Jurek: Czy będę kandydował na Rzecznika Praw Obywatelskich?
Czy podjąłbym się wykonywania tego urzędu? Oczywiście tak, uważam kwestię praw obywatelskich za bardzo ważną, a za szczególnie ważne – uwolnienie jej od presji ideologii, wykonywanie zgodnie z prawem (i prawami należnymi ludziom), w sposób bezstronny, dla dobra wspólnego, z szacunkiem dla wszystkich potrzebujących pomocy.
Bardzo sobie cenię moją obecną możliwość wypowiedzi na wszelkie ważne (również niepolityczne) tematy, czas na tłumaczenia i publikacje. Ale zadań publicznych się nie odrzuca z braku czasu.
Kandydata nie czyni propozycja
Tym niemniej kandydata nie czyni propozycja pozaparlamentarnych osobistości, ale zgłoszenie w Sejmie, decyzja partii. Ściśle biorąc – partyjnych central. Zresztą nawet teoretycznie zakładając, że grono posłów z udziałem mniejszych ugrupowań zgłosiłoby moją kandydaturę – dla wyboru decydujące znacznie miałoby stanowisko Prawa i Sprawiedliwości. PiS natomiast nie wydaje się zainteresowany jakimkolwiek kandydatem spoza swego grona. Pewnie prędzej, w ramach jakiegoś układu, poparłby kandydata proponowanego przez środowisko, z którym chciałby się w innych sprawach ułożyć, niż kandydata po prostu niezależnego. Gdyby było inaczej – już dawno szukałby takiej kandydatury w rozmowach z poszczególnymi senatorami. Wystarczy przecież poparcie trzech senatorów najbliższych PiS – by kandydat wskazany w Sejmie został na rzecznika powołany. Ale PiS tych senatorów i – możliwych dla nich kandydatów – nie chciał szukać.
Rzecznik „symetryczny” czy niezależny?
Niektórzy mówią, że rzecznik praw powinien być kimś stojącym między PiS a PO. Uważam takie „pozycjonowanie” tego urzędu za kompletne nieporozumienie. Rzecznik powinien stać nie między partiami, ale w ogóle gdzie indziej, ze sporym dystansem do walk partyjnych. Partiom co najwyżej może przypominać, że zarówno rząd Rzeczypospolitej, jak i opozycja – mają mandat społeczny, który powinny wzajemnie szanować.
Rzecznik Praw Obywatelskich powinien stać po stronie prawa Rzeczypospolitej i ludzi, których prawa ma chronić. A już w ogóle zaprzeczeniem obowiązków tego urzędu jest koncept rzecznika, który uważa, że skoro główne siły polityczne uznają, że jakiegoś problemu nie ma – to znaczy, że problem ten nie istnieje. Pamiętam zbieżne reakcje poważnych polityków z przeciwnych stron na moją skargę do Trybunału Konstytucyjnego (złożoną, gdy byłem marszałkiem Sejmu) na tzw. weksle poselskie Samoobrony, czyli ograniczenia wolności mandatu poselskiego. Bo – jak wtedy słyszałem – jeszcze tego brakuje, by partiom się wtrącać w to, jak prowadzą swoje sprawy!
Szacunek też nie jest w modzie. Każdy się go domaga od innych, tylko niewielu ma się go ochotę domagać – od siebie. Nie jestem zwolennikiem wprowadzania przepisów dotyczących „mowy nienawiści”, bo uważam, że należy po prostu egzekwować przepisy karne zakazujące znieważania osób i grup społecznych. Uważam natomiast, że jeśli ludzie odbierają jakieś określenia jako obraźliwe – nie należy ich używać. Za patologię naszego życia uważam „nową empatię”, która pojawiła się wraz z Ruchem Wypie**dalać, która „wprawdzie nie podziela” (zdziczałych) zachowań i haseł, ale „rozumie emocje”, które wyrażają.
Pedały, talibowie i plankton
Szacunek nie może być więc teoretyczny lub selektywny, w tej dziedzinie powinny decydować zasady, nie siła medialnej presji. Szacunek wyklucza i „pedałów” (skoro obraża to ludzi doświadczających skłonności homoseksualnych), i „talibów” (co jest intencjonalnym znieważaniem nie tylko katolicyzmu wiernego Credo, ale religii w ogóle, bo islamu również). A poza tym pierwszą z „mniejszości” są ci, którzy w uprawnionej debacie o rzeczach publicznych znajdują się w mniejszości. Przerabianie ich na „plankton”, cały ten język pogardy dla politycznego nonkonformizmu, to niszczenie kultury zaangażowania politycznego w naszym i tak słabo zaangażowanym społeczeństwie.
Rzeczy prywatne, rzeczy publiczne
Arystoteles uważał, że nadmiar praw jednych może ograniczać prawa innych, poza tym warunkiem praw wszystkich jest suwerenność i prawo Rzeczypospolitej. Jest jednak granica stanowiąca nieodparty szaniec osobistych praw, to prywatność – chroniona w art. 47 Konstytucji. Ona najlepiej pozwala rozgraniczyć sporne pola życia publicznego od miejsca, gdzie każdy prowadzi życie własne. Rzecznik musi działać na obu, chronić prawa ludzi zarówno tam, gdzie się o nie spierają, jak tym bardziej tam, gdzie jakakolwiek władza państwa się kończy. Dlatego właśnie urząd ten wymaga nie kombinacji i „symetryzmu”, ale odwagi, solidarności i refleksji.
Nie sądzę, żeby filozofia, którą prezentuję, zadowalała tych, którzy rzecznika będą wybierać. Ale mam nadzieję, że może się przydać temu, który w końcu zostanie wybrany. Jemu może posłużyć jako rada i inspiracja, dla mnie – pozostanie kryterium niezbędnej i lojalnej oceny jego działalności.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.