W Polsce liczy się tylko jeden Duda
Popularna wśród publicystów opinia tłumaczy protesty kolejnych grup społecznych tym, że PiS stał się ofiarą własnej opowieści o sukcesach gospodarczych. Rządzący ponoć odnieśli tak wielki sukces, że kolejne grupy zaczęły się zgłaszać po pomoc, wskazując, że skoro w Polsce jest już tak dobrze, to czemu akurat im się żyje tak źle? Zatem ruszają tłumnie rezydenci, pielęgniarki, policjanci, opiekunowie osób niepełnosprawnych itd., domagając się dla siebie kawałka tego tortu.
Z pewnością jest w tym trochę racji, ale sedno sprawy leży gdzie indziej. Zauważmy, że nie tylko PiS się chwalił sukcesami gospodarczymi. Proszę wskazać rząd, który twierdziłby, że za jego kadencji sytuacja się pogorszyła, a Polacy są biedniejsi. Nie, każdy rząd twierdzi, że to on doprowadził do nastania „zielonej wyspy”. Politycy chwalący się swoimi osiągnięciami, niewątpliwie zachęcili protestujących, ale to nie sam PiS stał się katalizatorem kolejnych strajków.
Nadzwiązkowiec Duda
Sednem kłopotów jest postać Piotra Dudy – szefa „Solidarności”. Otóż problemem Prawa i Sprawiedliwości nie jest stan gospodarki i to, że konkretne grupy się zachłysnęły, jak to już jest cudownie, a następnie postanowiły wyegzekwować, co im się należy. Problemem jest to, że rządzący sami zachęcili te grupy do protestowania, ustępując na początku kadencji Piotrowi Dudzie.
Raz po raz cofając się przed Solidarnością, rządzący pokazali, że wystarczy głośniej tupnąć, pogrozić strajkiem, a nagle nawet sam wszechmocny Kaczor-dyktator pokornie kładzie uszy i robi, jak sobie tego dana grupa zażyczy. Źródłem kłopotów z jakimi boryka się PiS jest uległa postawa rządzących oraz zupełnie niezrozumiała pozycja Piotra Dudy w państwie – Pierwszego Nadzwiązkowca RP.
Bo jest to sytuacja autentycznie niecodzienna. Piotr Duda – przewodniczący Solidarności, która wcale nie jest największym związkiem w Polsce, wyznacza rządzącym jak daleko mogą się posunąć. Przyjmowany jest na państwowych uroczystościach niczym gość honorowy, sadzany obok głowy państwa. Pan Duda sobie zażyczy i nagle najważniejsze osoby w państwie – prezes Kaczyński, premier Morawiecki, prezydent Duda – są na jego skinienie. Z jakiej racji?
Uczciwie oceniając sytuację polityczną, należy przyznać, że Duda Piotr ma obecnie nieporównanie większy wpływ na funkcjonowanie państwa niż Duda Andrzej, który w ostatnim roku dał się już całkowicie zmarginalizować i ewidentnie nie ma pomysłu na swoją prezydenturę. Należy to powiedzieć głośno: w Polsce obecnie liczy się tylko jeden Duda. I nie jest nim Prezydent RP.
Krytyczny moment
Rozochocając Nadzwiązkowca, rządzący zachęcili do kolejnych protestów nie tylko jego, ale również i następne grupy społeczne. Ta sytuacja może zburzyć skrupulatnie przemyślany plan na rok wyborczy.
Wydaje się, że punktem kulminacyjnym był zakaz handlu w niedzielę – absolutnie kuriozalny i dziurawy projekt, w sztuczny sposób wyróżniający jedną, konkretną grupę ludzi. Żadne racjonalne argumenty nie pomogły. Na nic nie zdały się zapewnienia, że przecież Viktor Orban również wprowadził taki zakaz, ale przykra rzeczywistość zmusiła go do ustępstw i wycofania się z tego pomysłu. Rządzący pozostali głusi.
Niestety sprawa nie dotyczy jedynie politycznych utarczek; nie chodzi o to, kto komu da prztyczka w telewizji, kto komu utrze nos, czyja partia zdobędzie kilka procent w sondażu. Chodzi o realne interesy konkretnych ludzi. „Rzeczpospolita” niedawno przedstawiła wyniki badań, które prognozują, że z powodu zakazu handlu w najbliższym czasie upadnie w Polsce ponad 5 tysięcy małych sklepów. Ale spokojnie, w przyrodzie nic nie ginie – zgodnie z tymi samymi badaniami miejsce małych rodzinnych interesów zajmie około 2 tysięcy dyskontów i supermarketów. Jakim cudem? Po prostu wielkie sieci będą mogły sobie pozwolić, aby zrekompensować niedzielne absencje za pomocą zmasowanej kampanii reklamowo-promocyjnej. Małe, rodzinne firmy są bez szans w takim pojedynku.
Zresztą sam premier Morawiecki kilka dni temu de facto przyznał, że zakaz handlu okazał się pomyłką. Tylko… co z tego? Pan Duda chciał, pan Duda dostał. I tak się dziwnie złożyło, że dostał akurat w tym roku, w którym odbywały się wybory władz Solidarności. A że przy okazji Polacy stracili? Któż by się tym przejmował.
Dylematy PiS-u
Mimo, że PiS przegłosował szkodliwą ustawę Solidarności, to przewodniczący Duda od dawna kręci nosem. A bo to zakaz nie powinien być rozłożony na lata, tylko od razu obejmować wszystkie niedziele; a bo to należy rozciągnąć na sobotni wieczór i poniedziałkowy poranek; a bo są luki w prawie i podli wyzyskiwacze handlują kosztem szarego Polaka.
I nie tak dawno, przed kilkoma tygodniami, Piotr Duda w Telewizji Polskiej (tej telewizji, która ponoć nie dopuszcza nikogo oprócz agentów Kaczora-dyktatora) stwierdza, że zły PiS go oszukał, a on jest gotów wyprowadzić ludzi na ulicę. Ledwie kilka dni temu powtórzył te zarzuty, stawiając PiS-owi „ultimatum” i dając trzy tygodnie na odpowiedź. Poniekąd nasz Nadzwiązkowiec ma rację. Rządzący sami się zapędzili w ślepy zaułek, przekonując szefa Solidarności, że może żądać czego mu się żywnie podoba, a władza pomruczy, pokręci nosem, ale następnie przegłosuje.
Śladem Solidarności poszły kolejne grupy: policjanci, nauczyciele, opiekunowie osób niepełnosprawnych, pracownicy sądów… Swego czasu media informowały, że w Polsce mają się pojawić nawet „żółte kamizelki”. Jaskrawe kubraczki miały zostać wciągnięte jednak nie przez przeciętnych obywateli, jak to ma miejsce nad Sekwaną tylko przez… pracowników Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
To swoją drogą zastanawiające i znamienne, że wszelkie protesty, nad którymi z troską pochyla się władza, to jedynie protesty państwowych urzędników. Gdy we Francji tamtejsza klasa średnia protestuje, bo podnoszone jest opodatkowanie paliwa, co uderza we wszystkich obywateli, u nas jest wprost na odwrót – na ulice wychodzą pracownicy urzędów, którzy domagają się większych nakładów z podatków na swoje posady. Z tych samych podatków, które odprowadzają ci „szarzy, przeciętni Kowalscy”, za którymi ponoć tak staje PiS.
I tak jak na związkowych żądaniach Piotra Dudy ucierpiały interesy drobnych przedsiębiorców, którzy prowadzili rodzinne biznesy, a wzbogaciły się wielkie koncerny, tak na żądaniach, które obecnie padają w kierunku rządzących, ucierpią „przeciętni Polacy”, którzy pokryją podwyżki dla kolejnych państwowych urzędników.
Na łasce Nadzwiązkowca
PiS prezentuje się jako partia ludzi normalnych, ludzi pracy, jako partia socjalna. Rządzący lubią podkreślać, że to za ich rządów „państwo w końcu coś daje”. Skoro daje, to nic dziwnego, że ludzie przychodzą i biorą. Albo przynajmniej żądają.
Każda partia u władzy musi się mierzyć z protestami, ale dla PiS-u – właśnie przez tę narrację – to starcie jest szczególnie kłopotliwe. Państwo dało rezydentem a nie da górnikom? Dało górnikom a nie da stoczniowcom? Dało stoczniowcom a nie da nauczycielom? Można tak wymieniać w nieskończoność. No bo jeżeli ktoś jest w partii, która wreszcie „coś daje”, to jak może odmówić potrzebującym? A w Polsce jest wielu potrzebujących. Circa 37 milionów.
W roku 2019 będziemy świadkami maratonu wyborczego, w którym żadna z partii nie będzie mogła sobie pozwolić na stratę jakiegokolwiek głosu. Dlatego też PiS będzie na łasce Nadzwiązkowca Dudy. Sami rządzący do tego doprowadzili swoją nierozważną polityką. W 2017 roku członkowie PiS powinni postawić twarde warunki. Wyznaczyć granicę Piotrowi Dudzie (np. jedna niedzielna w miesiącu bez handlu) i nie cofać się nawet o krok.
Solidarność by oprotestowała, Duda by pogroził, ale do wyborów byłyby wciąż ponad dwa lata, protesty nie miałyby tej siły rażenia, jaką mają obecnie. Poza tym kogo Solidarność poparłaby w nadchodzących wyborach? Koalicję Obywatelską? Korwin-Mikkego albo Roberta Biedronia?
Problemem PiS-u nie jest zatem jego rzekomy sukces gospodarczy i to, że kolejne grupy społeczne zaczęły zauważać, że powinny zarabiać więcej; kłopotem jest fakt, że te grupy dostrzegły, jak rządzący przez lata potulnie zachowywali się wobec Piotra Dudy – jedynego Dudy, który się liczy w polskiej polityce.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Zobacz poprzednie teksty z cyklu "Taki Mamy Klimat":
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.