Prof. Kik: Mówienie o układzie politycznym Polski z Ukrainą to mrzonki
Damian Cygan: Projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, która ma odblokować środki na KPO, został nagle zdjęty z porządku obrad Sejmu. PiS znów ma problem z większością?
Kazimierz Kik: Nie ma większości ani tu, w Polsce, ani tam, w Brukseli. W moim przekonaniu pozytywnego załatwienia tej sprawy raczej nie będzie.
Zjednoczona Prawica prowadzi bardzo niekonsekwentną politykę w kontekście sytuacji w Unii Europejskiej i Parlamencie Europejskim, gdzie mamy większość liberalno-lewicową, która takie ugrupowania jak PiS próbuje blokować. I tak jak w Polsce jest totalna opozycja, tak i w Brukseli jest totalna opozycja, tylko że w drugą stronę.
Rząd chce dostać te pieniądze, bo chciałby utrzymać władzę, ale chcąc pieniądze jednocześnie nie chce podporządkować się zasadom funkcjonowania wewnętrz UE.
Co pan ma na myśli?
Jeżeli popatrzymy na działania rządu i wypowiedzi głównych przedstawicieli władzy, to mamy rząd antyeuropejski, który w Niemczech widzi potencjalnego wroga, a Brukselę traktuje jak siłę, która chciałaby ujarzmić Polskę. Rząd przyjmuje więc stanowisko nie do przyjęcia dla instytucji unijnych.
To Unia próbuje pójść na ugodę, natomiast kiedy propozycja wraca do Polski, mamy tutaj pomieszanie z poplątaniem. Bo kto zgłasza pretensje do projektów ustaw mających spełnić warunki Komisji Europejskiej? Zawsze ktoś ze Zjednoczonej Prawicy.
Teraz także prezydent Duda.
Prezydent robi to również z innych powodów, ale to brak jednolitego myślenia i zgody wewnętrznej w Zjednoczonej Prawicy powoduje, że możemy tych pieniędzy nie dostać. Brakuje w tym środowisku ludzi prounijnych. Ich nie obchodzi to, że Polacy poniosą straty. Oni chcą wzmacniać swoją tożsamość przed wyborami.
Wygląda to trochę tak, jakby minister Szynkowski vel Sęk przywiózł do Polski projekt ustawy napisany w Brukseli. Gdzie tu suwerenność, o której tak często mówią rządzący?
Z ducha traktatów unijnych wynika tzw. suwerenność kolektywna, czyli współdziałanie państw w oparciu o przyjęte wspólnie zasady. A to zupełnie coś innego niż suwerenność poszczególnych państw. Zatem na suwerenność można powoływać się wtedy, jak się nie chce być członkiem UE.
Solidarna Polska może chce i dobrze, ale nie w XXI wieku, w warunkach świata, który zmierza w kierunku wielobiegunowości, co dla takich państw jak Polska będzie oznaczało konieczność podporządkowania się liderowi danego bieguna. Załóżmy, że jednym z takich biegunów chce być Unia Europejska i rozejrzyjmy się, gdzie wtedy będzie Polska, która uważa się za pierwszego sojusznika Stanów Zjednoczonych. Czyli Polska partycypuje w amerykańskich dążeniach do utrzymania hegemonii i jednocześnie uniemożliwienia zjednoczonej Europie przekształcenia się w podmiot wielobiegunowego świata.
Uważa pan, że dylemat między Niemcami a Rosją powinnyśmy przekuć w rozważania, czy postawić na USA czy UE?
Unia zmierza w stronę, którą narzuca jej ewolucja ładu międzynarodowego. UE musi więc, po pierwsze, wyzwolić się spod wpływów Stanów Zjednoczonych, no i Rosji, ale to jasne. Po drugie, zwiększyć swoją spoistość wewnętrzną i pójść dalej drogą integracji.
Kiedyś dla Polaków sprawą życia i śmierci było przystąpienie do Unii Europejskiej. Musimy pamiętać o priorytetach. A jeśli będąc sojusznikiem USA, wpadniemy w wojnę amerykańsko-rosyjską, poprzez przeistoczenie się w nią wojny rosyjsko-ukraińskiej, której Polska chce być głównym bohaterem? Mówienie, że razem z Ukrainą możemy mieć potencjalną możliwość zbudowania suwerennego układu politycznego to mrzonki, nieporozumienie. Nie w XXI wieku.
Zatem musimy się zdecydować, bo jeżeli w jednoczącej się Europie będziemy tylko sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, to przegramy na wszystkich frontach. I tak, możemy być jeszcze między Niemcami a Rosją, ale ja pamiętam, co stało się pod koniec XVIII wieku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.