o „zjednoczenie bratnich narodów” ukraińskiego i rosyjskiego (o ile w ogóle uważa Ukraińców za osobny naród – a to przecież nie jest opinia powszechna wśród rosyjskich szowinistów). Chaldej twierdzi, że Ukraina aspiruje do zachodniego sojuszu wymierzonego przeciw Rosji, ponieważ chce na tym zwyczajnie zarobić. Kijów i Warszawa są w omawianym artykule traktowane w podobny sposób – jako „psy łańcuchowe Zachodu”, spuszczane ze smyczy, by podgryzać niczemu nie winną, pokojowo nastawioną Moskwę. „Polsko-ukraiński instynkt podpowiada, że trzeba znaleźć najsilniejszego pana i zatrudnić się u niego na służbę, aby otrzymać status ulubionej żony sułtana w haremie” – pisze Chaldej. Jego zdaniem polskie elity mają nadzieję, że uda się im wykorzystać wsparcie USA w celu odbudowy dawnej potęgi Rzeczpospolitej.
„Wyciągając kasztany z ognia dla Ameryki, chcą powtórzyć sztuczkę Niemiec – wzmocnić się geopolitycznie, ponieważ wierzą, że im silniejsza jest Polska, tym silniejsze są Stany Zjednoczone. Polacy mają świadomość, że nigdy nie staną się samodzielnym imperium, dlatego są gotowi wejść w rolę amerykańskiej prowincji w Europie, ale na tyle obszernej terytorialnie, aby pewnego dnia zemścić się za historyczne upokorzenia zarówno na Niemczech, jak i na Rosji” – zauważa Aleksandr Chaldej. Polsce przypisuje „ideologię rewanżyzmu”, która jego zdaniem objawia się w nadmiernej nerwowości polskich komentatorów, także tych, którzy występują w programach rosyjskiej telewizji (inna sprawa, że często wcielają się w role w wyreżyserowanych spektaklach, obliczonych na zdyskredytowanie „agresywnych polskich rusofobów”).
Chaldej twierdzi, że sojusz rosyjsko-niemiecki nie zaszkodziłby Europie jako całości, tylko „interesom Anglii i USA”. Na porozumieniu Berlina i Moskwy – jak przyznaje rosyjski publicysta – straciłyby rządy Polski i Estonii. Rządy te jednak autor artykułu nazywa „marionetkowymi”, a państwa – „nie w pełni suwerennymi”. Cytując słowa Putina, Chaldej sugeruje, że Polska i państwa bałtyckie „powinny siedzieć cicho”. I zaakceptować nowy podział interesów w Europie... A ten jego zdaniem jest nieuchronny, gdyż sojusz Rosji i Niemiec jest czymś naturalnym, gwarancją potęgi obu mocarstw. Potęgi agresywnej, o czym rosyjski publicysta, rzecz jasna, już nie wspomniał.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.