"Cyrk". Romaszewska: To im możemy podziękować za stan wyjątkowy
Na granicy polsko-białoruskiej wciąż znajduje się obozowisko migrantów. Polski rząd, wspierany przez Komisję Europejską, zabezpiecza granicę przed napływem imigrantów. Z kolei część opozycji przekonuje, że ludzie koczujący na granicy powinni zostać wpuszczeni do Polski. Na wniosek rządu Prezydent Andrzej Duda podjął decyzję o wydaniu rozporządzenia o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w przygranicznym pasie z Białorusią na obszarze dwóch województw: w części podlaskiego i lubelskiego. W poniedziałek sprawą zajmował się Sejm, który nie uchylił rozporządzenia prezydenta.
"Po licho tam jakiś stan wyjątkowy?"
Decyzję o wprowadzeniu stanu wyjątkowego skomentowała za pośrednictwem mediów społecznościowych szefowa telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy. Dziennikarka rozpoczęła swój wpis na Facebooku od przyznania, że w zasadzie on też byłaby przeciwniczką wprowadzenia takiego rozwiązania.
"No bo po licho tam jakiś stan wyjątkowy? Łąki, lasy i i mokradła, gdzie wrony zawracają. Brukowane i bite drogi, nie za dużo asfaltu. Sto kikadziesiąt, najczęściej ledwie żywych wiosek. Trochę agroturystyki działającej głównie latem i turystycznych, bardziej całorocznych ansztaltów, głównie w Białowieży, dobra restauracja tatarska + stary meczet w Kruszynianach, nadbużańska, urokliwa Włodawa..." – wskazała.
Romaszewska podkreśliła, iż to prawda, że Łukaszenka realizuje właśnie akcję przerzucania przez polską granicą migrantów z Bliskiego Wschodu i ewentualnie Afryki, a za chwilę rozpoczynają się rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe. Jednak - zastanawia się - może wystarczyłoby zwiększenie obecności i czujności Straży Granicznej? "A do tego te nieszczęsne zasieki z drutu kolczastego na granicy i wzmocnienie tego pasa dodatkową obecnością wojska i patrolami policji?" – dodaje.
"Inaczej tego nazwać nie jestem w stanie"
Dziennikarka podkreśla, że owszem, to wszystko być może by wystarczyło, "gdyby nie codziennie odbywający się w ostatnich tygodniach na granicy i w jej okolicach CYRK". "Bo inaczej tego nazwać nie jestem w stanie. Odmawianie uznania najoczywistszych faktów, odmowa przeprowadzenia najprostszego wnioskowania... Wszystko utopione w sosie szalonych wręcz emocji, egzaltacji i moralnego wzmożenia" – napisała.
"W tej sytuacji, kto zagwarantuje, że za chwilę kolejny AKTYWISTA nie będzie znów przecinał drutów granicznych, że ktoś (najlepiej żeby było dużo kamer) nie zablokuje własnym ciałem pojazdów Straży Granicznej, albo wojska, świadomie czy przez pomyłkę nie wtargnie na Białoruś wyciągając migrantów, czy dostarczając im coś? Bardzo łatwo białoruskie władze mogą powiedzieć, że dajmy na to miał broń i wybrał się w zupełnie innych zamiarach niż deklarowane. Jeżeli uznają to za potrzebne, to takie działanie nie sprawi im żadnej trudności. Kto może dać pewność, że nie zostanie zorganizowana jakaś prowokacja, którą zrobić tam w takich warunkach, aranżując w tym celu trochę chaosu i rozpuszczając parę pogłosek, łatwiej niż podpalić zapałką suche siano" – czytamy. Romaszewska wskazała, że niestety nikt tego zagwarantować nie jest w stanie.
W ocenie szefowej TV Biełsat, choć taka prowokacja raczej nie jest bardzo prawdopodobna, to w obecnych warunkach "najzupełniej możliwa". "I dlatego, choć w innych warunkach BYŁABYM przeciwniczką wprowadzania stanu wyjatkowego w pasie 3 km - to W OBECNEJ SYTUACJI uważam go za usprawiedliwiony i niestety potrzebny" – przyznała.
"Można za niego podziękować tzw. AKTYWISTOM (i dolewającym benzyny do ognia dziennikarzom - też)" – skwitowała Agnieszka Romaszewska.