Repetowicz: Polska jest krajem frontowym NATO. Wniosek może być tylko jeden
Damian Cygan: Co skłoniło Turcję do zmiany stanowiska i wycofania weta ws. przyjęcia Finlandii i Szwecji do NATO?
Witold Repetowicz: Turcja najwyraźniej dokonała kalkulacji i uznała, że jej się to nie opłaca. Sądzę, że decydująca była rozmowa prezydenta Erdogana z prezydentem Bidenem.
W nowej koncepcji strategicznej NATO określiło Rosję jako główne zagrożenie. Dlaczego doszło do tego dopiero teraz? Przecież po wojnie w Gruzji i aneksji Krymu było jasne, jakie intencje ma Putin.
Wojna na Ukrainie stworzyła zupełnie nową sytuację i spowodowała zmianę podejścia. Warto pamiętać, że poprzednia koncepcja strategiczna NATO została przyjęta w 2010 r., czyli jeszcze przed wydarzeniami na Krymie. Różnie można oceniać postawę poszczególnych krajów wobec Rosji. Przedstawiciele przynajmniej jednego państwa członkowskiego NATO, czyli Turcji, nawet po 24 lutego wciąż spotykają się z ministrami Federacji Rosyjskiej.
Czy po zapowiedzi prezydenta Bidena o stałej obecności amerykańskich wojsk w Polsce staniemy się krajem frontowym NATO?
Polska i tak jest krajem frontowym NATO i tego nie zmienimy. Ponieważ toczy się hybrydowa zimna wojna z Rosją, wniosek z tej sytuacji może być tylko jeden: trzeba wzmacniać zdolności obronne i siłę odstraszania przeciwnika, tak żeby atak na NATO był nieopłacalny. Odrzucam tutaj logikę pułapki bezpieczeństwa, zgodnie z którą zbrojenie się jednej strony budzi niepokój i skłonność do agresywnych zachowań drugiej strony, dlatego że te agresywne ruchy już nastąpiły. Zatem w przypadku ewentualnego ataku musi być gotowość do jego odparcia na naszej granicy, a nie na linii Wisły.
Kończy się budowa zapory na granicy polsko-białoruskiej. Czy to jest tak, jak mówi premier Morawiecki, że próba sforsowania naszej granicy to był pierwszy akord wojny na Ukrainie?
W nowej koncepcji strategicznej NATO jest mowa o instrumentalizacji migracji jako elemencie wojennych działań hybrydowych i przeciwko Polsce, i całemu Sojuszowi. W koncepcji strategicznej zapisano, że artykuł 5. ma również odniesienie do ataków hybrydowych. Na tym etapie nie ma potrzeby sięgania po artykuł 5., aczkolwiek może zdarzyć się taka sytuacja, gdyby Białoruś i Rosja zdecydowały się na eskalację działań na granicy do takiego poziomu, jak widzieliśmy niedawno w sąsiadującej z Marokiem hiszpańskiej Melilli, do której nielegalni migranci próbowali wtargnąć siłą.
Czy kolejnym etapem wojny Rosji już nie tylko z Ukrainą, ale z całym Zachodem będzie próba wywołania głodu, a co za tym idzie nowej fali migracyjnej?
Oczywiście, że tak i wydarzenia w Melilli to pokazują, choć trzeba mieć świadomość, że nie był to spontaniczny atak pokojowych migrantów, tylko akcja zorganizowana przez mafie przemytnicze. Otwarte pozostaje pytanie, czy te mafie współpracowały z kimś jeszcze, np. z Rosją, czy też Moskwa jedynie się temu przyglądała, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość dla swoich działań. Od dawna mówię, że Unia Europejska, a być może również NATO powinny mieć spójną strategię w tym zakresie i postawić sprawę jasno, że państwa, które będą uczestniczyć w tym procederze lub nie będą współpracować w jego powstrzymywaniu, zostaną uznane za państwa wrogie. Inaczej te ataki będą postępować i będzie lała się krew, tak jak w Melilli. A wszystko zostanie wykorzystane do prowadzenia operacji psychologiczno-dezinformacyjnych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.