Postarzały się i mazały krwią, by uniknąć gwałtów. Armia Czerwona zgotowała im piekło

Postarzały się i mazały krwią, by uniknąć gwałtów. Armia Czerwona zgotowała im piekło

Dodano: 20
Sowieccy żołnierze w Budapeszcie, 1945 r.
Sowieccy żołnierze w Budapeszcie, 1945 r. Źródło: Wikimedia Commons / Fortepan — ID 3205
Żołnierze Armii Czerwonej zgwałcili najprawdopodobniej kilkaset tysięcy Węgierek na przełomie lat 1944 i 1945. Kobiety chwytały się najbardziej wymyślnych sposobów, by spróbować zabezpieczyć się przed żądzą krasnoarmiejców.

Uciszony wstyd” – dlaczego wybrała pani taki tytuł dla swojego filmu dokumentalnego o sowieckich gwałtach na Węgierkach?

Ponieważ bardzo trudno jest rozmawiać o tej zbrodni. Jej ofiary zwykle nie rozmawiały na ten temat, ale nawet gdyby chciały to zrobić, to przez długie lata nie mogły publicznie nawiązywać do tych bolesnych wydarzeń. Tuż po tragedii setek tysięcy węgierskich kobiet rozpoczął się u nas komunizm i mówienie złych rzeczy na temat żołnierzy sowieckich stało się przestępstwem. Ofiary tej potwornej zbrodni miały wręcz chwalić Armię Czerwoną, która „wyzwoliła” Węgry, co tylko mogło rozdrapywać rany i przynosić kolejne cierpienia. W ten sposób wstyd został skutecznie uciszony.

Po upadku komunizmu zaczęto o tym na Węgrzech rozmawiać?

Kobiety w dalszym ciągu o tym nie rozmawiały, ponieważ gwałty nie były powodem do dumy. To, co je spotkało, nie było przecież czymś na kształt przeżycia łagrów. Smutna prawda jest taka, że przestępstwa seksualne sprawiają, iż ludzie się ich wstydzą. Zgwałcone kobiety nie mogły się uważać za bohaterki. Zanim w telewizji pokazany został mój film, na Węgrzech ukazała się książka historyk Judit Kovats, która zebrała wiele wstrząsających historii na ten temat z rejonu miasta Nyíregyháza.

W ten sposób – bardzo powoli – ten mur milczenia wokół gwałtów zaczął kruszeć i teraz już Węgrzy są w stanie rozmawiać na ten temat publicznie.

Pani dokument został pokazany w węgierskiej telewizji mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Gdańsku na moment pojawił się pomnik przedstawiający sowieckiego żołnierza gwałcącego kobietę. Spotkało się to ze stanowczym protestem ze strony rosyjskiej. Czy również w przypadku pani filmu ambasada Rosji w Budapeszcie ostro protestowała?

Niestety nie. Byłam nawet nieco „zazdrosna” o to, że wasz pomnik został oprotestowany przez Rosjan, a mój film nie doczekał się takiej reakcji. Doszły do mnie jedynie plotki, że podczas wizyty w węgierskim parlamencie ambasador Rosji narzekał na „Uciszony wstyd” w rozmowie z jednym z polityków. Rosyjski dyplomata stwierdził podobno, że zupełnie niepotrzebnie robi się takie filmy, skoro wokół jest tyle innych ciekawych tematów. Na początku chciałam nawet zaprosić na premierę filmu rosyjskiego ambasadora, ale potem stwierdziłam, że nie będę już bardziej „prowokowała” Rosjan. Mam wrażenie, że sama tematyka filmu jest z ich perspektywy wystarczająco „prowokacyjna”. Ostatnio pomyślałam, że dobrze byłoby zorganizować pokaz tego filmu w Moskwie. Ja jednak z pewnością nie wybiorę się do rosyjskiej stolicy – wydaje mi się, że po zrobieniu tego filmu najbezpieczniej będzie dla mnie omijać ten kraj.

Czytaj też:
Niemiecka machina gwałtów


„U
ciszony wstyd” nie jest zupełnie prywatną inicjatywą – film był współfinansowany z pieniędzy publicznych.

Tak, węgierska telewizja publiczna dołożyła się do tego projektu. Ten temat zainteresował wiele osób z rządu. Na premierze pojawiła się nawet żona premiera Viktora Orbána. Z tego, co mi wiadomo, ona również była pod wrażeniem tej historii.

Co bohaterki pani filmu mówiły na temat atmosfery, która towarzyszyła wkraczaniu na terytorium Węgier oddziałów Armii Czerwonej?

Niemcy nie gwałcili u nas kobiet. Węgierki panicznie bały się za to Sowietów. Kobiety czuły szczególny rodzaj lęku, ponieważ w tamtym okresie przy bardzo wielu rodzinach nie było mężczyzn, którzy służyli w wojsku. Niemiecka propaganda przedstawiała armię ZSRS jako agresywną hordę, więc ludność cywilna spodziewała się najgorszego.

Niemieccy żołnierze mieli co jakiś czas urlopy. Czegoś takiego nie było w Armii Czerwonej. Wielu sowieckich żołnierzy praktycznie codziennie – przez trzy lata – musiało zabijać innych ludzi. Gdy ta armia weszła na wrogie terytorium, część przemocy i nienawiści została zwrócona w stronę kobiet. Sowieci traktowali Węgrów tak samo jak Niemców. Jedni i drudzy byli dla nich po prostu faszystami.

W „Uciszonym wstydzie” trzej historycy podają różne liczby, jeżeli chodzi o skalę gwałtów. Według ich szacunków zgwałconych zostało od 50 tys. do 800 tys. Węgierek. Z czego wynika tak duża rozbieżność?

Na Węgrzech nigdy nie zrobiono kompleksowych badań, które mogłyby pokazać rzeczywistą skalę gwałtów. Jedyne badanie z prawdziwego zdarzenia przeprowadziła historyk Andrea Pető, ale dotyczyło ono jedynie Budapesztu. Na podstawie dokumentacji szpitalnej – głównie dramatycznego wzrostu zakażeń chorobami wenerycznymi – Andrea Pető szacuje, że w samej stolicy zgwałcono od 50 tys. do 200 tys. kobiet. Oczywiście te dane nie są stuprocentowo pewne, ponieważ część zgwałconych kobiet nie chorowała, nie wszystkie chore zgłaszały się do lekarzy, a z kolei nie wszystkie chore były zgwałcone.

Wzrost zachorowań wynika z tego, że żołnierze Armii Czerwonej praktycznie nie mieli na wyposażeniu prezerwatyw, a ich polowa służba zdrowia miała olbrzymie problemy z dostępem do penicyliny.

Rozciągając to na całą populację ówczesnych Węgier, można domniemywać, że gwałty mogły dotknąć nawet 800 tys. Węgierek. Jednak jeszcze raz podkreślę – to tylko szacunki. Po wojnie w RFN i w Austrii prowadzono odpowiednie badania na ten temat. U nas nie wolno było o tym nawet rozmawiać, nie mówiąc już o przeprowadzaniu badań. Od tego czasu upłynęło tyle lat, że nie sposób już ustalić konkretnej liczby zgwałconych Węgierek.

Czy gwałciciele byli zupełnie bezkarni?

Sowieci w Budapeszcie, 1945 r.

Zazwyczaj dowódcy nie reagowali na przestępstwa popełniane przez żołnierzy. W szeregach Armii Czerwonej panowało przyzwolenie na takie zachowanie. Spotkałam się tylko z sytuacją, gdy sowiecki żołnierz został odpowiednio ukarany za swój czyn. Jego dowódca zastrzelił go, gdy się dowiedział, co zrobił jego podkomendny. Niestety, był to absolutny wyjątek od reguły.

Gdzie węgierskie kobiety były najbardziej zagrożone?

W miejscach, o które toczyły się ciężkie walki, czyli m.in. w Budapeszcie, Székesfehérvár czy też wokół Nyíregyháza. Miasta te wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk, w związku z czym ta nagromadzona przemoc odbijała się właśnie na kobietach.

W pani dokumencie poruszony jest dramat mieszkanek budapeszteńskiej ulicy Logodi, gdzie – jak szacuje jeden z historyków – około 90 proc. kobiet zostało zgwałconych przez Sowietów.

Ulica ta leży niedaleko Zamku Królewskiego, gdzie stacjonowali węgierscy i niemieccy żołnierze. Stawiali oni zacięty opór, co spowodowało, że furia przeciwnika skierowana została na mieszkające w pobliżu kobiety.

Czy Węgierki mogły się jakoś zabezpieczyć przed gwałtem?

W tamtym okresie kobiety starały się wyglądać brzydko. Nawet Mátyás Rákosi, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Węgier, napisał w pamiętniku, że węgierskie kobiety stały się nagle bardzo brzydkie. To bardzo dziwne słowa, ponieważ Rákosi doskonale musiał wiedzieć, z czego to wynikało.

Bohaterki mojego filmu wspominały, że kobiety w tamtym okresie wcierały w skórę popiół, aby wyglądać jak najmniej atrakcyjnie. Nosiły wytarte ubrania, przewracały futra na lewą stronę i ubierały się jak stare kobiety. Niektóre nie myły się, licząc, że brzydki zapach będzie skutecznie odstraszał agresorów. Brak higieny sprzyjał też pojawianiu się pcheł, co również było jednym ze środków ochronnych.

Kobiety wcierały w okolicy miejsc intymnych krew, by wyglądało to tak, jakby miały miesiączkę. Przebywając w obecności żołnierzy sowieckich, kaszlały, symulując gruźlicę, której każdy się wtedy obawiał, nie wyłączając żołnierzy Armii Czerwonej.

Jednej z bohaterek filmu matka kazała wsadzać sobie pod ubranie zwiniętą kulkę, żeby wyglądała na garbatą. Wiele kobiet tygodniami ukrywało się w piwnicach lub na strychach. Często były to dobrze zamaskowane kryjówki. W filmie jedna z bohaterek opowiada o problemach, jakie wiązały się z wielotygodniowym ukrywaniem się w bardzo ciasnej ziemiance. Gdy kobiety w końcu z niej wyszły, przez długi czas nie mogły się normalnie poruszać.

Jedna z bohaterek pani filmu w bardzo nietypowy sposób została zabezpieczona przez swoją matkę.

Ta kobieta była wtedy nastolatką i – tak jak wiele innych Węgierek w tamtym okresie – ukrywała się w lesie. Jej matka zrobiła wszystko, żeby jej córka nie kojarzyła się potencjalnym agresorom z kobietą, tylko z dzieckiem. Gdy tylko pojawili się żołnierze Armii Czerwonej, matka nakryła ją kocem, kazała jej się skulić i ssać kciuk. Przyniosło to zamierzony skutek – Sowieci nie byli nią zainteresowani i nic złego się jej nie stało.

Artykuł został opublikowany w 3/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.