Prof. Chwedoruk: Utrata przez PiS 2-3 proc. oznacza oddanie władzy
Damian Cygan: Jarosław Gowin wraca do polityki po chorobie. Przyznał, że cierpiał na depresję. Ile takie wyznania znaczą w polityce?
prof. Rafał Chwedoruk: Dzisiaj wyznania w polityce niezbyt wiele znaczą, ponieważ jest ich bardzo dużo. Całe życie społeczne oparte jest w znaczącym stopniu na manifestacjach własnej prywatności. Coś, co 20 lat temu mogłoby mieć poważny, w tym wypadku polityczny ciężar, dziś jest czymś, co wzbudza zainteresowanie bardziej w obrębie samych elit politycznych niż w szerszej skali. Analogiczna sytuacja z Jarosławem Gowinem kilka lat temu dotyczyłaby polityka, który był w samym jej epicentrum i od którego zależało bardzo dużo – nawet więcej niż wynikałoby to z czysto arytmetycznego poparcia dla jego partii czy jego osobistego wyniku wyborczego w Krakowie. Natomiast w chwili obecnej to, z czego mógł korzystać Gowin, czyli ze statusu kogoś, od kogo zależy większość sejmowa, przeniósł się już gdzie indziej – do mniejszych klubów i kół na obrzeżach prawicy.
Czy Jarosław Gowin najlepszy okres w polityce ma już za sobą? Nie będzie liczył się w przyszłości?
Jeśli chodzi o przyszłość, to choć mamy system wielopartyjny, jest on w swojej istocie bipolarny. Tak naprawdę polityczne ścieżki mogą prowadzić po tej samej drodze, czyli albo można z orbity PiS dostać się w orbitę PO, albo odwrotnie. Przerabialiśmy to już nieraz, obserwując różnych dysydentów z poszczególnych partii, krytykujących środowisko, w którym ostatnio się znajdowali, bo tylko w ten sposób mogą próbować legitymizować związek z jakimś podmiotem z drugiej strony barykady.
W zasadzie tylko w jednym wypadku Jarosław Gowin mógłby być pewny utrzymania się w wielkiej polityce, to znaczy w sytuacji, w której powstałaby jedna lista opozycji z wyraźnie wskazanym hegemonem, chcącym korzystać z możliwości współpracy z Gowinem. Powinniśmy tu patrzeć raczej w stronę Donalda Tuska, niż w stronę słabszych od PO Szymona Hołowni i PSL.
Gdyby traktować taktyki polityczne Gowina jako pewien probierz polskiej polityki, to warto zauważyć, że gdy następowały lata sukcesów Platformy, Jarosław Gowin był jej częścią, a kiedy przyszły złote czasy dla PiS-u, współpracował ze Zjednoczoną Prawica. To pewnie ważna informacja dla bukmacherów w kontekście tego, kto może sprawować władzę po następnych wyborach (śmiech). W każdym razie trudno sobie wyobrazić, żeby Jarosław Gowin kiedykolwiek jeszcze osiągnął taki status w polskiej polityce, jakim cieszył się w minionej dekadzie.
O co chodzi Pawłowi Kukizowi, który mówi, że nie interesują go stanowiska, ale jako warunek powołania komisji śledczej ds. podsłuchów stawia siebie w roli przewodniczącego?
Paweł Kukiz jest w podobnym miejscu, co Jarosław Gowin – dostał się do Sejmu dzięki współpracy z silniejszym od jego otoczenia podmiotem. Potem z nim zerwał, co w polskim systemie partyjnym, który jest jednym z bardziej stabilnych w Europie, oznacza groźbę wypadnięcia z polityki przy pierwszej kampanii. Dlatego Kukiz zmuszony jest do manifestowania swojej odrębności, żeby w ogóle pokazać, że istnieje jakikolwiek sens jego obecności w polityce. Tak robił Gowin będąc w Platformie i Zjednoczonej Prawicy, tak samo robi dziś Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska, pozycjonując się na prawo od PiS-u. W ten sposób polityk podnosi swoją wartość negocjacyjną, gdy będzie musiał podejmować decyzję co do swojej przyszłości. Zostawia sobie także pewną możliwość manewru i kontaktu z drugą stroną.
Komisja z Kukizem w roli przewodniczącego wyjaśni więcej?
W moc eksplikacyjną takiej komisji nie powinniśmy zbytnio wierzyć, bo choć sprawa jest niewątpliwie poważna, to wcześniej czy później pojawi się czerwony napis: "bezpieczeństwo państwa". Nie mówiąc już o tym, że po aferze Rywina komisje śledcze straciły swoją polityczną nośność. Paweł Kukiz wykorzystuje więc to, co rzeczywistość mu przyniosła. Zapewne jeszcze w tym roku kalendarzowym zdarzy się ponownie, że coś na sali sejmowej będzie od niego zależało. I tak jak u każdego polityka, tak i u Kukiza mamy do czynienia z walką o polityczne przetrwanie w sytuacji, w której nie można być tego pewnym, korzystając z zasobów własnego ugrupowania.
Mamy bałagan z wprowadzeniem Polskiego Ładu, aferę Pegasusa i galopującą inflację, ale w sondażach nie widać, żeby PiS traciło. Jaki jest tego powód?
Po pierwsze, nasze podziały są bardzo trwałe i olbrzymia część wyborców się w nich odnajduje. Dlatego wyniki wyborów zależą tak naprawdę od postawy relatywnie niewielkiej grupy wyborców, z reguły niezaangażowanej politycznie, trudnej do mobilizacji, łatwej do demobilizacji. Po drugie, w elektoracie PiS mamy nadreprezentację wyborców średnio-starszego pokolenia. A im człowiek starszy, tym więcej widział w swoim życiu, częściej głosował i ma bogatsze doświadczenia. Wielu z tych wyborców może pamiętać np. problemy z waloryzacjami emerytur albo skutki prywatyzacji, w tym komercjalizacji usług publicznych, powodujących znikanie instytucji, np. komisariatów policji.
Póki co mamy do czynienia z początkiem problemów związanych z cenami surowców i energii, które osiągają niebotyczne poziomy. I dziwaczność polskiej sytuacji polega na tym, że niewątpliwie los Prawa i Sprawiedliwości zależy właśnie od tego, o co pan redaktor pyta, czyli czy mniej zaangażowani politycznie wyborcy będą odczuwać podwyżki cen gazu i ropy w swoich kieszeniach poprzez wzrost kosztów życia codziennego. Przy obecnych sondażach utrata przez PiS dosłownie 2-3 proc. oznacza, że los przyszłych wyborów w wymiarze strategicznych jest rozstrzygnięty – PiS będzie opozycją.
Paradoks polega na tym, że pierwszą partią w Polsce, która powinna być w tej chwili najbardziej zainteresowana uruchomieniem Nord Stream 2, jest PiS (śmiech). Bo jedyną możliwością szybkiej obniżki cen gazu w Europie jest po prostu zalanie jej tanim rosyjskim gazem z NS2, a ofiarą jakiegokolwiek zamieszania na Wschodzie będzie gospodarka europejska, poczynając od niemieckiej, co natychmiast odbije się na gospodarce polskiej. Dlatego moim zdaniem kłopot PiS polega trochę na tym, że wszelkie narzędzia, jakie ta partia posiada do łagodzenia skutków wzrostu kosztów życia, to instrumenty głównie paliatywne, czyli akcyza itp. Natomiast gdyby taka sytuacja utrzymała się dłużej, to będzie bardzo trudne dla PiS, bo międzynarodowa gra toczy się na zupełnie innym poziomie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.