Sprawa abp. Dzięgi. Karczewski: Jest wiele pytań i wątpliwości
DoRzeczy.pl: W sprawie arcybiskupa Andrzeja Dzięgi mamy dwie sprzeczna narracje. Jedna mówi o tym, że arcybiskup sam zrezygnował z wszystkich funkcji, które przez lata pełnił przy Episkopacie, zaś druga, że został wyrzucony. Jak pan patrzy na tę sprawę i ją ocenia?
Sebastian Karczewski: Przyjrzyjmy się faktom. 24 lutego Nuncjatura Apostolska wydała komunikat, w którym napisano, że Ojciec Święty przyjął rezygnację abp. Andrzeja Dzięgi z posługi metropolity szczecińsko-kamieńskiego. Komunikat opatrzony jest sygnaturą, a pod dokumentem podpisany jest abp Antonio Filipazzi, nuncjusz apostolski w Polsce. Sprawa była jasna: abp Dzięga zrezygnował, a papież rezygnację przyjął. O dziwo, już 26 lutego nuncjatura apostolska opublikowała drugi komunikat, ale tym razem bez sygnatury i podpisu, w którym czytamy, że „odpowiadając na pojawiające się pytania, Nuncjatura Apostolska precyzuje, że decyzje związane z odejściem abp. Dzięgi z urzędu metropolity szczecińsko-kamieńskiego zostały podjęte w następstwie dochodzenia prowadzonego z ramienia Stolicy Apostolskiej w sprawie zarządzenia diecezją oraz zaniedbań, o których mowa w dokumencie papieskim „Vox estis lux mundi”. Mamy tu do czynienia z jakimś kuriozum informacjami.
Dlaczego?
Z pierwszego dokumentu wynika, że to abp Dzięga złożył rezygnację. Drugi natomiast nic nie wspomina o rezygnacji sugerując, iż wobec metropolity szczecińsko-kamieńskiego „zostały podjęte” jakieś „decyzje”, czyli mówiąc inaczej: arcybiskup miał być odsunięty od wspomnianej posługi. Publikacja w tak krótkim czasie dwóch sprzecznych ze sobą dokumentów wskazuje, iż coś tu nie gra. Wątpliwości i pytań jest więcej. Dlaczego na drugim dokumencie nie ma sygnatury? Dlaczego nie ma podpisu? Nie wiemy, kto jest autorem drugiego komunikatu. W dokumencie czytamy, że drugi komunikat powstał „w odpowiedzi na pojawiające się pytania”. Kto zadawał nuncjuszowi te pytania, skoro te między publikacją obu dokumentów był tylko jeden dzień i to niedziela? Moim zdaniem drugi dokument został wydany w celu wprowadzenia opinii publicznej w błąd poprzez sugestię, że to nie abp Dzięga złożył rezygnację, ale że ktoś podjął decyzje ws. usunięcia arcybiskupa z urzędu. Kto? Tego nie zapisano.
Tylko, który komunikat mówi prawdę?
Zwrócę tu uwagę na jedną rzecz. W objęcia urzędu administratora apostolskiego archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej ks. bp Zbigniew Zieliński opublikował swój dekret w tej sprawie, podpisany przez kardynała Roberta Prevosta, prefekta Dykasterii ds. Biskupów. W dekrecie tym jest wyraźnie mowa o rezygnacji arcybiskupa Andrzeja Dzięgi, a nie o decyzjach w jego sprawie. Dlaczego zarzucając kłamstwo abp Dziędze kłamstwo w sprawie rezygnacji, nikt nie zarzuca kłamstwa prefektowi Dykasterii ds. Biskupów? Dlaczego nikt nie zarzuca kłamstwa nuncjuszowi apostolskiemu, który pierwszym komunikacie również napisał o rezygnacji? W mojej ocenie chodzi tu o „zaciemnienie” sytuacji i zasianie wątpliwości, do o jakiejś rzekomych „zaniedbaniach” abp. Dzięgi, co nie jest tu prawdą.
I tu również pojawiają się zarzuty dotyczące niedopełnienia wyjaśnienia kwestii dotyczących wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych. Chodzi o dwa przypadki, gdzie abp. Dzięga miał zaniedbać swoje obowiązki.
W Kościele Katolickim obowiązuje prawo kanoniczne. Kanon 1389 Kodeksu Prawa Kanonicznego stanowi, że „kto nadużywa władzy lub zadania, powinien być ukarany stosownie do wielkości czynu lub zaniedbania, nie wyłączając pozbawienia urzędu, chyba że za to nadużycie jest już ustanowiona kara ustawą lub nakazem”. Ten sam Kodeks określa zarazem zasady stosowania kar, wyraźnie stwierdzając iż żadna kara kanoniczna nie może być wymierzona lub zadeklarowana bez procesu karnego lub administracyjnego (kan. 1341). W sprawie abp. Andrzeja Dzięgi nie toczył się żaden tego rodzaju proces. Dlatego też nie ma żadnego dekretu, który potwierdzałby, że arcybiskup dopuścił się jakichś zaniedbań, a jego wina została potwierdzona w toku przewidzianego w takim wypadku procesu kanonicznego. Zatem publiczne formułowanie przez niektórych dziennikarzy wobec byłego metropolity szczecińsko-kamieńskiego jakichś zarzutów, które miałyby gdzieś tam zostać potwierdzone, jest ogromnym nadużyciem. Źródłem informacji w tej sprawie winny być fakty, a nie hipotezy, formułowane na życzenie takich czy innych środowisk.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.