Indyjski wariant koronawirusa w Polsce. Mamy rozproszone ognisko zakażeń

Dodano:
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / SANJAY BAID
W Polsce mamy rozproszone ognisko mutacji indyjskiej w dwóch lokalizacjach – przekazał zastępca dyrektora NIZP-PZH prof. Rafał Gierczyński.

Ekspert z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny przyznał, że w Polsce tak naprawdę mamy w tej chwili do czynienia z jednym rozproszonym ogniskiem mutacji indyjskiej w dwóch lokalizacjach: w Katowicach oraz w Warszawie i okolicach (Zaborów w gminie Leszno).

– Tutaj tak naprawdę decydują kontakty między ludźmi z trzech różnych miejscowości. Od strony epidemiologicznej to jest jedno rozproszone ognisko – przyznał.

Wyjaśnił dalej, że mamy dane epidemiologiczne i laboratoryjne dotyczące wirusa. – Te pierwsze zawsze w epidemii są ważniejsze, bo jeżeli sekwencjonujemy genom wirusa z pobranej próbki od jednej osoby i wykrywamy określony wariant wirusa, to przyjmujemy, że osoba z kontaktu również jest zakażona tym wariantem. Nie zawsze daje się dokładnie określić wariant u drugiej osoby. To pewne uproszczenie powszechnie stosowane w epidemiologii – powiedział.







Podwariant indyjskiej mutacji w Polsce

Równocześnie prof. Gierczyński zaznaczył, że w naszym kraju mamy do czynienia z jednym z trzech podwariantów wirusa indyjskiego. Według klasyfikacji wirusa jest to podwariant drugi oznaczany jako B.1.617.2.

– To specjalistyczne określenie. Ten numer pozwala wstępnie określić wariant genetyczny wirusa, bo same mutacje stanowią szczegółową, późniejszą informację o wariancie. W przypadku tzw. wariantu indyjskiego B.1.617+ wyróżniamy podtypy 1, 2 i 3, z których podtypy 1 i 3 posiadają trzy mutacje w białku S wirusa. Są to: L452R, E484Q, P681R. Wykryty w Polsce podtyp drugi wirusa nie ma mutacji E484Q, ale są dwie pozostałe – wyjaśnił.

Dodał, że mutacje mogą przekładać się na szybszą internalizację, czyli wchłanianie wirusa do komórki, choć – jak zaznaczył – za wcześnie jest jednak, by stwierdzić, czy wariant indyjski wirusa jest tak groźny, by uznać go za stwarzający szczególne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Na to potrzeba więcej danych, zaś pełny obraz uzyskamy dopiero po kilku miesiącach. Wyjaśnił, że tak działo się z brytyjską, brazylijską i południowo-afrykańską odmianą wirusa.

Większe zagrożenie

Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) po pięciu miesiącach, czyli pod koniec kwietnia wydało dopiero opinię, że te trzy warianty SARS-CoV-2 stanowią większe zagrożenie, bo szybciej się szerzą i przede wszystkim powodują wyższe ryzyko ciężkiego przebiegu choroby mierzone hospitalizacjami i trafianiem pacjentów na OIOM. – Tyle mniej więcej czasu potrzeba, by mieć pewną wiedzę – podsumował prof. Gierczyński.

Źródło: PAP
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...