Libertarianin w Davos. Co Milei powiedział globalistom?
– Jestem tu, aby powiedzieć wam, że Zachód jest w niebezpieczeństwie. Jest w niebezpieczeństwie, ponieważ ci, którzy rzekomo powinni bronić wartości Zachodu, zostali ogarnięci wizją świata, która nieuchronnie prowadzi do socjalizmu, a w konsekwencji do ubóstwa – powiedział Javier Milei – od grudnia ub. roku prezydent Argentyny, rozpoczynając swoje wystąpienie podczas tegorocznego Światowego Forum Ekonomicznego, czyli zjazdu globalistów w Davos.
Bez względu na to, czy Czytelnik podziela wizję wolnorynkowego państwa minimum – a jeśli tak, to jaki zakres takiego państwa uważa za odpowiedni we współczesnym świecie – czy tej wizji nie podziela, głos prezydenta Argentyny jest warty uwagi. Pokazuje bowiem inny niż dominujący, a w zasadzie jedyny dopuszczalny obecnie w polityce Zachodu punkt widzenia. Ponadto wybrzmiał w miejscu, w którym współcześni Centralni Planiści przekonują siebie nawzajem, w jaki sposób powinni ułożyć życie masom i zarządzać planetą. Milei wysunął zaś w tym kontekście twierdzenia wręcz wywrotowe, o których nie wypada w towarzystwie globalistów dyskutować, kiedy plebs może to obejrzeć w internecie.
Javier Milei w Davos
Czym jest Światowe Forum Ekonomiczne, Czytelnicy wiedzą zapewne, m.in. z tekstów publikowanych w "Do Rzeczy". Są tam pożyteczne być może inicjatywy, ale z całą pewnością nie jest to miejsce krzewienia kapitalizmu. Prezydenci i premierzy są zapraszani m.in. po to, żeby wiedzieli, które elementy agendy mają na danym etapie wdrażać w swoich państwach. Potem parlamenty wprowadzają otrzymane wytyczne do krajowych porządków prawnych, kosztami przedsięwzięć obciążając podatników, a niezależni eksperci, zgadzający się z opinią korporacji, które im płacą – co nazywamy elegancko "konsensusem naukowym" – wyjaśniają podatnikom, że tak trzeba, by realizować wspólne cele wyższe.
Milei bywał już w Davos, ale tym razem pojechał jako ważny polityczny dygnitarz, i w tej roli nie był tam zbyt mile widziany. Prestiżowy, lewicowy portal "Politico" postawił go nawet na czele "parszywej dwunastki" nielubianych przez światowy establishment gości wydarzenia.
Dlaczego? Bo Javier Milei to libertarianin, który rozpoczął właśnie transformację jak diabli interwencjonistycznego przez dziesięciolecia państwa z powrotem w kierunku wolnego rynku. Przypomnijmy, że na początku XX wieku liberalna gospodarczo Argentyna należała do najbogatszych państw świata. Potem był Wielki Kryzys lat 30., rządy junt, Peron i jego rozmaici następcy. Kolejne władze kilkukrotnie doprowadziły kraj do bankructwa, a gospodarka jest nieustannie nękana kryzysami, w tym falami hiperinflacji. W roku 2023 inflacja sięgnęła 211 procent. 45 proc. populacji żyje w ubóstwie.
Milei jest ekonomistą, ma na koncie kilkadziesiąt publikacji naukowych, w tym kilka książek. Był wykładowcą uniwersyteckim, pracował też jako główny ekonomista kilku dużych prywatnych i publicznych instytucji finansowych. Gdyby uplasować go na polskiej scenie politycznej, byłby mocno na prawo od Konfederacji. W zasadzie ideowo jest anarchokapitalistą, co nie oznacza, że chce zastąpić państwo argentyńskie inną formułą organizacyjną. Jako polityk u władzy w pierwszej kolejności dąży do likwidacji socjalizmu, ponieważ jest to najważniejszy z podstawowych warunków, żeby w ogóle myśleć o państwie długofalowo funkcjonującym nie w biedzie, a w dobrobycie.
Porzucony model wolności
– Niestety w ostatnich dziesięcioleciach motywowani przez niektóre dobrze intencjonowane pragnienia niesienia pomocy bliźniemu, a inni przez chęć należenia do uprzywilejowanej kasty główni przywódcy świata zachodniego porzucili model wolności na rzecz różnych wersji tego, co nazywamy kolektywizmem. Jestem tutaj, aby powiedzieć, że eksperymenty kolektywistyczne nigdy nie są rozwiązaniem problemów dotykających obywateli świata, tylko przeciwnie, są ich przyczyną – kontynuował swoje wystąpienie Milei. Nowy prezydent Argentyny podkreślił, że właśnie Argentyńczycy są tym narodem, który może zaświadczyć, jak duże korzyści płyną z przyjęcia wolności, a jak destrukcyjne jest odstąpienie od tego modelu na rzecz kolektywizmu.
Kapitalizm wydobył z ubóstwa 90 proc. populacji
By dowieść skuteczności kapitalizmu rynkowego, Milei nakreślił historię postępu ekonomicznego w oparciu o dane światowe PKB. O ile od roku 0 do roku około 1800 globalne PKB per capita niemal stało w miejscu (0.02 proc. rocznie), to od 1800 r. PKB per capita zaczął wyraźnie przyśpieszać. W przedziale 1900 r. do 1950 r. tempo wzrostu przyśpieszyło do 1,36 proc. rocznie. W latach 1950 do 2000 roczna stopa wzrostu wynosiła 2,1 proc. Wreszcie w okresie 2000–2023 sięga średnio 3 proc.
Żeby zrozumieć, jakiej skali eksplozję dobrobytu spowodował kapitalizm – kontynuował Mieli – warto sobie uświadomić, że w 1800 roku 95 proc. światowej populacji żyło w skrajnym ubóstwie, a w roku 2020, odsetek ten wynosił jedynie 5 proc.
– Wniosek jest oczywisty – konkludował Milei – kapitalizm wolnorynkowy jako system ekonomiczny jest jedynym narzędziem, jakim dysponujemy, aby zakończyć głód, ubóstwo i nędzę na całym świecie. Dowody empiryczne są niepodważalne – podkreślił.
Moralna wyższość kapitalizmu nad kolektywizmem
Milei przypomniał kolejną kluczową rzecz, którą opisali m.in. Mises i Hayek. Otóż socjalizm, nie mogąc rywalizować z kapitalizmem na polu gospodarczym, przeprowadził ofensywę na płaszczyźnie moralnej, obiecując, że zaprowadzi tzw. sprawiedliwość społeczną. Hayek zwracał uwagę, że liberalizm zaczął być postrzegany jako doktryna negatywna, ponieważ mógł zaproponować poszczególnym jednostkom niewiele więcej ponad udział w ogólnym postępie w sytuacji, gdy postęp ten stawał się dla społeczeństwa czymś naturalnym. Wobec tego to co było osiągnięte, zaczęto uważać za pewne, uzyskane raz na zawsze, co znacznie ułatwiło promotorom socjalizmu przekonywanie mas, że od liberalizmu można odchodzić. Schemat zrujnowania przez socjalizm dobrobytu zbudowanego w okresie kapitalizmu powtórzył się w tak wielu państwach, został tak obszernie opisany, że niegrzecznie byłoby zakładać, że współczesny światowy establishment nie zdaje sobie z tego sprawy. Oczywiście, że globaliści dobrze o tym wiedzą. Schwab z uznaniem odnosi się w swoich książkach do rezultatów liberalizmu ekonomicznego, ale – bałamutnie nazywając forsowany przez siebie model "kapitalizmem interesariuszy", proponuje w istocie kolejną wersję kolektywizmu. Wąska grupa miliarderów i ideologów ma pokierować całą planetą, ponieważ tylko w ten sposób można rozwiązać problemy globalne i ustanowić sprawiedliwość społeczną.
Wracamy zatem do Davos, gdzie Milei rozprawiał się również z mitem o rzekomej niemoralności leseferyzmu. – Krytycy mówią, że kapitalizm jest zły, bo jest indywidualistyczny, a kolektywizm jest dobry, ponieważ jest altruistyczny wobec innych i dlatego walczą o sprawiedliwość społeczną. Ale ten koncept, w którym w ówczesnym świecie stał się modny w ostatnim czasie, w moim kraju jest stałym elementem dyskursu politycznego od ponad 80 lat. Problem w tym, że sprawiedliwość społeczna ani nie jest sprawiedliwa, ani nie przynosi korzyści społeczeństwu – ocenił Milei. Argumentował, że przymus podatkowy, rozumiany jako przemoc, czyni tzw. sprawiedliwość społeczną niesprawiedliwą z natury. Jednocześnie przypomniał, że im wyższe podatki, tym mniejsza wolność jednostki.
Gospodarkę porównał do tortu, który zwolennicy kolektywizmu chcą dzielić wedle swego uznania, tak jakby ten tort "spadł z nieba". Podkreślił, że dostatek gospodarczy wytwarzany jest dzięki procesowi odkrywania rynku. Co to oznacza? – Jeśli nie ma zapotrzebowania na dobro produkowane przez jakąś firmę – przypomniał warunki rynkowe Milei – to ta firma upadnie, jeśli nie dostosuje się do wymagań rynku. Jeśli wytworzy ona produkt dobrej jakości w atrakcyjnej cenie, to odniesie sukces i wyprodukuje więcej. (…) Kapitalista w procesie odkrywania znajduje właściwy kierunek. Jednak jeżeli państwo karze go za sukces i blokuje w tym odkrywaniu rynku, to niszczy jego motywację, czego konsekwencją jest, że będzie on produkował mniej i tort się zmniejszy, co wyrządzi szkodę całemu społeczeństwu – powiedział.
Prezydent Argentyny wyraził ocenę, że to kapitalizm wolnorynkowy, który nie krępuje źródła dobrobytu – przedsiębiorczości, a historycznie rzecz biorąc, wyciągnął 90 proc. populacji z biedy, jest sprawiedliwszy i lepszy moralnie, niż kolektywizm.
Libertarianizm
Mieli powiedział, że proponuje zatem dla przyszłej Argentyny model oparty na fundamentalnych zasadach libertarianizmu: obronie życia, wolności i własności. Precyzując, co rozumie przez libertarianizm przywołał największego – jak go określił – bohatera idei wolności w Argentynie prof. Alberto Benegasa Lyncha, który ujął rzecz następująco: „libertarianizm to nieograniczony szacunek dla życiowego projektu drugiego człowieka, oparty na zasadzie nieagresji i obronie prawa do życia, wolności i własności, których podstawowymi instytucjami są własność prywatna, wolny rynek bez interwencji państwowej, wolna konkurencja, podział pracy i społeczna współpraca, gdzie sukces można osiągnąć jedynie dostarczając bliźniemu lepszej jakości towarów po lepszej cenie”. – Innymi słowy, kapitalista odnoszący sukcesy, przedsiębiorca, jest dobroczyńcą społecznym, który zamiast przywłaszczać sobie cudze bogactwo, przyczynia się do ogólnego dobrobytu – podkreślił.
Zwróćmy uwagę, bo jest to istotne. Dziś na Zachodzie już od lat szkolnych wmawia się ludziom, że przedsiębiorca i pracownik to jakieś dwie przeciwstawne sobie grupy społeczne. W tej opowieści, w roli dobroczyńców pojawiają się polityk i urzędnik, którzy chronią pracownika przed pracodawcą odpowiednimi regulacjami. Jest to narracja fałszywa, potrzebna politykom do legitymizowania siebie w oczach, jak to nazywają, "człowieków pracy". W rzeczywistości przedsiębiorca i jego pracownik stoją po jednej stronie, a po drugiej jest, ze swoimi zakazami, nakazami i podatkami, polityk. Jest po drugiej, bo utrudniając działanie przedsiębiorcy szkodzi zarazem jego pracownikowi. Najlepsze, co może zrobić polityk dla pracownika, to nie przeszkadzać. Z natury rzeczy nie jest to możliwe w socjalizmie, tylko w kapitalizmie.
Błąd rynkowy – oksymoron
Milei starał się przekonywać, że mylą są ci liberałowie, którzy ulegają teorii o istnieniu "błędu rynkowego". Neoklasyczni ekonomiści – bo o nich mowa – sami niechcący projektują narzędzia umożliwiające ingerencję państwa w rynek. – Na podstawie domniemania o rzekomym błędzie rynkowym wprowadza się regulacje, które powodują jedynie zakłócenia w systemie cen, uniemożliwiając kalkulację ekonomiczną, a co za tym idzie oszczędności, inwestycje i wzrost – przypomniał, stawiając tezę, że tzw. błędy rynkowe, to w rzeczywistości nic innego, jak efekty interwencji polityków i urzędników.
I tłumaczył, że mechanizm rynkowy przynosi uporządkowane rezultaty, które są wynikiem ludzkiego działania, ale nie żadnego odgórnego projektu. –Rynek to mechanizm współpracy społecznej, w ramach którego dobrowolnie wymienia się prawa własności. Biorąc pod uwagę tę definicję, mówienie o błędzie rynkowym jest oksymoronem. Nie istnieje coś takiego jak błąd rynkowy. Jeśli transakcje są dobrowolne, błąd rynkowy może wystąpić jedynie w sytuacji przymusu. A jedynym tworem, który ma zdolność do powszechnego przymusu, jest państwo, bo posiada monopol do stosowania przemocy. Jeśli zatem ktoś uważa, że występuje błąd rynku, poleciłbym sprawdzić, czy nie ma tam ingerencji państwa. Jeśli stwierdzi, że nie ma, sugeruję przeprowadzenie analizy jeszcze raz – zaproponował.
Zachód zagrożony socjalizmem
Prezydent Argentyny ocenił, że Zachód jest w niebezpieczeństwie, ponieważ zamiast chronić wartości, wolny rynek, własność prywatną i inne instytucje libertarianizmu, szeroko otwiera drzwi socjalizmowi i potencjalnie skazuje przyszłe pokolenia na ubóstwo, nędzę i stagnację. – Nigdy nie powinno się zapominać, że socjalizm jest zawsze i wszędzie zjawiskiem zubażającym, które zakończyło się niepowodzeniem we wszystkich krajach, w których próbowano go wprowadzić. Niepowodzeniem w sferze ekonomicznej, społecznej, kulturowej, a co więcej spowodował on śmierć ponad 100 mln ludzi – przypomniał.
Milei wskazał na sukces marszu neomarksistów przez instytucje jako jedną z głównych przyczyn stłumienia zdrowego rozsądku Zachodu. Opanowali media, edukację, kulturę – wyliczał, i kierując wzrok na publikę dodał: również organizacje międzynarodowe. Skutek dalszego brnięcia Zachodu w kolektywizm jest łatwy do przewidzenia: mniej wolności, więcej socjalizmu, a co za tym idzie ubóstwo, ostrzegł.
– Dziś państwa nie muszą bezpośrednio kontrolować środków produkcji, aby kontrolować każdy aspekt życia jednostki. Za pomocą narzędzi takich, jak emisja pieniądza, zadłużenie się, subsydia, kontrola stóp procentowych, kontrole cen i regulacje mające na celu korygowanie domniemanych błędów rynkowych, państwa mogą kierować losami milionów ludzi. Tak właśnie doszliśmy do momentu, w którym pod różnymi nazwami czy formami znaczne części powszechnie akceptowanych ofert politycznych w większości krajów Zachodu są wariantami kolektywistycznymi. Bez względu na to, czy otwarcie deklarują się jako komuniści, faszyści, naziści, socjaliści, socjaldemokraci, narodowo-socjaliści, demokraci chrześcijańscy, keynesiści, neokeynsiści, progresiści, populiści, nacjonaliści czy globaliści. W gruncie rzeczy nie ma istotnych różnic. Wszyscy oni utrzymują, że państwo powinno kierować wszystkimi aspektami życia jednostek. Wszyscy oni oferują model przeciwny temu, który doprowadził ludzkość do najbardziej spektakularnego postępu w jej historii – powiedział prezydent Argentyny.
Zaproszenie do powrotu
– Przybyłem tu dziś – reasumował Milei – aby zaprosić inne kraje Zachodu do powrotu na ścieżkę dobrobytu. Wolność gospodarcza, minimalny rząd i nieograniczony szacunek dla własności prywatnej, to kluczowe warunki wzrostu gospodarczego. Ten fenomen zubożenia, który wywołuje kolektywizm, nie jest fantazją, ani fatalizmem. To rzeczywistość, którą Argentyńczycy znają bardzo dobrze od ponad stu lat. (…) Odkąd zdecydowaliśmy się porzucić model wolności, który uczynił nas bogatymi, jesteśmy uwięzieni w błędnym kole, gdzie z każdym dniem stajemy się biedniejsi. To coś, czego już doświadczyliśmy i jesteśmy tu, żeby was ostrzec przed tym, co może się stać, jeśli zachodnie kraje, które wzbogaciły się na modelu wolności, będą kontynuowały drogę niewoli – powiedział, dodając, że argentyński przypadek to empiryczny dowód na to, że bez znaczenia, jak bardzo kraj jest bogaty, ile ma zasobów naturalnych, jak wykształcona i wykwalifikowana jest populacja, jeśli zostaną podjęte działania zakłócające swobodne funkcjonowanie rynków, wolną konkurencję, system wolnych cen, handel zostanie utrudniony, a własność prywatna naruszona, jedynym możliwym skutkiem, prędzej czy później, jest ubóstwo, podsumował.
Milei zachęcił przedsiębiorców, żeby nie dali się zastraszyć ani politykom, ani żyjącym z państwa pasożytom. Zaapelował, by nie dali sobie wmówić, że są niemoralni, bo kierują się chęcią zysku. Podkreślił, że na wolnym rynku zarabia się oferując lepszy produkt w lepszej cenie, co przekłada się na korzyści dla społeczeństwa jako całości. – Od teraz możecie liczyć na Argentynę jako na sojusznika. Niech żyje wolność – zakończył.
Jeśli ktoś jest zainteresowany przebiegiem transformacji gospodarczej prowadzonej przez ekipę nowego argentyńskiego prezydenta, to warto zajrzeć na YouTube Fundacji PAFERE – wolnościowego think tanku, którego prezesem jest Jan Kubań.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.