Prof. Kosiński: Dmowskiego zafałszowywano potrójnie, a nawet poczwórnie
DoRzeczy.pl: Jaka była pana największa motywacja oraz inspiracja do napisania książki „Bunt duszy polskiej. O twórczości politycznej i literackiej Romana Dmowskiego (z lat 1893-1934)”?
Prof. Krzysztof Kosiński: Przygoda zaczęła się na początku 2021 r., gdy prof. Paweł Skibiński zaproponował mi nagranie cyklu rozmów o pisarstwie Romana Dmowskiego, pod patronatem utworzonego właśnie Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej. W punkcie wyjścia przyjęliśmy właściwie jedno tylko założenie – Dmowskiego warto czytać, a dokąd nas lektura zaprowadzi, to się okaże. Przy okazji dojrzewał też projekt książki, przy czym początkowo myśleliśmy o zbiorze krótkich esejów. W końcu lektura Dmowskiego tak mnie pochłonęła, że trudno mi było się skupić na czymkolwiek innym. Stopniowo też odkrywałem teksty Dmowskiego niemal już zapomniane, a przecież niezwykle ciekawe, jak cykl Listów Warszawiaka z Galicji. W końcu zaczęła formować się książka – swoista wędrówka śladami Dmowskiego od naszego patriotyzmu po militaryzację polityki, będąca też próbą ukazania go w różnych odsłonach: myśliciela politycznego, stratega, geopolityka, naukowca, socjologa, krytyka literackiego, powieściopisarza. Na ostatnim etapie pracy pomocna okazała się dla mnie też recenzja wydawnicza prof. Krzysztofa Kawalca, za którą raz jeszcze dziękuję.
Zdaję sobie sprawę, że nie jestem oczywistym autorem książki o pisarstwie Dmowskiego, ale chyba też nie całkiem przypadkowym. Mam w pamięci jeszcze z dzieciństwa listopadowe spacery z dziadkiem na Cmentarz Bródnowski, do grobu rodzinnego, który, tak się składa, znajduje się dwie alejki za grobowcem Dmowskiego i jego rodziny. Zazwyczaj przechodziliśmy obok tego grobowca. To była taka cicha lekcja historii, bez słów. To pewnie miał być dla mnie jakiś znak. Jak mówi jeden z bohaterów powieści Dmowskiego "W połowie drogi": „Takie dziedzictwo najmocniej tkwi w człowieku: wpływy, które później przychodzą, łatwo z siebie otrząsnąć, ale dobra tradycja rodzinna zbyt głęboko sięga korzeniami w duszę człowieka, ażeby można ją było wyrwać”. Młodzieńcze zainteresowania, inspiracje środowiskowe, czasy, w których dorastałem, popychały mnie w innych kierunkach.
Momentem zwrotnym okazało się odkrycie i zbadanie w 2015 r. wraz z prof. Zbigniewem Tucholskim, z nieocenioną pomocą prof. Tadeusza Dobosza, śladów krwi w Pałacu Staszica z czasu Powstania Warszawskiego. Zainspirowało mnie to do napisania książki o konspiracji narodowej w Warszawie, a przy okazji do bardziej już regularnego sięgania po pisma Dmowskiego, które tymczasem czekały na półce. Bez tego doświadczenia trudno byłoby mi zmierzyć się z pisarstwem Dmowskiego. Można dyskutować, czy i co łączy Józefa Mackiewicza z Romanem Dmowskim. W moim odczuciu mają przynajmniej jedną cechę wspólną: obaj to pisarze dla dorosłych. Obaj nie dążyli do tego, by być autorami „skrzydlatych słów”, ckliwych frazesów, które gładko wpadają do ucha i równie szybko wypadają, zamiast tego zmuszali do myślenia. Myślenia niesentymentalnego, realistycznego, czasem bolesnego, wbrew nawykom. Obaj byli niezależni od „politycznej poprawności”, wymuszającej cenzurę i gorszą od niej jeszcze autocenzurę. Myślę, że trzeba sporo przeżyć, doświadczyć, przeczytać, popełnić błędów i wyciągnąć z nich wnioski, żeby właściwie odczytać Dmowskiego, nie mówiąc już o głębszej analizie. Do Dmowskiego trzeba dorosnąć. Mnie to przyszło później niż innym; cóż, „Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach życia”.
Prof. Jacek Bartyzel wskazuje: „autor książki, którą nagradzamy podjął się iście herkulesowego intelektualnie trudu oczyszczania tej stajni Augiasza”. Zatem, jak ciężka to była praca? Ile czasu trwała praca nad książką?
Bardzo jestem wdzięczny prof. Jackowi Bartyzelowi za jego słowa. Traktuję je także jako wezwanie do nieustawania w wysiłku. Jeśli chodzi o samą pracę, największą trudnością okazywało się to, co pozornie najprostsze: czytanie ze zrozumieniem. Wielokrotnie przekonywałem się, jak dalece trzeba uporządkować swój umysł, oczyścić go z różnych filtrów czy szablonów, które mimowolnie determinują odbieranie sensów danego tekstu, żeby wreszcie spotkać się z myślą samego autora, przybliżyć się do rozumienia jego intencji. Rozdział o myślach nowoczesnego Polaka przerabiałem kilkakrotnie, pozostając z poczuciem niedosytu. Dopiero po kolejnych lekturach, rozkładaniu tekstu na poszczególne wątki, zdania, wyrazy, zacząłem dostrzegać zaskakujące niuanse mniej znanej powieści Dmowskiego "W połowie drogi". Podobnie z innymi tekstami. Starałem się wychodzić od możliwie samodzielnej, oryginalnej, przy tym drobiazgowej lektury tekstu i zmierzać do uogólnienia, a nie na odwrót. Sądzę, że pozostaję tu w zgodzie z zamysłem samego Dmowskiego, który niejednokrotnie przecież prosił o „ciągły trud myślenia” i refleksję, dlaczego o danej sprawie myślimy tak a nie inaczej. Czas pracy zaczął się gwałtownie kurczyć jesienią 2023 r., nad IDMN jako wydawcą książki zbierały się czarne chmury, a w pewnym momencie stało się oczywiste, że jeśli książka nie trafi do druku przed końcem tego roku, to zostanie pogrzebana. Zresztą dodruk czy dystrybucja i tak zostały zablokowane. Tym większa moja wdzięczność dla jury Nagrody im. J. Mackiewicza, że książkę upamiętniło. Mniejsza zresztą o mnie, ważniejsze, by Dmowski dalej nie dawał spokoju „starszym i mądrzejszym”.
Dlaczego w pana ocenie postać Romana Dmowskiego w polskiej debacie publicznej jest tak często zakłamywana?
Dmowskiego zafałszowywano potrójnie, a nawet poczwórnie: za jego życia w propagandzie i historiografii sanacyjnej, w publicystyce i historiografii PRL, wśród tzw. rewizjonistów widzących w nim większe zło, niż w komunizmie i wreszcie w przeważającym dyskursie publicystycznym i naukowym po 1989 r. Tym bardziej trzeba docenić wysiłek zwłaszcza młodzieży, która w czasach PRL próbowała samodzielnie do Dmowskiego nawiązywać. Przykładem jest Liga Narodowo- Demokratyczna, potem Ruch Młodej Polski czy duszpasterstwo przy Zagórnej, choć lista jest oczywiście dłuższa. Niemniej trudno nie zgodzić się z Jędrzejem Giertychem, który pół wieku temu pisał, że „jest coś dziwnie tragicznego w zapoznaniu zasługi jednego z największych ludzi polskiej historii, któremu zawdzięczamy odrodzony byt państwowy i ponowne znalezienie się Polski w rodzinie wolnych europejskich narodów, a o którym przeciętny Polak nic nie wie, o którym dzieci polskie w szkołach niczego się nie uczą i o którym, co gorsza, krążą w narodzie plugawe i podłe w swej złośliwości oszczerstwa”.
Pod pewnymi względami jest nawet gorzej, bo jednak wtedy mało komu przychodziło do głowy, nawet oponentom, by kreować Dmowskiego na polskiego „Hitlera”. Zakłamywanie Dmowskiego nie ustanie, nie łudźmy się. Zadbają też o to różne polityki historyczne, promieniujące na polską historiografię. Poza tym Dmowski nie pasuje do epoki systemowej likwidacji państw narodowych i tradycyjnych narodów, w jakiej nam przyszło żyć, zarazem jest wyrzutem sumienia, bo ostatecznie nie tak trudno dostrzec zasadność jego przestrogi, że wbrew wyzwolicielskim obietnicom, odcinając się od korzeni, również od chrześcijaństwa, od tradycji katolickiej, przeważnie poddajemy się wszelakim „izmom”, ulegamy różnym postaciom gnozy, tracimy tożsamość, a zatem niepodległość wewnętrzną. Oderwanie od gruntu, z którego wyrósł, czyni z Europejczyka nie człowieka wolnego, lecz „liść zerwany z drzewa”, miotany „to z tej, to z innej strony” powiewami, które w końcu wpędzają go „w jakąś kałużę”. To zastanawiająca puenta Kościoła, narodu i państwa, książki Dmowskiego bodajże najgorliwiej zwalczanej. Można by powiedzieć: uderz w stół, a nożyce się odezwą…
Które tezy Romana Dmowskiego można przełożyć na dzisiejszą politykę oraz sytuację wewnętrzną i zewnętrzną?
Przede wszystkim tę najprostszą: „Jestem Polakiem – więc mam obowiązki polskie”. Niby oczywiste, a w praktyce nie takie częste… Muszę tu zastrzec, że moja książka jest pracą historyka, starałem się unikać odniesień do współczesności, dopiero w zakończeniu pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na zdumiewającą momentami aktualność tez Dmowskiego, pozostawiając jednak ich interpretację czytelnikowi. Trudno się nie zadumać, gdy czytamy w "Myślach nowoczesnego Polaka" z 1903 r. o tych, którzy głoszą, iż „nowoczesny Polak powinien jak najmniej być Polakiem”. Po 120 latach możemy usłyszeć to samo. Wiele się zmieniło, lecz czynniki historyczne, geograficzne, polityczne, a zatem geopolityczne, pozostają raczej stałe. W świecie powojennym i Polsce z 1930 r. Dmowski pisał o Polsce znajdującej się w swoistym trójkącie Niemcy – Rosja – Ukraina, i co z tego wynika. Wielokrotnie przestrzegał przed wpychaniem Polaków w powstania czy wojny, które przynoszą korzyść „naszym wielkim kosztem – interesom nie naszym”. Irytowała też Dmowskiego nasza skłonność „do robienia patriotyzmu możliwie najtańszym kosztem”, np. „szczuciem na Moskala”, zamiast polityki realistycznej i na dłuższą metę obliczonej. Nawiasem mówiąc, już w 1904 r. przestrzegał, że anglosaskie elity interesują się sprawą polską „o tyle tylko, o ile przypuszczają, że Rosja może mieć z naszej strony kłopot, tak samo, jak w innym sezonie politycznym zajmują się Ormianami lub Macedończykami”. Warto mieć to i dzisiaj na uwadze. A wszystkim tym, którym przypadnie w udziale kierowanie polską polityką, przypominał: „Polski się nie buduje ani dla siebie, ani dla swej partii, ani nawet dla swego pokolenia. Ona jest własnością nieskończonego szeregu pokoleń, które ją tworzyły i tworzyć będą, które stanowią naród. Tylko ten w wielkich, przełomowych chwilach znajdzie właściwą drogę, kto ma poczucie odpowiedzialności względem tak pojętego narodu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.