– W tej sprawie z uwagi na to, że nie stwierdzono, aby były obrażenia u motocyklisty, które trwałyby powyżej 7 dni, nie ma mowy o wypadku drogowym, nie ma mowy w związku z tym o ucieczce z miejsca wypadku drogowego – przekazał dziennikarzom rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Hnatko.
Aktor Jerzy S. spowodował wypadek będąc pod wpływem alkoholu. Potrącił motocyklistę, któremu na szczęście nic poważnego się nie stało. Mężczyźnie wypisano leki i zalecono noszenie ręki na temblaku przez 7 dni. Do zdarzenia doszło w poniedziałek 17 września, ok. godz. 17, na al. Mickiewicza w Krakowie. S. przyznał, że prowadził pod wpływem. Miał 0,7 promila alkoholu.
S. prowadził po alkoholu: Jestem dobrej myśli, bo nikomu nic nie zrobiłem
Aktor w opublikowanym oświadczeniu zapewnił, że bardzo żałuje całego zajścia. "Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji" – dodał.
Z kolei w pierwszym wywiadzie od czasu afery, na uwagę dziennikarki "Faktu", że wiele osób nie dowierzało, "że akurat pan mógł popełnić taką rzecz", aktor odparł, aby przedwcześnie nie wydawać na niego wyroku. – Ja jestem dobrej myśli, bo nikomu nic nie zrobiłem – podkreślił.
Dopytywany przyznał, że wypił "parę kieliszków wina więcej". Dlaczego jednak zdecydował się prowadzić samochód w tym stanie? – Nagle okazało się, że dziennikarz, z którym wydawało mi się, że jestem umówiony następnego dnia, czeka na mnie wtedy i tyle – wskazał artysta.
W dalszej części wywiadu S. powiedział, że cała sytuacja nie odbiła się negatywnie na stanie jego zdrowia.