303. Bitwa o Anglię - film odkrywa czarne karty polsko-brytyjskiej historii
  • Marcin BartnickiAutor:Marcin Bartnicki

303. Bitwa o Anglię - film odkrywa czarne karty polsko-brytyjskiej historii

Dodano: 
Iwan Rheon w roli Jana Zumbacha w filmie "303. Bitwa o Anglię"
Iwan Rheon w roli Jana Zumbacha w filmie "303. Bitwa o Anglię" 
W końcu! Chyba wszyscy miłośnicy historii czekali na zachodni film opowiadający o naszych dziejach. „303. Bitwa o Anglię” jest pod wieloma względami przełomem. Idąc do kina nie należy się jednak nastawiać na hollywoodzką superprodukcję.

13 mln dolarów - to budżet jednego odcinka amerykańsko-brytyjskiego serialu „The Crown”. Oglądając „303. Bitwa o Anglię” warto pamiętać, że na jego produkcję wydano zaledwie 10 milionów. Trzeba przyznać, że jak na tak niski budżet twórcy spisali się całkiem nieźle. Mimo że film nie zachwyca efektami specjalnymi, jest wyraźnie lepszy niż zdecydowana większość polskich filmów historycznych.

Zrealizowane niewielkim kosztem sceny walk powietrznych nie wyglądają imponująco i są zbyt chaotyczne. Nie udało się pokazać, na czym polegała przewaga polskich pilotów nad Niemcami i dlaczego osiągali tak znakomite rezultaty w starciach. W polskiej wersji jest też problem z dialogami. I chociaż miło w końcu usłyszeć w zachodnim filmie o II wojnie światowej swojsko brzmiące „mam go k...!”, to tekstów zapadających w pamięć niestety brakuje. Sam przekaz filmu pozostawia jednak wrażenie, szczególnie, że opisuje rzeczywiste wydarzenia (chociaż nie wszystkie fakty historyczne się zgadzają, nie to było jednak celem twórców).

W głównej roli - Jana Zumbacha - możemy zobaczyć znanego z „Gry o Tron” Iwana Rheona (Ramsay Bolton!). Marcin Dorociński pojawia się jako postać drugoplanowa, scenariusz nie daje mu niestety szerokiego pola do popisu. Dotyczy to również postaci większości polskich pilotów, którzy giną, zanim zdążymy się do nich przyzwyczaić. To właśnie w filmie Davida Blaira szczególnie zwraca uwagę.

Schematyczny scenariusz, powielający najbardziej znane hollywoodzkie klisze rozwija się w dość przewidywalny sposób (tego chciało chyba wielu polskich widzów w zachodniej produkcji o historii Polski). Schemat zostaje złamany, gdy giną pierwsi piloci. A umierają masowo. Nagle zamiast filmowego mitu o bohaterach widzimy przygnębiający obraz śmierci, kalectwa i poświęcenia, za które nie widać specjalnej wdzięczności. W baraku polskich lotników jest coraz więcej pustych łóżek, a wykończeni ciągłą walką piloci, mimo sukcesów, sprawiają coraz bardziej ponure wrażenie. Zdecydowanie nie czują się jak herosi wygrywający wojnę.

Koloryzowane zdjęcie lotników z Dywizjonu 303 (na górze) i kadr z filmu "303. Bitwa o Anglię"

Co jeszcze ciekawsze, finałem filmu nie jest zwycięstwo w Bitwie o Anglię, ale parada zwycięstwa zorganizowana po wygraniu wojny. Polaków na nią nie zaproszono, aby nie drażnić Stalina. Jedynymi polskimi uczestnikami uroczystości mieli być lotnicy z Dywizjonu 303, którzy jednak odmówili udziału, solidaryzując się z pozostałymi polskimi żołnierzami. Udało się to doskonale uchwycić w ostatniej scenie, gdy osamotnieni piloci, którzy przetrwali wojnę, słyszą za oknem wiwatujące tłumy, których jednak kamera nie pokazuje i widzą przelatujące samoloty, które kiedyś sami pilotowali. Z ostatniej sceny dowiadujemy się również, że główny bohater musi opuścić Wielką Brytanię, ponieważ nie zgodził się na repatriację do okupowanej przez Sowietów Polski. Aby podkreślić, że film przedstawia fakty historyczne, kończy się informacją, że według przeprowadzonego po wojnie sondażu 56 proc. Brytyjczyków uznawało, iż Polaków należy repatriować. Znaczna część angielskich postaci przejawia zresztą dość paskudne postawy wobec naszych żołnierzy. Z tego powodu film dla widzów na Wyspach może być nieco nieprzyjemny w odbiorze, ale takie przedstawienie sytuacji było chyba potrzebne.

Gdybyśmy mieli wybrać jeden fakt ze wspólnej walki Polaków i Brytyjczyków w II wojnie światowej, należałoby przypomnieć właśnie Bitwę o Anglię i późniejszy los polskich pilotów. Nie należy spodziewać się, że „303. Bitwa o Anglię” przyciągnie w brytyjskich kinach tłumy, może jednak zgromadzić sporą widownię w telewizji. Wielu Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii z pewnością zechce zwrócić uwagę swoich brytyjskich znajomych na ten obraz. Szkoda tylko, że to nie serial. Byłoby znacznie ciekawiej, a przesłanie byłoby jeszcze mocniejsze.