Kulisy sprawy Jerzego S. "Obawiał się motocyklisty, bo ten głośno krzyczał"
– W tej sprawie z uwagi na to, że nie stwierdzono, aby były obrażenia u motocyklisty, które trwałyby powyżej 7 dni, nie ma mowy o wypadku drogowym, nie ma mowy w związku z tym o ucieczce z miejsca wypadku drogowego – przekazał dziennikarzom rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Hnatko.
Zaskakujące wyjaśnienia gwiazdora
W rozmowie z "Faktem" rzecznik krakowskiej prokuratury ujawnił szczegóły. S. stwierdził, że w całej sytuacji odczuwał pewien dyskomfort, ponieważ potrącony motocyklista głośno na niego krzyczał.
"Przede wszystkim przyznał się do tego, że prowadził pojazd pod wpływem alkoholu. Wynikało to z faktu, że wcześniej był umówiony z pewną osobą, która przypomniała mu o tym spotkaniu nagle. Czując się dobrze, po kilku godzinach od spożycia alkoholu, wsiadł do samochodu i jechał na to spotkanie" – poinformował.
Prokurator Hnatko przekazał, że "kierujący motocyklem, jadący prawidłowo, miał kontakt z pojazdem osobowym. I to jest właściwie całe zdarzenie. Później, z uwagi na to, że podejrzany twierdzi, że nie widział i nie słyszał, aby doszło do kontaktu, który wymagał, aby zatrzymał się, kontynuował jazdę". S. widział osobę krzyczącą do niego. "Przebieg tego zdarzenia potwierdza także zabezpieczony materiał dowodowy w postaci nagrania, którego dokonał pokrzywdzony. On widział tę osobę, widział, że coś do niego krzyczy, ale nie odczuwał, że doszło do poważnego kontaktu, który wymagałby zatrzymania w jakimś momencie. W dodatku w jakiś sposób stwierdza, że obawiał się tego mężczyzny, bo ten krzyczał coś do niego głośno" – wskazał rozmówca "Faktu".