Państwo opiekuńcze i rozdawnictwo – "szczytne" intencje, fatalne skutki
"Społeczeństwo przerodzi się w społeczność, w której każdy członek trzyma rękę w kieszeni swego współbrata". W ten sposób minister gospodarki i kanclerz czasów ordoliberalnych Niemiec Zachodnich Ludwig Erhard przestrzegał przed wprowadzaniem rozdawnictwa. Czyli, by opisanego skutku uniknąć, każdy żyje za swoje, a socjal dostaje garstka naprawdę potrzebujących. Tymczasem we współczesnej Polsce kolejne rządy doprowadziły do kuriozalnej sytuacji, w której ogromna część społeczeństwa stała biorcami programów socjalnych, a ludziom wmawia się, że rząd jest ich dobroczyńcą.
Choć socjalizm był w powojennej Europie znacznie skromniejszy, niż jest dziś, ówcześni liberałowie bili na alarm i czas pokazał, że mieli rację. Poszczególne państwa kontynentu stopniowo odchodziły od zdrowej gospodarki i wolności na rzecz tzw. państwa opiekuńczego. Obecne pokolenia żyją w dużej mierze na koszt swoich dzieci i wnuków. Silniej niż u Niemców rozdawnictwo ogranicza rozwój państw takich jak Polska, gdzie jest ogromny potencjał, ale m.in. wobec braku państwowości w europejskich okresach kapitalizmu, nie ma wypracowanego bogactwa, które politycy mogliby wzorem zachodnich sąsiadów roztrwaniać.
Skutki rozdawnictwa
Mechanizm rozdawnictwa w państwie opiekuńczym opiera się m.in. na notorycznym pomieszaniu intencji z rezultatami. Tak też jest z programem 800 plus. Politycy deklarują niewątpliwie szlachetne dążenia – najpierw chcieli poprawy sytuacji demograficznej, potem uzasadniali program chęcią przywrócenia godności (jak gdyby transfery socjalne w jakikolwiek sposób determinowały godność), wreszcie zaczęli mówić o wszechobecnym już "wsparciu" – tym razem polskich rodzin. Sposób realizacji ten sam co zwykle – albo od razu skonfiskować podatnikom więcej, albo zadłużyć ich bardziej na przyszłość, a teraz zasilić cudzymi pieniędzmi wybraną grupę ludzi. Przy czym propaganda, bazując na przekonaniu części społeczeństwa, że naprawdę ma do czynienia z kategorią "plus", z czymś dodanym, nigdy nie przyznaje, że jedynie oddaje część tego, co odbiera, tylko zawsze przekonuje, że daje.
Jednocześnie propaganda niewiele uwagi poświęca sposobom osiągania deklarowanych rezultatów oraz długoterminowym konsekwencjom podejmowanych działań. Wszystko dzieje się czasach bezprecedensowej produkcji nikomu do niczego niepotrzebnych aktów normatywnych, drastycznego podwyższenia podatku inflacyjnego oraz ogólnie rekordowego opodatkowania. Konsekwencje ekonomiczne, jak dodatkowe, niepotrzebne zadłużanie państwa (czyli obywateli, którzy – chcą, nie chcą – muszą to spłacać) to jedno – na szczęście coraz częściej poruszane w mediach zagadnienie.
Osobną kwestię stanowią skutki moralne, o których niewiele się mówi, bo wybiega to poza ramy wyznaczone przez wymogi polit-poprawności. Otóż w mainstreamie nie wolno wspominać o fakcie, że nieuchronnym skutkiem systemu rozdawniczego jest demoralizacja społeczeństwa. Nie mam na myśli faktu pobierania 500 plus przez kogokolwiek. Jest zupełnie oczywiste, że dla indywidualnych beneficjentów transfer ten stanowi zwrot części wypracowanych środków, które odebrało im państwo. Nie ma nic nieetycznego w tym, że skoro istnieje opcja ich odzyskania, to każdy chce z niej skorzystać.
Problem leży w narastającej roszczeniowości społeczeństwa jako całości. Nakręca się spirala kolejnych oczekiwań i obietnic, w następstwie czego ideowi socjaliści – tej czy innej partii – którzy będąc u steru władzy, naprawdę postrzegają siebie jako właścicieli państwa, wdrażają kolejne ustawy socjalne, tworząc coraz większy chaos, niesprawiedliwość gospodarczo-prawną i pogłębiając demoralizację. Z czasem kolejne grupy społeczne wymagają od rządzących, by "dali" więcej i sygnalizują ewentualność przerzucenia swoich głosów na konkurencję, jeśli władza nie spełni ich żądań. Politycy obiecują zatem coraz więcej, a co gorsza przynajmniej część obietnic muszą spełnić, by mieć szansę wygrać kolejne wybory. W stałym schemacie państwa opiekuńczego opozycja, chcąc przelicytować rząd, zwykle musi obiecać więcej.
Odwlekanie zakończenia formuły państwa opiekuńczego
Dochodzi do sytuacji, w której rządowi puszczają hamulce i otwarcie gra na uzależnienie jak największej części społeczeństwa od rozmaitych świadczeń socjalnych. W coraz mniejszym stopniu bazuje na nieświadomości tej części elektoratu, która nie pojęła jeszcze, że rząd niczego nie wypracowuje, a więc nie ma żadnych swoich pieniędzy. Długofalowo bardziej destrukcyjny jest skutek postępującej demoralizacji, bo sprawia, że zabiegi rządu mają na celu psychiczne uzależnienie od świadczeń socjalnych także tej części społeczeństwa, która doskonale zdaje sobie sprawę, kto za to wszystko płaci. Tworzy to sytuację, z której będzie szalenie ciężko wyjść, a przecież im później się to zrobi, bym bardziej będzie bolało.
Socjalizm nie zadziałał jeszcze ani razu w historii, nie działa dziś i nie jest przesadą przypuszczać, że nie zadziała nigdy. Formuła państwa opiekuńczego także zbankrutuje. Wielu socjaldemokratycznych polityków dobrze o tym wie, ale jeśli zaczęliby to publicznie komunikować, to z etykietą niewrażliwych społecznie mogliby zapomnieć o karierze w parlamencie czy strukturach państwa.
Opiekunowie rozumieją, że dla gospodarki jako całości kolejne programy rozdawnicze niosą negatywne skutki. – Z punktu widzenia indywidualnego wyborcy, lepiej jest, jak rząd obieca i da, niż jak obieca i nie da. Z punktu widzenia nas wszystkich jako społeczeństwa, lepiej by było, gdyby obiecali i nie dali. Tylko w demokratycznym społeczeństwie jak ktoś obiecuje i nie daje, to potem musi się zmierzyć z gniewem ludu. Tak, jak Platforma Obywatelska zmierzyła się w 2015 roku z gniewem ludu – przypomniał prof. Robert Gwiazdowski, komentując w Interii 800 plus.
Stawiani w takiej sytuacji ludzie, odczuwając realny spadek wynagrodzeń za pracę, w coraz mniejszym stopniu interesują się tym, skąd rząd bierze kasę na finansowanie socjalizmu, a zaczynają się interesować tym, czy w trudnej sytuacji gospodarczej ich indywidualne świadczenie zostanie utrzymane. Wielu zapewne byłoby skłonnych zamienić tę korzyść na korzyść płynącą ze zdecydowanego obniżenia podatków i wydatków państwa, gdy już by ją odczuli w niższych cenach, ale takiego wariantu władze nie biorą nawet pod uwagę. Jak wiadomo, demokratycznie wybrani politycy myślą i działają w ograniczonym horyzoncie czasowym. Racjonalne dysponowanie zasobami nie stanowi decydującego czynnika w perspektywie utrzymania władzy, dlatego wybierają dalsze zadłużanie. Mimo astronomicznych kwot rządowe media zapewniają, że nic się nie dzieje. "Hulaj dusza", kto biednemu zabroni bogato żyć?
Choć oficjalny dług publiczny w relacji do PKB nieznacznie spada, to rośnie udział zadłużenia zagranicznego w ogólnym zadłużeniu Polski, co rodzi ryzyka kursowe. Tylko w 2023 roku Polska pożyczyła 9 mld dolarów. Oprócz deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych 1,5 biliona zł, mamy też szereg pozabudżetowych w funduszach celowych. W rozmowie RMF FM ekonomista prof. Marian Noga wskazał kwotę 342 mld zł.
Współczesne rządy opiekuńcze potrzebują zatem do swojego trwania wyborcę, który chce zgarnąć jak najwięcej kosztem swoich sąsiadów, a jednocześnie jego sąsiedzi próbują odebrać jak najwięcej jemu. Innymi słowy, realizuje się w pełnej krasie to, co Frederick Bastiat nazwał wzajemną, zalegalizowaną grabieżą.
800 plus. Mentzen: Uskok Kaczyńskiego
Jak spostrzegł twórca syjonizmu Theodor Herzl "masy, bardziej niż parlamenty, poddają się każdej herezji, pójdą za każdym potężnym krzykaczem. W obliczu zgromadzonych mas nie można uprawiać żadnej polityki: ani zagranicznej ani wewnętrznej". I tak całej licytacji wokół 800 plus towarzyszy typowa dla uczestników polskiej sceny politycznej demagogia. Donald Tusk z miedzianym czołem zażądał przegłosowania podwyżki świadczenia już na Dzień Dziecka i zaliczył waloryzację programu do „praw człowieka”. Posłowie PiS twierdzą z kolei, że Jarosław Kaczyński miał słuszność, kiedy w czerwcu 2022 roku powiedział, że proponowane przez opozycję 700 plus raczej nie będzie wprowadzone, bo byłoby proinflacyjne, ale 800 plus od stycznia 2024 roku już proinflacyjne nie będzie. Sławomir Mentzen określił to zjawisko jako „uskok Kaczyńskiego” – "prawo ekonomiczne" znane posłom PiS.
Prezes PiS i jego ludzie jasno deklarują, że świadczenia społeczne będą dalej rozwijane. 500 plus kosztuje rocznie blisko 40 mld zł, a 800 plus dołoży kolejne 24 mld. Będzie to około 10 proc. rocznego budżetu Polski. Kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie niezarobionych w pracy przez beneficjentów tych środków, a to przecież tylko jeden z wielu transferów pomiędzy kieszeniami podatników pomniejszonych o koszty obsługi, marnotrawstwo urzędników i wydatki na potrzeby polityków.
Jednak podatek inflacyjny sprawia, że tak biorcy programów socjalnych PiS, jak i ci, którzy są wyłącznie dawcami owoców swojej pracy, z miesiąca na miesiąc tracą swoje oszczędności, nierzadko dostają realnie niższe wypłaty i muszą opłacać wyższe podatki. Im ktoś jest mniej zamożny, tym bardziej odczuwa ogólne skutki polityki rozdawnictwa.
Tak opisuje ten tragiczny aspekt państwa opiekuńczego amerykański publicysta Tom G. Palmer: "Najbardziej poszkodowani są ludzie biedni, ponieważ każdą najmniejszą garstkę otrzymanej pomocy uznają za dobrodziejstwo, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie uprawomocniona przez państwo opiekuńcze wzajemna grabież uniemożliwia im wyrwanie się z beznadziejnego położenia. Co gorsza, ich ubóstwo pogłębia się wraz z postępującym, ukrytym transferem władzy i bogactwa od bezradnych do najsilniejszych".
Konfederacja przełamała tabu
Ogłaszając podwyższenie 500 plus, PiS postawił konkurencję wobec konieczności ustosunkowania się do swojej przysięgi.
Lewica, zgodnie z marksistowską formułą sprawiedliwości "od każdego według jego możliwości – każdemu według jego potrzeb" zapewniła, że chce być strażnikiem tego, co ludziom jest potrzebne. To jasne. – Zawsze mówiliśmy, że wszystko to, co zostało dane, zostanie nie zabrane jak się zmieni władza. Lewica chce być strażnikiem wszystkich spraw socjalnych w nowym rządzie. Chce być strażnikiem wszystkiego tego, co zostało dane oraz tego, co ludziom jest potrzebne – powiedział na konferencji prasowej w Toruniu Włodzimierz Czarzasty.
Donald Tusk – jako się rzekło – oznajmił, że popiera 800 plus, tyle że od czerwca, a nie od nowego roku. – Proszę was wszystkich – od jutra, każdego dnia, kiedy będziecie pytani przez ludzi, przez media o cokolwiek w jakiejkolwiek sprawie, w pierwszych słowach pytajcie o to nasze "sprawdzam" gdzie jest 800 plus – grzmiał 16 maja w Krakowie do partyjnych kadr lider Platformy Obywatelskiej.
Od PiS, PO i Lewicy postanowili się nieco odróżnić "trzeciodrogowcy". Ludowcy i hołowniacy popierają waloryzację, ale tylko dla pracujących. Podnoszą też kwestię kryterium dochodowego. W niedzielę na antenie Radia ZET Michał Kobosko z Polski 2050 powiedział, że wielu wyborców obawia się, że obietnica prezesa PiS to dopiero początek. 800 plus zostało w jego ocenie rzucone właśnie teraz, by przykryć aferę rakietową. Nadmienił, że ugrupowanie nie opowiada się za likwidacją świadczenia i, że jego pozostawienie jest oczywiste, dopóki pozwoli na to sytuacja budżetowa. Pytanie, jak daleko panowie Kobosko i Hołownia widzą tę granicę dla budżetu. Obstawiałbym, że dość daleko.
Nie jest dla nikogo niespodzianką, że głosowanie przeciwko rozszerzeniu rządowego programu zapowiedziała jedyna niesocjalistyczna formacja w Sejmie, czyli Konfederacja. Krzysztof Bosak tłumaczył w wywiadzie dla DoRzeczy.pl, że świadczenia społeczne, lekką ręką rozdawane przez polityków, nie rekompensują strat wynikających z zadłużenia państwa oraz inflacji, a korzyści dla społeczeństwa są pozorne. W Polsat News podkreślił, że ugrupowanie absolutne negatywnie ocenia sposób uprawiania polityki polegający na próbie kupienia wyborców za ich własne pieniądze. Podkreślił, że powinno się zrobić wszystko, by Polacy mogli zatrzymać w swoich kieszeniach pieniądze, które sami zarabiają, a nie żeby zawdzięczali je politykom i urzędnikom.
– Zamiast zadłużania i rozdawnictwa niskie i proste podatki – podkreśli na konferencji prasowej Krzysztof Rzońca, odsyłając do świeżo opublikowanego na YouTube Mentzena 24-stronicowego projektu ustawy o PIT, który miałby zastąpić obecną, liczącą ponad 500 stron ustawę. Jest wiadome, że Konfederacja położy w kampanii wyborczej nacisk na niskie i proste podatki, a transfery socjalne będzie zwalczać.
Czy jednak znajdując się w epicentrum gorącego sporu polityków, przekonujących siebie nawzajem i wszystkich dookoła, kto powinien dostać cudze pieniądze do rozdania, Konfederacja zdoła w dłuższej perspektywie już tak na serio podnieść w debacie politycznej kwestię zakończenia państwa opiekuńczego? Dziś wydaje się to niewyobrażalne, ale delikatne przesłanki ku temu są. Konfederacja już złamała na polskiej scenie politycznej tabu, że państwo opiekuńcze nie podlega krytyce, jest dobre z natury i polityk może albo je bezkrytycznie popierać albo w tym zakresie milczeć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.