Tusk przed Trybunał Stanu? Mularczyk: Działa na szkodę Polski ws. reparacji

Dodano:
Arkadiusz Mularczyk Źródło: PAP / Leszek Szymański
Sprawa reparacji wojennych nie jest zamknięta w relacjach polsko-niemieckich. (...) Stan prawny jest jasny, a organy państwa go nie realizują, działając tym samym na szkodę państwa polskiego. Z chwilą utraty władzy przez obecny rząd, będę chciał skutecznie przygotować wniosek o postawienie Tuska przed Trybunałem Stanu – mówi DoRzeczy.pl europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk.

Lidia Lemaniak, DoRzeczy.pl: 1 września 2022 roku przedstawił pan raport o stratach wojennych. Czy pod koniec 2025 roku jest jeszcze jakikolwiek cień szansy na to, żeby Polska uzyskała reparacje wojenne od Niemiec?

Arkadiusz Mularczyk, europoseł PiS: Ten temat jest cały czas otwarty i nieuregulowany w relacjach Polska-Niemcy. Sprawie reparacji wojennych od Niemiec był też poświęcony panel na kongresie Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach, który jest ważnym elementem naszego programu dla rządu po odzyskaniu władzy. O tym, że temat jest cały czas obecny, świadczy również fakt, że po wyborach w 2023 roku, każdy kanclerz Niemiec, który przyjeżdża do Polski, od tego – de facto – rozpoczyna spotkanie z premierem Tuskiem. Czy to kanclerz Scholz, czy Merz temat reparacji wojennych podnosili podczas spotkań i mówili, że nie ma tematu. Wiedzą zatem, że sprawa nie jest zamknięta w relacjach polsko-niemieckich, dlatego że nie została nigdy uregulowana w umowie bilateralnej międzynarodowej. Strona niemiecka doskonale wie, że trzeba ten temat jest otwarty, ale próbują grać na „przeczekanie i przedawnienie”.

Sprawę reparacji wojennych od Niemiec konsekwentnie podnosi też prezydent Karol Nawrocki, ale widzimy, że obecny polski rząd nic nie robi w tej sprawie.

Tak. Temat reparacji został jeszcze bardziej wzmocniony poprzez wybór prezydenta Nawrockiego, który podczas wizyty w Niemczech bardzo jasno i asertywnie tę sprawę podniósł, co tym bardziej Niemców pozostawia w przekonaniu, że z chwilą powrotu do władzy Prawa i Sprawiedliwości będą musieli tę sprawę w relacjach uregulować. Trzeba też zaznaczyć i podkreślić, że stan prawny, który nasza formacja pozostawiła, będąc u władzy, opiera się na trzech filarach.

Jakich?

Jest uchwała Sejmu z dnia 14 września 2022 roku w sprawie dochodzenia przez Polskę zadośćuczynienia za szkody spowodowane przez Niemcy w czasie II wojny światowej. Jest też uchwała nr 51 Rady Ministrów z dnia 18 kwietnia 2023 roku w sprawie konieczności uregulowania w stosunkach polsko- niemieckich kwestii reparacji z tytułu strat, jakie Polska poniosła w wyniku II wojny światowej. Wreszcie mamy notę dyplomatyczną z 3 października 2022 roku, która określa dziewięć roszczeń, jakie Polska wysunęła wobec Niemiec, w tym główne żądanie zapłaty 6 bln 220 mld zł (tj. ok. 1,5 bln euro)

Niemcy twierdzą jednak, że Polska zrzekła się reparacji, powołując się na nieistniejącą uchwałę rząd PRL.

Trzeba powiedzieć jasno, że nie ma czegoś takiego, jak oświadczenie rządu z dnia 23 sierpnia 1953 roku w sprawie rzekomego zrzeczenia się przez Polskę reparacją. Taki dokument po prostu nie istnieje, nie wszedł nigdy skutecznie i legalnie do obiegu prawnego i nie można się powoływać na zrzeczenie, które faktycznie nie miało miejsca. Kluczowe jest to, mamy raport strat wojennych, który jest bardzo kompleksowy, opisuje zniszczenia materialne, demograficzne, również grabież dzieł sztuki i kultury. Raport opisuje długotrwałe skutki okupacji dla rozwoju kraju. Tak więc na podstawie tych wszystkich okoliczności trzeba jasno podkreślić, że uchwała Sejmu, Rady Ministrów, raport i nota do Niemiec, budują solidny fundament prawny i faktyczny naszych roszczeń. Stan prawny jest taki, że zobowiązuje każdoczesne władze państwowe do dochodzenia i podnoszenia tych roszczeń. To, co na dzień dzisiejszy się dzieje, czyli brak działań Tuska i Sikorskiego, w mojej ocenie, znosi przesłanki zdrady dyplomatycznej. Stan prawny jest jasny, a organy państwa go nie realizują, działając tym samym na szkodę państwa polskiego. Trzeba mieć zatem pełną świadomość, że zarówno Tusk, jak i Sikorski, działają na szkodę państwa polskiego. Zapowiedziałem, że z chwilą utraty władzy przez tych polityków, będę chciał skutecznie przygotować wniosek o postawienie Tuska przed Trybunałem Stanu za to, że działa na szkodę państwa polskiego.

Czy Prawo i Sprawiedliwość, kiedy rządziło przez osiem lat, zrobiło wszystko, co było możliwe, żeby reparacje od Niemiec uzyskać?

Bardzo często słyszę argumenty, że „mieliście na to osiem lat”. Owszem, ale w ciągu tych ośmiu lat przygotowaliśmy raport o stratach wojennych. Trzeba pamiętać, że w tym czasie była pandemia COVID i przez dwa lata prace były zawieszone. Jednak mimo tego został przygotowany kompleksowy raport, który jest dokumentem bezprecedensowym w historii naszego kraju. Nikt nigdy wcześniej takiego dokumentu nie przygotował. Nikomu się nie udało zebrać ekspertów, określić tak szczegółowego zakresu raportu, dokonać szacunków strat materialnych i demograficznych. Raport stanowił podstawę do podjęcia uchwały przez Sejm, która została podjęta. Następnie wysłano notę dyplomatyczną, a gdy rząd niemiecki odpowiedział negatywnie, została podjęta uchwała Rady Ministrów opublikowana w Monitorze Polskim, która mówi jasno, że sprawa nie została uregulowana. Jako wiceminister spraw zagranicznych, pełniąc tą funkcję niemal przez dwa lata, podjęliśmy gigantyczny wysiłek na arenie międzynarodowej.

Jaki to był wysiłek?

Raport o stratach wojennych był kolportowany przez MSZ oraz Instytut Strat Wojennych na całym świecie. Trafił do wszystkich krajów Unii Europejskiej, ONZ oraz NATO. Jednocześnie raport był wysłany do wszystkich posłów do Bundestagu i do Bundestratu, a także do wszystkich Kongresmanów i Senatorów w USA, a także członków Parlamentu Europejskiego. Odbyło się też szereg konferencji międzynarodowych, między innymi w parlamencie w Londynie, czy Atenach, ale też temat był podnoszony podczas wielu spotkań bilateralnych w relacjach moich czy innych ministrów oraz podczas rozmów w Berlinie – czy to z prezydentem Steinmeierem, czy z byłym kanclerzem Scholzem. Na Niemcy była wywarta gigantyczna presja międzynarodowa dyplomatycza i medialna. W czasie już naszych rządów Niemcy wysyłali pewne sygnały, że są gotowi, czy to do odbudowy Pałacu Saskiego, czy do pewnych rozmów ws. wzmocnienia bezpieczeństwa Polski. Ja również odbyłem w tej sprawie szereg spotkań w Niemczech, byłem wielokrotnie w Berlinie po dystrybucji raportu do Bundestagu i Bundestratu. Odbyłem również spotkania w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej, a także trzy spotkania w Niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie spotkałem się z różnymi wiceministrami spraw zagranicznych Niemiec i innymi czołowymi niemieckimi politykami. Presja była gigantyczna. Temat również był podniesiony na tak FAC-u, czyli na Radzie Polityki Zagranicznej Unii Europejskiej. Raport również był także kolportowany w ONZ i Unii Europejskiej. Każdy ambasador, który był w Polsce, go otrzymał i miał odbyć rozmowy z Ambasadorem Niemiec w swoim kraju urzędowania. Ponadto pojawił się szereg publikacji międzynarodowych – czy to w Stanach Zjednoczonych, czy w Wielkiej Brytanii, czy w innych stolicach opiniotwórczych krajów. Trzeba powiedzieć jasno – gdybyśmy kolejne wybory wygrali, to dzisiaj już toczyłyby się bardzo konkretne rozmowy na temat świadczeń, które Niemcy powinny nam wypłacić.

Czy Pan, jako europoseł, temat reparacji dalej porusza na forum europarlamentu?

Oczywiście. Od razu starałem się pytać Komisję Europejską o temat odszkodowań. Już wcześniej wielu parlamentarzystów – polskich, czy greckich, ale również z innych krajów – pytało o kwestie reparacji wojennych od Niemiec. Natomiast Komisja Europejska odpowiadała od lat, że to jest sprawa, która nie wchodzi w zakres traktatów i się tym nie zajmuje. Moje pytania nie dotyczyły więc stricte samej kwestii reparacji wojennych, ale dotyczyły braku drogi sądowej dla ofiar II wojny światowej i braku możliwości dochodzenia zadośćuczynienia od Niemiec dla ofiar indywidualnych oraz braku funduszy dla ofiar indywidualnych. W ciągu roku zadałem około pięciu pytań do Komisji Europejskiej. Jednoznacznie widać, że Komisja Europejska tematem się zająć nie chce. Co jest dla mnie zwłaszcza zdumiewające, to z odpowiedzi wynika, że Komisja Europejska dzisiaj nie dostrzega odpowiedzialności Niemiec, a na moje pytania odpowiada, że to były „reżimy totalitarne”.

Czyli nawet nie pada słowo "Niemcy"?

Komisja Europejska nie używa ani słowa Niemcy, ani III Rzesza, ani naziści, mówi się o „reżimach totalitarnych”. Komisja Europejska unika odpowiedzi ws. możliwości dochodzenia roszczeń dla ofiar, które jeszcze żyją, czy też ich spadkobierców. Z drugiej strony Unia Europejska ma szereg programów dla obywateli na świecie, które dotyczą świadczeń dla ofiar konfliktów wojennych. To jest przykład wyjątkowych podwójnych standardów. Unia Europejska tego tematu po prostu nie chce dostrzegać i nie chce go regulować. Nie tak dawno przygotowałem poprawkę do budżetu Unii Europejskiej oraz wniosek, żeby była ona głosowana, żeby stworzyć fundusz dla ofiar II Wojny Światowej w wysokości 200 milionów euro dla tych, którzy nigdy nie dostali żadnych świadczeń i nie wnosili sprawy do sądu. Poprawka to nie została decyzją przewodniczącej Metsoli w ogóle dopuszczona do głosowania. Widać w biurokracji unijnej potężny opór, żeby się w ogóle sprawą zająć i ją uregulować. Nie zmienia to faktu, że prowadzę w europarlamencie intensywne działania. W lipcu przygotowaliśmy wystawę o stratach wojennych Polski i Grecji przy współpracy z greckimi parlamentarzystami, co odbyło się szerokim echem. Zamierzam również przygotować projekt rezolucji Parlamentu Europejskiego w tej sprawie, ale żeby trzeba zgromadzić poparcie większości grup politycznych w Parlamencie Europejskim, co jest procesem złożonym, bo jak wiemy w EPP biorącą rolę grają Niemcy. To jest proces, który wymaga również szeregu działań dyplomatycznych i politycznych. W ciągu najbliższych miesięcy będziemy zabiegać o przygotowanie odpowiedniej rezolucji w Parlamencie Europejskim. Niestety, w tej sprawie nie ma wsparcia ze strony rządu.

Na koniec zmieńmy wątek. W Nowym Sączu CBA najpierw zatrzymało czterech urzędników z urzędu miasta, a następnie prezydenta i wiceprezydenta – Lubomira Handzela i Artura Bochenka. Później wskazywali oni na „tło polityczne” i niejako winą obarczyli pana. Miał Pan coś wspólnego z akcją CBA?

To kuriozalna historia, bo prezydent, który rządzi w Nowym Sączu od ponad 6 lat, jest postacią dość znamienną. To człowiek, który przez całe lata był różnego rodzaju likwidatorem i restrukturyzatorem, najczęściej przedsiębiorstw państwowych, wyspecjalizował się zwłaszcza w zwalnianiu ludzi. Nagle zamarzyła mu się kariera polityczna. Został prezydentem miasta Nowego Sącza i od początku obserwowałem, że jego działania są bardzo często na granicy prawa. Największym skandalem jest jednak budowa stadionu Sandecji Nowy Sącz, gdzie doszło do złamania szeregu przepisów o zamówieniach publicznych. W tej sprawie prokuratura wszczęła śledztwo. Skala działań i nieprawidłowości była i jest olbrzymia. Natomiast w sprawie, o którą mnie Pani pyta doszło do zatrzymania czterech urzędników, później prezydenta i wiceprezydenta Nowego Sącza przez CBA na polecenie Prokuratury Europejskiej, gdzie chodziło o ustawienie przetargów na około 2,5 mln zł. Ku mojemu zdumieniu nie doszło natomiast do wcześniejszych działań prokuratury wobec niegospodarności przy budowie stadionu Sandecji, który kosztował – według różnych danych – od 180 do 200 mln zł, a miał kosztować 60 mln. Zakładam, że ta sprawa będzie miała także ciąg dalszy. Nie mam jednak żadnego przełożenia ani wpływu na działania Prokuratury Europejskiej, która jest organem kompletnie niezależnym od polityki krajowej, ani też na działania CBA. Natomiast przykład działania prezydenta i wiceprezydenta w Nowym Sączu jest dla mnie bardzo negatywnym przykładem, jak mogą zachowywać się samorządowcy, którzy chcą – można powiedzieć – za szybko się dorobić.

To znaczy?

Widzimy w mediach takie sytuacje, gdy prezydent miasta nie wiadomo z jakich powodów, nagle jest powoływany do rady nadzorczej STBS na przykład w Aleksandrowie Łódzkim, czy Zgierzu. Czyli w ogóle prezydent z innego miasta zaprasza prezydenta Nowego Sącza do rady nadzorczej STBS w innej części Polski, nie wiadomo z jakich powodów. Natomiast Wiceprezydent z kolei jest zapraszany do rady nadzorczej MPGK w… Świetochłowicach, a „ich radni i urzędnicy miejscy” odnajdują się w radach nadzorczych Tarnowa, Brzeska, czy Gorlic. To pokazuje, że w pewnym momencie prezydenci miast i ich otoczenie polityczne – nie mówię, że wszyscy, ale są takie osoby – nagle traktują swoje funkcje jako element jakichś transakcji politycznych. W mojej ocenie bardzo często są to różnego rodzaju zależności, które wynikają nie tylko z jakichś formalnych, ale też nieformalnych powiązań między różnymi samorządowcami, którzy taką politykę transakcyjną prowadzą. To kolejny argument na dwukadencyjność w samorządach, której tak bardzo sprzeciwia się PSL. Ponadto zamierzam wystąpić z pozwem cywilnym o ochronę dóbr osobistych i Prezydent miasta będzie musiał udowodnić, że to na skutek moich działań Prokuratura Europejska podjęła działania. Nie ja będę mieć z tym problem, bo jestem w stanie udowodnić, ze nie miałem z tym nic wspólnego. Niestety, ludziom w Nowym Sączu próbuje się robić wodę z mózgu, że Parlament Europejski to jest gdzieś bardzo blisko Prokuratury Europejskiej, w związku z tym to na pewno Mularczyk pociąga za sznurki i dokonał jego zatrzymania. To są tłumaczenia bardzo infantylne i po prostu głupie, ludzi bez żadnych moralnych skrupułów.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...