Waszczykowski: Bez wsparcia USA bylibyśmy zależni od widzimisię Macrona i Scholza
Damian Cygan: Jak ocenia pan exposè ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua?
Witold Waszczykowski: Dla mnie najważniejsze było to, że zauważyłem sporo ciągłości i kontynuacji tez, które wprowadziłem, będąc szefem MSZ w rządzie Beaty Szydło. Dla polskiej dyplomacji najistotniejsza jest kwestia bezpieczeństwa kraju. To bezpieczeństwo jest oparte o silny sojusz z USA, a także z Wielką Brytanią.
W exposè ministra Raua został podniesiony również regionalny aspekt bezpieczeństwa, a więc współpraca z Rumunią, Turcją i wchodzącymi już do NATO Finlandią i Szwecją. Swoje pierwszewizyty jako szef MSZ, jeszcze w 2015 r., złożyłem właśnie w tych dwóch krajach.
Nowy wątek wprowadziła agresja Rosji na Ukrainę i jej konsekwencje. Mamy więc krytykę niemieckiego postępowania wobec Ukrainy oraz jasno sformułowaną definicję pokoju i zakończenia wojny.
Ważnym aspektem są także relacje polsko-ukraińskie. Minister Rau mówił o stworzeniu pewnej wspólnoty politycznej, co ma oznaczać pogłębioną współpracę dwóch suwerennych państw. Nie ma więc koncepcji jakiejś federacji, jak sądzą niektórzy.
Jakie konsekwencje dla Polski miałaby wizja prezydenta Macrona, który chce uniezależnienia Europy od USA?
Gdybyśmy nie mieli wsparcia Amerykanów i polegali tylko na Europie, to dzisiaj byśmy drżeli o każdy wynik rozmowy telefonicznej Scholza czy Macrona z Putinem.
Gdyby opozycja zgodziła się na większościowe podejmowanie decyzji w sprawach zagranicznych i bezpieczeństwa, to Europa nie pozwoliłaby nam bronić granicy z Białorusią i mielibyśmy tysiące tzw. uchodźców, w tym sabotażystów.
Oczywiście nie byłoby w Polsce wojsk amerykańskich i całego tego wsparcia obronnego dla Ukrainy. Bylibyśmy w szarej strefie bezpieczeństwa, zależni od kaprysów i widzimisię Macrona i Scholza.
Czy dokumenty, które wyciekły z Pentagonu, bardziej zaszkodzą USA czy Ukrainie?
Ta sprawa szkodzi wszystkim. Część tych danych pewnie jest prawdziwa, część nie, więc powoduje to olbrzymi chaos informacyjny. Pojawia się mnóstwo spekulacji, dywagacji. Niestety coraz bardziej się digitalizujemy i coraz więcej dokumentów jest w obiegu elektronicznym. Łatwiej jest zatem złamać tajemnice i ten proces będzie raczej narastał.
Co mówi się w Brukseli o problemie ukraińskiego zboża, które od kilku tygodni zalewa Polskę?
W europarlamentarnej Komisji Handlu Międzynarodowego (INTA) problem zboża z Ukrainy był podnoszony, ale generalne nastawienie jest takie, że Ukraina powinna mieć zniesione cła, aby móc sprzedawać swoje towary, zarabiać i gromadzić pieniądze na przetrwanie.
Dzieje się tak dlatego, że Europa nie jest skłonna dostarczyć Kijowowi bezpośredniej pomocy finansowej, więc puszcza to wszystko na żywioł. I nie patrzy, czy przeszkadza to tej czy innej gospodarce.
Interesy Polski, która jest członkiem UE, naprawdę się nie liczą?
My musimy to mocno monitorować, bo jeśli integracja Ukrainy z Unią będzie postępować, to w przyszłości Ukraina otrzyma prawo do funkcjonowania na europejskim wolnym rynku i jeszcze więcej towarów będzie sprzedawać bezcłowo.
Polska musi zatem sama pilnować tego, żeby ten zalew towarów ukraińskich nie psuł naszego rynku. Trzeba stworzyć kalkulacje, okresy przejściowe, limity itp. Tak jak Europa postępowała kiedyś wobec nas, bo Polska też nie otrzymała od razu 100-procentowych praw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.