Waszczykowski: Nie będziemy płakać po Merkel. Polacy to zapamiętają
Damian Cygan: W niedzielnych wyborach do Bundestagu partia Angeli Merkel uzyskała najgorszy wynik w historii. Jakie są tego przyczyny?
Witold Waszczykowski: Angela Merkel cały czas była pompowana mitem wielkiej kanclerz, natomiast kiedy po 16 latach doszło do ostatecznego "sprawdzam" to okazało się, że ten bilans jest kiepski, a Niemcy nie są "parowozem Europy". Proszę zwrócić uwagę, że partia Merkel rządziła razem z SPD i jeżeli po tylu latach obie partie zdobywają praktycznie 50 proc. głosów i mogłyby dalej rządzić, to jest to jakiś ewenement pokazujący, że z jednej strony Niemcy chcą zmian, ale rewolucji się boją. Moim zdaniem klęska Merkel byłaby jeszcze większa, gdyby na czele tych dwóch partii stanęli bardziej charyzmatyczni liderzy. Być może Merkel celowo wybrała Armina Lascheta, którego osobowość jest dość mało atrakcyjna politycznie i na tym tle jej ostatnie porażki wypadają dość blado.
Niektórzy uważają, że Polska jeszcze będzie tęsknić albo płakać po kanclerz Merkel. A pan?
Oczywiście, że nie. Cały czas żywiono nadzieje, że Merkel, która gdzieś tam w jednej czwartej ma w sobie krew polską, będzie miała dużą wrażliwość dla spraw Polski. Otóż nie miała tej wrażliwości i ja mogę o tym zaświadczyć jako człowiek, który był w kilku rządach. Widziałem funkcjonowanie Merkel, która oczywiście przybierała uśmiech Giocondy, ale na wszystkie nasze kwestie mówiła twarde "nein".
Bilans rozbieżności między Polską a Niemcami za jej czasów jest praktycznie w każdej dziedzinie. Nie popierała nas w sprawach bezpieczeństwa narodowego i polityki wobec Rosji i Ukrainy. Do tego dochodzą różnice w kwestiach energetycznych, ekonomicznych i klimatycznych oraz olbrzymie rozbieżności w sprawach uchodźczych. Merkel twardo trzymała się też niemieckiej narracji historycznej na temat II wojny światowej. A już ikoną pozostanie Nord Stream 1 i Nord Stream 2, o którym decydowano za jej rządów, więc Merkel nie ma prawa utrzymywać, że nie miała na to wpływu. Miała i parła do tych porozumień z Rosją. Za jej czasów wykuwała się polityka kondominium rosyjsko-niemieckiego wobec całej naszej części Europy, a Polski szczególnie.
Do tego dochodzą dziwne zachowania Merkel wobec Tuska, które na pewno zostaną zapamiętane przez Polaków. On prowadził politykę skrajnie proniemiecką, wbrew polskim interesom, za co był później przez nią sowicie wynagradzany nie tylko medalami czy wyróżnieniami, ale bardzo lukratywnym stanowiskiem w Europie. Także nie będziemy płakać po pani Merkel, choć to nie oznacza, że jej następcy będą lepsi.
Pańska intuicja polityczna wskazuje, że kto będzie nowym kanclerzem?
Jeśli utrzyma się przewaga SPD, to pewnie Olaf Scholz. Zobaczymy, jakie będą ostateczne wyniki wyborów, bo różnica między socjaldemokracją a chadekami może zostać zniwelowana, kiedy nadejdą głosy korespondencyjne. Natomiast jeżeli SPD wygra nawet o 0,5 proc., to byłoby dla nich nielogiczne, żeby brnąć w koalicję z CDU. Raczej powinni spróbować zmiany, choć to może być trudne, ponieważ istnieją duże rozbieżności między lewicowymi partiami, a potrzebny będzie jeszcze trzeci członek koalicji, najprawdopodobniej FDP. Udział liberałów w jakiejkolwiek koalicji byłby korzystny dla Polski, bo pełniłby rolę hamulca wobec ideologicznego zacietrzewienia niemieckiej lewicy w takich sprawach jak Zielony Ład czy "Fit for 55".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.