Drony nad Polską. Były wiceszef MON stawia szereg ważnych pytań
Lidia Lemaniak, DoRzeczy.pl: Jako były wiceminister obrony narodowej, uważa Pan, że reakcja państwa polskiego na naruszenie przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony była prawidłowa?
Marcin Ociepa: Reakcja państwa polskiego była prawidłowa, choć niewystarczająca.
To znaczy?
Część dronów naruszyła polską przestrzeń powietrzną i tylko niektóre zostały zestrzelone. Mamy dzisiaj za mało informacji. Pojawia się kilka podstawowych pytań.
Jakich?
Czy Wojsko Polskie rozróżniło drony uzbrojone od nieuzbrojone? Czy Wojsko Polskie rozróżniło drony, które nie wleciały, tylko leciały drogą przypadkową od tych, które miały jakieś cele? Wszystkie te i inne pytania już się pojawiły, tylko, że ani premier Tusk, ani wicepremier Kosiniak-Kamysz – wbrew nazwie swojego punktu w Sejmie – nie udzielili nam informacji na ten temat. Premier Tusk mówił bardzo ogólnie, a wicepremier Kosiniak-Kamysz nie dodał nic do tego, co powiedział premier Tusk. Od premiera Tuska dowiedziałem się, że były trzy, może cztery, może więcej zestrzeleń. Od wicepremiera Kosiniaka-Kamysza dzień później dowiedziałem się nic nowego. Obaj wysilili się na ogólnikową, bardzo płytką refleksję geopolityczną.
Może nie mogą udzielać takich informacji?
Żeby było jasne – rozumiem, że nie wszystko można powiedzieć w trybie jawnym w Sejmie, ale w takim razie, po co się pchać na mównicę i informować Sejm oraz obywateli, skoro się nie ma nic do powiedzenia? Bardzo bym poprosił, żeby albo zwołać Sejm w trybie niejawnym, co jest zbędne, albo zwołać Komisję Obrony Narodowej w trybie niejawnym, co jest bardzo zasadne, celowe i powiedzieć, jak było naprawdę. Bo pytań jest jeszcze więcej.
Jakich jeszcze?
Ile było dronów? Jakie to były drony? Ile było uzbrojonych i gdzie zmierzały te uzbrojone? Czy wcześniej służby informowały o zagrożeniu? Kiedy my rządziliśmy, byliśmy informowani przez nasze służby wywiadowcze o tego typu zagrożeniu z wyprzedzeniem. Jestem ciekawy, czy służby pod rządami Tuska też tak działają, bo z tego, co mówili, to niekoniecznie. Informowali, że wszyscy dowiedzieli się w momencie przekroczenia przestrzeni powietrznej. To jest problem.
W Polsce mamy jakąś ochronę przeciwdronową?
I tu pojawia się kolejne pytanie – co z systemem SkyCTRL? Agencja Uzbrojenia oficjalnie odpowiedziała mediom, że ten system jest schowany.
Chyba trudno nie odnieść wrażenia, że Rosja nas testuje, patrząc na to, co wydarzyło się w nocy z wtorku na środę?
Odbieram to całe zdarzenie ze stosownym dystansem, którego, jak widzę, brakuje i Tuskowi, i Kosiniakowi-Kamyszowi, bo robią z tego spektakl polityczny, mówiąc, że „państwo polskie zdało egzamin”, tak jakbyśmy byli w szkole, a to jest kwestia dość poważna. Po pierwsze – uważam, że to odpowiedź Putina na propozycję pokojową Trumpa na Alasce, a Polska jest po prostu elementem tej całej szachownicy. Ważne, żeby to wybrzmiało, po to, żeby prezydent Trump jak najszybciej przeszedł do tej kolejnej fazy mediacji i nałożył kolejne sankcje na Rosję. Po drugie – oczywiście, to jest cały czas testowanie, bo jesteśmy uczestnikami konfliktu o charakterze hybrydowym, a w tym przypadku psychologicznym i to, jak my reagujemy, też jest bardzo ważne. Natomiast to się zmieniło, bo to jest coś, co mamy od czterech lat, czyli od użycia migrantów na naszej granicy. Trzeba powiedzieć jednak jasno, że to, co się wydarzyło, jest szczebelkiem wyżej na drabinie eskalacyjnej. Ponieważ to nie jest przypadkowe wtargnięcie obiektu na terytorium Polski jako odprysk walk w przestrzeni powietrznej Ukrainy, tylko to było intencjonalne użycie dronów, którymi się kontroluje, do przekroczenia polskiej przestrzeni powietrznej. Tego nie da się usprawiedliwiać błędem czy pomyłką i tak dalej. Musimy znać jednak umiar, bo to nie spełnia definicji agresji. To jest wtargnięcie, to naruszenie przestrzeni powietrznej, testowanie naszych systemów. Jest w tym wszystkim jeszcze jeden pozytyw.
Jaki to pozytyw?
To, że żołnierze strzelali, bo państwie Tuska się żołnierzom za strzelanie na granicy stawia zarzuty. Mam nadzieję, że dowódcy i ci żołnierze, którzy strzelali, nie będą mieć za to zarzutów. Dobrze byłoby, żeby wicepremier Kosiniak-Kamysz wyciągnął wnioski i wstawił się jednak za tymi żołnierzami, którym prokuratura, jeszcze wtedy Bodnara, postawiła zarzuty za to i odpowiadają przed sądem, co uważam za skandaliczną sytuację.