Brzyski o "lex Tusk": Na razie generuje więcej problemów niż korzyści
Damian Cygan: Jarosław Kaczyński zapowiedział referendum ws. relokacji migrantów. Czy PiS będzie chciało połączyć je z wyborami?
Bartosz Brzyski: Sądzę, że termin przeprowadzenia referendum nie jest tak bardzo istotny, chociaż trzeba pamiętać, że formalnie nie ma dziś możliwości przeprowadzenia referendum w dniu wyborów. Jednak przede wszystkim chodzi o narzucenie narracji, która ma odpowiedzieć na główny motyw kampanii wyborczej, czyli bezpieczeństwo – z jednej strony związane z wojną na Ukrainie, a z drugiej – z niekontrolowaną migracją.
PiS chce w ten sposób pokazać, że tylko ten rząd jest w stanie bronić interesów Polski w postaci zapewnienia jej bezpieczeństwa zarówno zewnętrznego, jak i wewnętrznego, a do tego pokazać, że robi to skuteczniej niż Unia Europejska.
Czy powstanie komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich również ma związek tylko z wyborami?
Celem działania komisji nie są przełomowe ustalenia, lecz utrwalenie w elektoracie przekonania, że to właśnie PiS dba o żywotne interesy Polski. Pomysł komisji pojawił się po raz pierwszy jesienią ubiegłego roku. Teraz odżył i wygenerował nowe problemy, m.in. konieczność przeprowadzenia nowelizacji prezydenckiej. A czas się kurczy.
Z punktu widzenia większości parlamentarnej pytanie brzmi, czy ta komisja w ogóle jest potrzebna do realizacji celu i czy nie można osiągnąć go innymi metodami, bo komisja generuje na razie więcej problemów niż korzyści. Pamiętajmy, że terminy już mocno się poprzesuwały i nawet jeśli ta komisja powstanie, to nie będzie miała przed wyborami specjalnie dużo czasu na przeprowadzenie istotnych prac.
Odnoszę zatem wrażenie, że sens powołania komisji jest coraz mniejszy. Być może stąd próba szukania przez PiS innego sposobu na to, by narzucić temat bezpieczeństwa w mniej kontrowersyjny, a bardziej skuteczny sposób, niż poprzez działalność samej komisji.
Czy sytuacja w rządzie wymaga tego, żeby prezes Kaczyński wrócił na fotel wicepremiera?
Chodzi o konsolidację obozu władzy przed nadzwyczajną sytuacją, jaką są wybory. Gdybyśmy byli dziś w środku kadencji, zapewne takiego tematu by nie było.
Kiedy trwała polityczna burza związana z upadkiem rakiety w Polsce, wyjątkowo mocno dało się odczuć tarcia między premierem Morawieckim a ministrem Błaszczakiem. Do tego dochodzi stały spór szefa rządu z ministrem Ziobro, więc tych osi konfliktu w rządzie jest sporo. A w trakcie kampanii cel musi być jeden: wszystkie ręce na pokład.
Frakcje w Zjednoczonej Prawicy będą się ścierać najmocniej do momentu rejestracji list wyborczych. Proszę pamiętać, że w parlamencie właściwie nie ma przedstawicieli premiera Morawieckiego, który na pewno będzie chciał wpłynąć na kształt list wyborczych, a wszystkie badania pokazują, że mandatów dla PiS będzie mniej niż w zeszłej kadencji. To musi budzić emocje w obozie władzy.
Pytanie brzmi, czy dziś temperatura sporu jest naprawdę na tyle duża, że Jarosław Kaczyński musi wejść do rządu. Być może właśnie po tej decyzji prezesa PiS będziemy wiedzieć dokładniej, w jakiej kondycji jest obóz władzy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.