Lisicki: Kto zastąpi szeregowego wicepremiera? Ziemkiewicz: To ciekawsze, niż się wydaje
W poniedziałek wicepremier do spraw bezpieczeństwa ogłosił, że podał się do dymisji. Jego rezygnację mieli przyjąć premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda. Kaczyńskiego na stanowisku zastąpi minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Lider PiS pełnił funkcję wicepremiera w rządzie Mateusza Morawieckiego od października 2020 roku. Był także przewodniczącym Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. Kaczyński zapowiadał rezygnację już jesienią ubiegłego roku, ale sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny na Ukrainie.
– Nie to jest znaczące, że Jarosław Kaczyński nie jest już formalnym wicepremierem, bo jak wszyscy wiedzą – ja uważam obecną władzę za "grupę rekonstrukcyjną sanacji" – i Piłsudski po zamachu majowym był premierem ze dwa razy na krótko – obecnie mamy podobny układ. Tutaj sytuacja jest o tyle czystsza, że polska ułomna konstytucja de facto stanowi, że w państwie rządzi ten, kto kontroluje większość parlamentarną. Choć wprost nie jest to nigdzie zapisane – wskazuje Rafał Ziemkiewicz.
– No tak, i dlatego opozycja za każdym razem to przypomina, przywołując hasło "szeregowy poseł Kaczyński" – odparł naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki. – Jednak skoro Kaczyński z rządu odszedł, to wcześniej z jakiegoś powodu do niego wszedł. I pytanie brzmi: dlaczego i po co tam był? Zgadzamy się, że nie po to, aby móc się nazywać "wicepremierem".
Według Ziemkiewicza, główną przyczyną obecności prezesa PiS w rządzie nie był kwestie bezpieczeństwa. – Cała ta argumentacja, że wszedł do rządu, by pilnować naszego bezpieczeństwa, wygląda wyjątkowo absurdalnie, gdy wicepremier ds. bezpieczeństwa odchodzi teraz, gdy poziom zagrożenia jest w gruncie rzeczy nieporównywalnie większy, niż gdy obejmował tekę – mówi Paweł Lisicki.
Po co Kaczyński został wicepremierem?
– Można powiedzieć, że gdyby geniusz Jarosława Kaczyńskiego znowu się objawił w tym, że on przewidział, co się będzie działo, to on powinien być tam na wschodniej granicy, własną piersią bronić "szczelin w murze". Jak wiemy, niczym takim się nie zajmował. Realnie – Jarosław Kaczyński poszedł do rządu, żeby pilnować Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry, żeby nie rozbujali tej PiS-owskiej łódki za bardzo. Żeby nie zaczęli z niej wypadać ludzie albo co gorsza, żeby nie nabrała wody – analizuje publicysta Rafał Ziemkiewicz. I stawia pytanie, czy rezygnacja z teki wicepremiera to oznaka uspokojenia wewnętrznych sporów, czy czegoś zupełnie innego.
Poniżej zwiastun najnowszego odcinka "Polski Do Rzeczy". Po zalogowaniu się będzie dostępna pełna wersja programu oraz zapis w formie audio.