Kuczyński: Rosyjska propaganda wykorzysta słowa Hołowni
DoRzeczy.pl: Czy słowa marszałka Sejmu Szymona Hołowni o Władimirze Putinie mogą mieć swoje negatywne konsekwencje?
Grzegorz Kuczyński: Słowa Szymona Hołowni zostaną przedstawione w Rosji, przez tamtejszą propagandę jako dowód na to, że na Zachodzie, a zwłaszcza w Polsce, która stała się ostatnio jednym z głównym chłopców do bicia w rosyjskiej propagandzie, są politycy i to nawet tej rangi jak druga osoba w państwie, którzy niemal wprost mówią o zamordowaniu Władimira Putina, czy o jego śmierci. Myślę, że w ten sposób będzie to wykorzystywane przez rosyjski aparat propagandowy. Dlatego nie mam wątpliwości, czy Rosjanie to wykorzystają. Zrobią to.
Mamy do tego ostatnie słowa Putina z wywiadu z Tackere Carlsonem, w którym prezydent Rosji mówił, że jego kraj będzie atakował tylko tych, którzy atakują Rosję. Czy słowa marszałka Sejmu są do tego pretekstem do prowokacji?
Nie. Myślę, że tak nie będzie. Jeśli mówimy o jakichś prowokacjach rosyjskich w Polsce, to spodziewam się działania innego rodzaju. Jednak słowa Hołowni mogą stać się szerszym elementem operacji dezinformacyjno-propagandowej, której celem może stać się Polska. Hasłem od dawna wykorzystywanym przez Rosję jest to, że awanturnicy z Polski próbują wciągać stary zachód, tych bardziej umiarkowanych polityków w konflikt z Rosją. Z tego typu narracją mieliśmy do czynienia w ubiegłych latach, niewykluczone, że teraz będzie podobnie. Zobaczymy również, jak to zostanie odebrane w mediach zachodnich, przez tamtejszych polityków.
Nie wykluczam, że środowiska nie tyle prorosyjskie, co nie nastawione na konfrontację z Rosją, wykorzystają słowa Hołowni. Np. AfD może to wykorzystać na potrzeby kampanii wyborczej pokazując Polaków jako awanturników. Dlatego uważam, że marszałek Hołownia oraz inni politycy wyszli trochę przed szereg. Rozumiem, że po śmierci Aleksieja Nawalnego wszyscy zaczęli o tym mówić, jednak nie w tak ostrych słowach, jak zrobił to marszałek Hołownia.
Jeżeli już mówimy o śmierci Aleksieja Nawalnego, to jak pan ocenia reakcję polskich polityków na to wydarzenie? Niemal każdy wrzucił coś do sieci – jedni płaczące ikony, inni złamane serca, choć nigdy wcześniej się na ten temat nie wypowiadali.
To jest w pewnym sensie rysowanie kredkami po asfalcie, czy białe marsze w ramach protestu wobec przemocy. Tego typu reakcje niczego nie wnoszą, a są wykorzystywane przez wielu polityków bowiem wszyscy o tym mówią, zatem trzeba się podłączyć. Ociera się to o infantylność.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.