Polskie i ekologiczne
Gdyby miał pan namówić cudzoziemca do kupowania polskiej żywności, jak by ją pan zarekomendował?
Polską żywność cechuje wysoka jakość przy stosunkowo niskiej cenie. W wielu krajach, na przykład arabskich, jest uważana za żywność klasy premium. W dodatku, jeżeli porównujemy sposób uprawy, specyfikę zabiegów agrotechnicznych w Polsce i pozostałych krajach Unii Europejskiej, to niekiedy różnica w zużyciu środków ochrony roślin jest dziesięciokrotna. Oczywiście na korzyść produktów polskich.
Mają zdecydowanie mniej chemii, są zdrowsze?
Mimo że w ostatnich lata zużycie środków ochrony roślin w Polsce wzrosło, to i tak używamy mniej chemii niż w innych krajach UE. Mówimy oczywiście o żywności, która nie posiada certyfikatów ekologicznych, bo w jej przypadku w ogóle nie wolno stosować chemicznych pestycydów.
Ośmiu na dziesięciu Polaków uważa, że mając do wyboru polski produkt i produkt zagraniczny, trzeba kupować nasz, polski. Ministerstwo Rolnictwa i KOWR kolejny rok prowadzą kampanię „#KupujŚwiadomie – PRODUKT POLSKI”…
To prawda, rodacy coraz częściej wybierają produkty polskie, które wysoko sobie cenią. Nasza kampania dotyczy właśnie kraju pochodzenia, czyli patriotyzmu gospodarczego. Chodzi o to, że kiedy kupujemy polski produkt, to wspieramy rodzimych przedsiębiorców i rolników oraz krajową gospodarkę. Dajemy miejsca pracy.
Patriotyzm konsumencki jest bardzo rozwinięty w krajach Europy Zachodniej. Na przykład w Niemczech w sklepie spożywczym nie znajdziemy galanterii mlecznej z polskiej przetwórni. Natomiast u nas w sklepach jest sporo niemieckich jogurtów czy serów. Wynika to m.in. z tego, że po 1989 r. zachłysnęliśmy się produktami z zagranicy, a firmy z zachodu Europy, by nas jeszcze bardziej do nich przekonać, od lat wykorzystywały techniki marketingowe czy promocyjne.
Polacy chętnie kupują polską żywność. Jak ją rozpoznać?
W Polsce następuje zmiana postaw konsumenckich, a w świadomości społecznej wzrasta znaczenie kraju pochodzenia nabywanych towarów. Bardzo nas to cieszy, że idea patriotyzmu konsumenckiego staje się coraz ważniejsza dla młodych Polaków. Chcemy, żeby z całą pewnością wiedzieli, że to, co kupują, to produkt polski. I temu właśnie służy oznaczenie PRODUKT POLSKI. Tylko to jedno oznaczenie daje nam pewność, że jemy żywność wytworzoną z surowców od polskich rolników, a nie tylko wyprodukowaną przez firmę zarejestrowaną w Polsce. Na rynku funkcjonują przecież dziesiątki oznaczeń, które sugerują, że krajem pochodzenia jest Polska. Na przykład jako oznaczenie polskiej żywności jest czasami błędnie wymieniany kod 590. Tymczasem on wskazuje jedynie na kraj, w którym jest zarejestrowana firma – producent żywności. Do jej wytworzenia ta firma nie musi jednak użyć polskich surowców, bo nie ma takiego wymogu.
Jakie kryteria muszą spełniać polskie produkty oznaczone informacją PRODUKT POLSKI?
W żywności z tym znakiem 75 proc. surowców musi pochodzić z Polski, od naszych rolników. Jeżeli chodzi o mięso, to musi pochodzić od zwierzęcia urodzonego, wyhodowanego i ubitego w Polsce. Dla przedsiębiorcy akces do tego programu jest bezpłatny i dobrowolny, to on ponosi odpowiedzialność za stosowanie się do wymogów i podlega kontroli Inspekcji Jakości Handlowej.
Można podać jeszcze jeden argument za krajową żywnością. Produkty polskie nie powodują tak dużego śladu węglowego jak te, które podróżują do naszych supermarketów przez pół świata. Winogrona z Chile czy grejpfruty z RPA…
Żywność wytwarzana w Polsce nie jest poddawana procesom przechowalnictwa podczas transportu czy składowania, jak to jest na przykład w przypadku cytrusów. Eliminujemy więc pewną obróbkę, co więcej, w przypadku polskiej żywności występuje mniejsze ryzyko chorób przechowalniczych, na przykład wywoływanych przez grzyby. Polska żywność na pewno jest pod tym względem bezpieczniejsza, a spożywanie jej bardziej rozsądne, jeśli zależy nam na ochronie środowiska.
Nawiasem mówiąc, jeśli przyjrzymy się koszykowi zakupowemu przeciętnego Polaka, sprawdzając, ile kupuje cytrusów, ale ile rodzimych jabłek czy gruszek, to okaże się, że mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Tylko połowa spożywanych przez nas owoców pochodzi z kraju. Pijemy bardzo mało soku jabłkowego ‒ zaledwie około litra miesięcznie. A przecież Polska słynie z produkcji jabłek. Musimy nie tylko szukać dla nich nowych rynków eksportowych, ale też zwiększyć ich spożycie wewnętrzne. Za chwilę przecież wyrośnie nam konkurencja na Wschodzie, bo do Rosji, na Ukrainę i Białoruś trafiło bardzo dużo materiału szkółkarskiego. Za kilka lat te sady zaczną owocować.
KOWR promuje również żywność z unijnymi certyfikatami, podkreślającymi związek między jakością a miejscem pochodzenia produktów oraz wyróżniającymi ich tradycyjną metodę produkcji. Jak mamy my, konsumenci, to rozumieć?
Unijne oznaczenia to Chroniona Nazwa Pochodzenia, Chronione Oznaczenie Geograficzne oraz Gwarantowana Tradycyjna Specjalność. Umieszczony na etykiecie produktu symbol jednego z tych trzech certyfikatów gwarantuje wyjątkową jakość produktu, wynikającą ze specyficznych uwarunkowań regionalnych, historii czy też tradycji wytwarzania. Mówi nam na przykład, że dany produkt jest unikatowy dla danego regionu kraju i może być wytwarzany tylko na tym obszarze – tak jak ostatnio wpisany do rejestru podpiwek kujawski.
Inna grupa certyfikatów jakości to znaki, których właścicielami są organizacje branżowe. Organizacje te same czuwają nad prawidłowością stosowania danego certyfikatu.
A jak odróżnić żywność ekologiczną, która jest ponoć najzdrowsza, bo – jak twierdzą naukowcy – zawiera najwięcej składników odżywczych, w tym przeciwutleniaczy? Ona też ma jakieś oznaczenie?
Jeżeli konsument chce kupić produkt ekologiczny, powinien szukać na opakowaniu unijnego oznaczenia w kształcie zielonego liścia. To gwarancja, że produkt został wytworzony zgodnie z przepisami dotyczącymi rolnictwa ekologicznego. Bardzo często konsumenci mówią, że jabłka, które kupili, są ekologiczne, ponieważ nabyli je od małego sadownika albo że jedzą wędlinę ekologiczną, bo pochodzi z niewielkiej masarni. To nie musi być prawda, bo ta mała masarnia może nie mieć własnej ubojni, ale przerabiać słabej jakości półtusze z Niemiec, Danii czy Hiszpanii. Mały sadownik może nie mieć certyfikowanej produkcji i używać środków ochrony roślin. Dlatego jeśli konsument chce jeść produkt, który jest naprawdę ekologiczny, musi zwrócić uwagę na unijny certyfikat.
Żywność eko i bio staje się coraz bardziej popularna. Już dziś wartość polskiego rynku tej żywności jest szacowana na ponad miliard złotych i rośnie on w tempie nawet 20 proc. rocznie. To szansa dla mniejszych gospodarstw rolnych?
Stajemy się jako społeczeństwo coraz bogatsi, chcemy żyć długo, dobrze się odżywiać, panuje moda na bycie fit i eko – z tego wynika popularność takiej produkcji. Jest to niewątpliwie szansa dla gospodarstw o małych areałach. W Polsce są jednak również duże gospodarstwa ekologiczne, które mają kilkadziesiąt albo kilkaset hektarów i zajmują się wyłącznie wyspecjalizowaną produkcją ekologiczną.
Na razie jednak na polskich półkach sklepowych przeważa zagraniczna żywność eko i bio.
Mimo że mamy duży potencjał w produkcji żywności ekologicznej, problemem jest to, że nie mamy odpowiedniej liczby przetwórni. W Polsce jest ich 10-krotnie mniej niż we Włoszech, w Niemczech czy we Francji, czyli w krajach wiodących w rolnictwie ekologicznym. A zarabia się na żywności gotowej, a nie na produkcji surowców – i to w każdej gałęzi rolnictwa.
U nas często podnoszone są głosy, że po 1989 r. utraciliśmy znaczenie w przetwórstwie żywności ‒ w rolnictwie ekologicznym może być inaczej, bo rynek produktów ekologicznych praktycznie powstaje na naszych oczach. Jest na to szansa, pod warunkiem że rolnicy będą chętniej zrzeszać się w grupy producenckie lub spółdzielnie. Bo siła rolników w Europie Zachodniej polega na tym, że są zrzeszeni w grupy producenckie, a nie działają w pojedynkę.
Pamiętajmy jednak, że to my, klienci, w bardzo dużym stopniu decydujemy o tym, co trafia do sklepów. I nie chodzi tu tylko o produkty ekologiczne. Jeżeli w sposób świadomy kupujemy, jeśli wybieramy wyroby z oznaczeniami, jak np. PRODUKT POLSKI, to dajemy jednoznaczny sygnał dla działu handlowego i właściciela sklepu, że ten produkt powinien się znaleźć na półce. Świadomy konsument – to bardzo ważne dla naszej gospodarki. Jesteśmy 36-milionowym rynkiem zbytu i musimy zadbać o to, żeby ten rynek w jak największym stopniu należał do polskich produktów.
Marcin Wroński
Zastępca Dyrektora Generalnego KOWR. W KOWR nadzoruje Pion Rynków Rolnych. Absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu i Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Ma duże doświadczenie w zarządzaniu firmami prywatnymi i jednostkami administracji publicznej. Był m.in. Zastępcą Prezesa Agencji Rynku Rolnego w Warszawie i Wojewódzkim Inspektorem Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Bydgoszczy. Autor wielu publikacji, ekspertyz i analiz z zakresu polityki rolnej.
Artykuł powstał we współpracy z KOWR.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.