Waszczykowski: Ktoś po stronie polskiej dał się wpuścić w pułapkę

Dodano:
Witold Waszczykowski (PiS) Źródło: Wikimedia Commons
Ktoś po stronie polskiej dał się wpuścić w pułapkę, bo to, że ambasador Rosji dąży do prowokacji było oczywiste – mówi DoRzeczy.pl Witold Waszczykowski, były szef MSZ.

Damian Cygan: Jak ocenia pan przemówienie Władimira Putina wygłoszone w Dzień Zwycięstwa? Czy prezydent Rosji powiedział coś, czego byśmy nie wiedzieli?

Witold Waszczykowski: To na pewno nie była porywająca mowa ani mobilizująca do dalszej walki. Widać było zarówno z wypowiedzi, zachowania, jak i gestów, a również ich braku, że Putin nie ma się czym chwalić i przed kim chwalić, bo 9 maja w Moskwie nie było zagranicznych gości. Brakowało również wielu prominentnych dowódców rosyjskich. Co więcej, Putin nie miał za bardzo czego zapowiedzieć i w którym kierunku kontynuować natarcie na Ukrainę – czy Donbas, czy Zaporoże, czy Odessa. A może tylko jeden z tych kierunków? Podsumowując, było to niekonkluzywne przemówienie.

Czy atak na ambasadora Rosji Siergieja Andriejewa w Warszawie mógł być prowokacją rosyjskich służb?

To mogła być prowokacja samego ambasadora. Przestrzegałem przed tym od dawna i mówiłem, że należy poprosić go, aby wrócił do Moskwy po pewne refleksje. Można było się spodziewać, że ktoś coś w końcu zrobi. Nie wiem, czy nie ma w tym też jakiejś polskiej gry, bo przecież w miejscu, gdzie doszło do tej sytuacji, jest pomnik, ale są również groby żołnierzy radzieckich. Czy warto było, mówię o władzach Warszawy, wydawać decyzję na happening? Gdyby doszło na przykład do zbezczeszczenia grobów, to byłby pretekst dla Rosjan do ataku na Polskę albo na ambasadora, co się stało. Myślę, że ktoś po stronie polskiej dał się wpuścić w pułapkę, bo to, że Rosjanie i sam ambasador będą dążyć do prowokacji, było oczywiste. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że on w końcu wywoła taką sytuację.

Moskwa zawsze w takich sytuacjach stosuje zasadę wzajemności. Czy w takim razie nasz ambasador w Rosji jest w niebezpieczeństwie?

Tak, należy się obawiać o bezpieczeństwo polskich dyplomatów. Uważam, że naszego ambasadora należało poprosić o przyjazd na konsultacje do Warszawy z chwilą, kiedy wybuchła wojna i Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Wtedy kanał dyplomatyczny przestał dla nas być istotny. Można zostawić na miejscu dyplomatów i konsulów dla podtrzymania spraw bieżących. Natomiast dzisiaj może być tak, że ambasador Rosji wróci do Moskwy w chwale bohatera i obrońcy Putina, a nasz ambasador zostanie wyrzucony jako ten, który ponosi winę za atak na ambasadora Rosji. A świat niestety nie stanie po naszej stronie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...