Kuźmiuk: Referendum w Polsce jest kluczowe dla sprawy przymusowej relokacji
DoRzeczy.pl: Ambasadorowie państw UE porozumieli się w sprawie tzw. rozporządzenia kryzysowego, które stanowi ostatni element paktu migracyjnego. Przeciw głosowały Polska i Węgry. Co oznacza ta decyzja?
Zbigniew Kuźmiuk: To decyzja w odniesieniu do rozporządzenia, które było blokowane do niedawna ze względu na obecność w tej grupie Niemiec. Teraz Niemcy się wycofały, to większości blokującej w tej sprawie nie było. W efekcie przy sprzeciwie Polski i Węgier oraz wstrzymania się od głosu Czech, Austrii i Słowacji, zostało to przez radę przyjęte. Teraz czekają nam trilogi odnoszące się do wszystkich rozporządzeń, w tym negocjacje przedstawicieli PE, KE i RE. Niemcy naciskają, aby ten proces zakończył się możliwie jak najszybciej, czyli żeby rozwiązania weszły od 1 stycznia 2024 roku.
Co może zmienić ważne referendum organizowane w tej sprawie w Polsce?
Jest kluczowe. Jeżeli w tym referendum Polacy powiedzieliby "nie", a frekwencja przekroczyłaby 50 proc., to położymy na stole jego wyniki. Co więcej, trzeba tutaj powiedzieć, że na to referendum czekają społeczeństwa kilku krajów członkowskich. We Francji trwa ożywiona dyskusja dotycząca referendum i słyszałem, że prezydent Macron w publicznej wypowiedzi zadeklarował, że nie ma nic przeciwko, żeby takie głosowanie się odbyło.
Dlaczego w pana ocenie politycy PO namawiają, żeby nie iść na to referendum?
W mojej ocenie Donald Tusk wziął w Berlinie i Brukseli zobowiązanie, że za wsparcie jego próby odsunięcia PiS-u od władzy, gwarantuje, że po zmianie rządu będzie zgadzał się na wszystkie rzeczy proponowane przez KE. Mamy sprawę KPO, embarga na zboże, czy reformy UE, w tym zniesienie prawa weta. Tusk popiera wszystko, co blokuje PiS, dlatego jest tak ważny dla KE.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.