Prof. Kik: W maju dojdzie do wydarzeń, które dokończą istnienie Zjednoczonej Prawicy

Dodano:
Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Jesienią możemy mieć zupełnie nową sytuację: mniejszościowy rząd PiS i ogromne pieniądze z Funduszu Odbudowy, które kupią wyborców – mówi DoRzeczy.pl prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Damian Cygan: W czwartek rano TK zdecydował, że sprawowanie urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich po upływie kadencji jest niekonstytucyjne. Tego samego dnia wieczorem w Sejmie przeszedł kandydat PiS na RPO Bartłomiej Wróblewski. Czy ta koincydencja czasowa była przypadkowa?

Prof. Kazimierz Kik: Nie, to jest dalszy ciąg walki o kolejną instytucję polskiego państwa, w tym wypadku o RPO, czyli urząd symboliczny, ale istotny.

Niemniej w Polsce należy trzymać się kilku zasad, z których pierwsza to przestrzeganie Konstytucji, a druga – respektowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Owszem, możemy się spierać, czy to jest wiarygodna instytucja, ale ona jest. W związku z tym nie należy kontestować orzeczenia TK w sprawie RPO, bo albo trzymamy się określonego porządku prawnego, co powinni przyjąć do wiadomości ci, którzy wypisują sobie na piersi słowo "Konstytucja", albo będziemy wszystko negować.

Problem w Polsce polega na tym, że cały kraj jest bardzo głęboko podzielony. Mamy bezpardonową walkę, w której każda ze stron wykorzystuje instrumenty, które ma do dyspozycji: strona rządowa wciąga w to formalne instytucje państwa, a strona opozycyjna po prostu ich nie uznaje. Porozumienie jest niemożliwe, bo nie ma gotowości do dialogu.

Lewica ma żal do posłów KO, że wstrzymali się lub głosowali przeciw kandydaturze Piotra Ikonowicza na RPO. Adrian Zandberg stwierdził wprost, że mówienie o zjednoczonej opozycji to są "zaklęcia".

Dlatego mówiąc, że wyznacznikiem sytuacji politycznej w Polsce jest podział, miałem na myśli fakt, że ten podział dotyczy nie tylko koalicji Zjednoczonej Prawicy, ale i opozycji. Istotą tego podziału nie są wartości ideowe ani programowe, lecz podziały partyjne.

Partie mają dziś charakter wodzowski i są oparte na dwóch interesach: władza i pieniądze. Do polityki idzie się według tzw. negatywnych mechanizmów doboru, czyli po to, żeby się ustawić. I na tym polega cały problem, że nie ma dzisiaj klasy politycznej, która mogłaby być fundamentem społecznym demokracji liberalnej. Do tego potrzebna jest gotowość do dialogu i umiejętność zawierania kompromisów.

Czy poseł Wróblewski ma szansę przejść w Senacie? Opozycja zapewnia, że to się na pewno nie uda.

To jest kwestia dwóch głosów wahających się, czyli pani senator Lidii Staroń i pana senatora Jana Filipa Libickiego. Ponieważ powiedziałem wcześniej, że nie ma ideowych posłów i senatorów, to nie można być pewnym, jak sprawa się potoczy. Prawo i Sprawiedliwość posiada instrumenty przekonywania, czyli całą potęgę państwa, dlatego nie jestem przekonany, czy nie uda się tego załatwić. Jeśli nie, to będzie znaczyło, że zwyciężył podział. Zresztą RPO to nie jest tak bardzo istotna sprawa. Istotne to będzie głosowanie w sprawie Funduszu Odbudowy.

Czy ta ratyfikacja doprowadzi temperaturę sporu w Zjednoczonej Prawicy do wrzenia?

Moim zdaniem nie ma już Zjednoczonej Prawicy, bo jej nigdy nie było. Zwróćmy uwagę, że zarówno Jarosław Gowin, jak i Zbigniew Ziobro to są politycy po przejściach. Pierwszy był ministrem w rządzie Platformy, ale kiedy zobaczył, że większe szanse wpływania na rzeczywistość będzie miał w PiS, to do niego przeszedł. Drugi z kolei był wyrzucony z PiS, ale kiedy zrozumiał, że tylko z tą partią może realizować swoje ambicje, to wrócił – uzbrojony w kilka procent.

Zatem Zjednoczonej Prawicy nigdy nie było, bo tych ludzi nie jednoczy program ideowy, lecz realizacja własnych aspiracji. Dziś okazuje się, że te aspiracje wzięły górę, a nie ma wspólnoty programowej.

To co jeszcze spaja tę koalicję?

Moim zdaniem w maju pojawi się tyle wydarzeń, które dokończą istnienie Zjednoczonej Prawicy, ale nie dokończą istnienia rządu ZP. Możemy mieć rząd mniejszościowy ze stopniowym wybieraniem posłów z innych ugrupowań. Jeżeli uda się przegłosować Fundusz Odbudowy, to ta sprawa da rządowi PiS ogromny ładunek potencjału wyborczego w postaci wykorzystania tych pieniędzy z UE.

Pamiętając cały czas o pandemii i idącej – z problemami, ale do przodu – akcji szczepień, to na jesieni możemy mieć zupełnie nową sytuację: mniejszościowy rząd PiS i ogromne pieniądze w jego rękach, które kupią wyborców w 2023 roku, choć sądzę, że w takim scenariuszu wybory mogą być rok wcześniej. PiS je wygra, ale nie utworzy samodzielnego rządu. Wówczas wkroczy prezydent, który wskaże na premiera przewodniczącego najsilniejszej partii. A wtedy jakąś reprezentację posłów będzie można kupić perspektywą czterech lat na dobrym stanowisku, bo jak już powiedziałem, do polityki idzie się dla pieniędzy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...