„Fire show” na Łyczakowie
4 listopada członkowie Stowarzyszenia Wielki Śląsk dla Orląt Lwowskich i Kresowiaków uczcili setną rocznicę polsko-ukraińskich walk o Lwów. Świętowali na polskiej części Cmentarza Łyczakowskiego w specyficzny, właściwy dla kibicowskiej estetyki sposób: odpalili race i wywiesili transparent z napisem: „Orlęta Lwowskie, 100 lat to hasło polską odwagę rozsławia, Śląsk składa hołd dla Lwowa, duchowego miasta Wrocławia”. „Eksperci w różny sposób komentują ten pseudopatriotyczny wybryk polskich obywateli. Obywateli, którzy, świadomie bądź nie, ale zdecydowali się miejsce pamięci oraz pojednania pomiędzy narodami polskim i ukraińskim zamienić na miejsce wielkomocarstwowego szowinizmu” – oburza się dziennikarz (niepodpisany pod tekstem) ukraińskiego portalu Zachidnyj Informacijnyj Front (Zachodni Front Informacyjny). „Nie są wiadome przyczyny, które skłoniły tych młodych ludzi do skandowania polskich haseł oraz palenia rac nad grobami osób, które (…) mają przypominać o tragediach przeszłości historycznej, która nie powinna się powtórzyć” – czytamy w artykule. Autor popiera apel o pociągnięcie polskich kibiców do odpowiedzialności karnej. Przeprowadza też własne internetowe „śledztwo”, próbując ustalić, kto brał udział w akcji. Wylicza Michała Horbaczka, szefa grupy Polscy Kibice dla Kresowiaków a także głównego organizatora akcji Krystiana Kożuchowskiego. Obu nazywa „postaciami kontrowersyjnymi, niejednoznacznymi”. Przypomina, że postać Horbaczka została opisana na profilu „V rosyjska kolumna w Polsce”, jako osoba zaangażowana w psucie relacji polsko-ukraińskich w Przemyślu. Dziennikarz Zachodniego Frontu Informacyjnego odnotowuje również, że dwa lata temu Horbaczek zajmował się sprzedażą koszulek z napisem „Śmierć banderowskiej kur…”. Ponadto, aktywista brał udział w zablokowaniu występu ukraińskiego zespołu „Ot Vinta” w Przemyślu. W akcję zaangażowany był także Michał Mocio, który – jak czytamy w artykule – zasłynął prowokacją podczas ukraińskiej procesji religijnej, jaka w czerwcu 2017 r. przeszła ulicami Przemyśla. Co ciekawe, prowokacja miała polegać na tym, że… Mocio stanął na trasie procesji w koszulce z przekreślonym portretem Bandery. Jak widać, dla ukraińskiego dziennikarza „antybanderyzm” jest równoznaczny z „antyukrainizmem”…
Zdaniem autora tekstu, „fire show” na Cmentarzu Orląt Lwowskich miało „niewiele wspólnego” z chrześcijaństwem, a organizatorzy wydarzenia „od dawna prowadzą otwartą, destrukcyjną działalność w sferze relacji polsko-ukraińskich”. „Dziwi to, że do Lwowa przyjechali mieszkańcy Wrocławia, a więc miasta, do jakiego po zakończeniu II wojny światowej przybyło wielu Polaków, mieszających wcześniej we Lwowie. Przyjechali nie po to, by uszanować pamięć zmarłych, ale by „przypomnieć” o swoich terytorialnych ambicjach” – pisze autor artykułu, mimo iż w swoim tekście nie przytacza żadnego dowodu na to, by kibice rzeczywiście podczas swojej akcji w jakikolwiek sposób zasugerowali, że Lwów powinien „wrócić” do Polski.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.