Błaszczak alarmuje ws. wojska. "Sądzę, że po prostu nie ma pieniędzy"

Dodano:
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak Źródło: X / pisorgpl
Plan dotyczący liczebności został tak skonstruowany, że na koniec tego roku Wojsko Polskie miałoby liczyć 241 tys. To nierealne. Sądzę, że po prostu nie ma pieniędzy – mówi DoRzeczy.pl szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak.

Lidia Lemaniak, DoRzeczy.pl: W ostatnich dniach opinia publiczna żyje aferą KPO. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Waldemar Żurek stwierdził, że to "zupełnie drobiazg". Premier Donald Tusk próbuje przypisać odpowiedzialność za tę aferę Prawu i Sprawiedliwości. Jaki niby związek miałoby mieć PiS z aferą KPO?

Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS: Żaden. To jest gigantyczna afera Donalda Tuska. W kampanii wyborczej w 2023 roku mówił, że "nikt go w Unii Europejskiej nie ogra", podkreślał, że ma tam olbrzymie wpływy. Mówił też, że pieniądze z KPO będą przeznaczone na inwestycje. Tymczasem okazuje się, że środki są przeznaczone na konsumpcję, a beneficjentami są ludzie z układu. Mówi się o tym, że wręcz firmy zgłaszały się do beneficjentów mówiąc, że przygotują wniosek pod warunkiem takim, że będą potem czerpały z tego korzyści. Najgorsze jest w tym wszystkim jednak to, że pieniądze z KPO są przejadane na sauny, solaria, mobilne ekspresy do kawy i będą spłacane przez państwo polskie, czyli przez wszystkich podatników. Wąski krąg beneficjentów pochodzących z przeróżnych układów, związanych z koalicją 13 grudnia, ma korzyści, które będą musieli spłacać wszyscy Polacy.

Afera KPO może obalić rząd? Taką tezę powtarzają niektórzy publicyści.

W normalnych warunkach, gdyby Polska była krajem demokratycznym i gdyby nie było "demokracji walczącej", o której mówił Donald Tusk, ale demokracja była bezprzymiotnikowa i prawdziwa, nie byłoby tylu mediów sprzyjających władzy, to ta afera obaliłaby rząd koalicji 13 grudnia. Donald Tusk, patrząc na wyniki sondaży, nawet wśród swoich zwolenników okazał się człowiekiem niewiarygodnym, a afera KPO jest zawodem nawet dla jego zwolenników.

Biorąc pod uwagę tę aferę, zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich, ale i stan koalicji rządzącej, w której dość często pojawiają się tarcia, to uważa Pan, że przedterminowe wybory są możliwe?

Donald Tusk ma rekordowo niskie poparcie, nie ufa mu ponad połowa Polaków. Ważna jest postawa koalicjantów. O ile marszałek Szymon Hołownia stara się wybić na niepodległość, bo – tak to odczytuję – chce być aktywny politycznie w przyszłości, o tyle Władysław Kosiniak-Kamysz nie przedstawia żadnych oznak samodzielności politycznej. Bardzo mocno wpisuje się w retorykę Donalda Tuska. Wszystko zależy więc od tego, czy koalicjanci KO będą patrzeć w przyszłość z nadzieją, że będą aktywni politycznie, czy uważają, że skończą swoją rolę polityczną na listach partii Donalda Tuska. Wybór należy do nich.

Gdyby jednak wybory przedterminowe się odbyły, to PiS jest gotowy, aby objąć władzę?

Prawo i Sprawiedliwość ma szerokie zaplecze polityczne, doświadczonych i sprawdzonych ludzi sukcesu. Ośmioletnie rządy Prawa i Sprawiedliwości były dobre dla Polski. Oczywiście, popełnialiśmy też błędy, tak jak każdy, natomiast bilans jest jednoznacznie dodatni. Sukcesy odnosiliśmy także w dziedzinie, którą się zajmowałem, czyli obronności. Zwiększyliśmy liczebnie Wojsko Polskie, dozbroiliśmy żołnierzy w nowoczesną broń. Niestety, te procesy zostały zahamowane. Jeżeli chodzi o finanse publiczne, to stać było państwo polskie zarówno na wydatki na obronność, jak i wydatki na sprawy społeczne. Trzynasta, czternasta emerytura oraz najpierw program 500 plus, a potem 800 plus jest tego dowodem. Poziom życia Polaków wzrósł za naszych rządów. Bezrobocie stało się w zasadzie marginalne. Rodziny stać było na wakacje, czy żeby przeznaczyć pieniądze na kształcenie dzieci. Opowiadaliśmy się za normalnością, przeciwko tym wszystkim eksperymentom godzącym w cywilizację chrześcijańską. Broniliśmy polskiej szkoły. Dziś dzieje się coś wręcz przeciwnego, bo polskiej szkoły trzeba bronić. Twardo występowaliśmy przeciwko projektom scentralizowania Unii Europejskiej. Byliśmy i jesteśmy przeciwnikami paktu migracyjnego.

Ale Donald Tusk uroczyście unieważnił referendum, które odbyło się przy okazji wyborów parlamentarnych w 2023 roku.

Tak. Dlatego teraz zbieramy podpisy pod obywatelskim projektem referendum w sprawie odrzucenia paktu migracyjnego. Uszczelniliśmy również granice. Byliśmy tymi, którzy oparli się atakowi hybrydowemu, który został rozpoczęty jesienią 2021 roku. Wracając do pani poprzedniego pytania – tak, jesteśmy gotowi, żeby przejąć odpowiedzialność za Polskę. Program przygotowujemy.

Właśnie. Kiedy dokładnie odbędzie się kongres programowy PiS?

Pod koniec października. To będzie nowa edycja programu Prawa i Sprawiedliwości. Zawsze nasz program powstawał w ten sposób, że rozmawialiśmy z ekspertami szczegółowo na różne tematy, a następnie rozmawialiśmy na spotkaniach z wyborcami o naszych pomysłach oraz projektach. Teraz będzie tak samo. na temat naszych projektów. I też teraz będzie tak samo.

Wracając do ewentualnych przedterminowych wyborów, myślę, że dla większości wyborców konserwatywnych, gdyby PiS nie był w stanie rządzić samodzielnie, to naturalnym koalicjantem jest Konfederacja. Wspólny rząd PiS i Konfederacji jest w ogóle możliwy?

Prawu i Sprawiedliwości zależy na sprawowaniu władzy nie dla samej władzy, tylko na realizacji programu. W związku z tym pan prezes Jarosław Kaczyński wystąpił m.in. do Sławomira Mentzena, ale także do wszystkich sił politycznych na prawicy z "Deklaracją Polską", czyli dziesięcioma punktami, które stanowią fundament, na którym chcemy budować współpracę. Powinniśmy się zgadzać, co do spraw zasadniczych. Oczywiście jesteśmy gotowi na dyskusję. Na pewno różnimy się w szczegółach, ale co do istoty sprawy sądzę, że tu nie ma różnic. Szczególnie, jeśli chodzi o wyborców. Świadczy o tym fakt zwycięstwa w wyborach prezydenckich Karola Nawrockiego, który był kandydatem popieranym przez Prawo i Sprawiedliwość, a w drugiej turze został poparty przez wyborców szeroko rozumianej prawicy.

Wielu wyborców prawicy ma oczekiwanie, że być może prezydent Karol Nawrocki doprowadzi do upadku tego rządu. Ale czy prezydent ma w ogóle do tego narzędzia?

Prezydentura Karola Nawrockiego będzie prezydenturą aktywną. Pan prezydent mówił o tym już w swoim pierwszym orędziu 6 sierpnia, że będzie zwoływał Radę Gabinetową. Myślę, że nie jedna taka Rada Gabinetowa zostanie zwołana. Pan prezydent będzie pilnował Polski i będzie wymagał działań ze strony rządu. Klucz do przedterminowych wyborów leży jednak gdzie indziej – mianowicie w tym, czy koalicjanci Donalda Tuska postanowią, żeby go wspierać wbrew woli narodu, czy też postanowią dokonać zmiany. Wybory mogą się odbyć wcześniej, ale klucz do nich znajduje się w rękach Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Powiedział Pan wcześniej, że procesy związane ze wzmacnianiem Wojska Polskiego i obronności zostały obecnie zahamowane. Co ma Pan na myśli?

Mamy już pierwsze dowody tego, że rząd koalicji 13 grudnia znów doprowadził do ruiny finanse publiczne. Widać to również w dziedzinie obronności. W budżecie za ubiegły rok nie wydano ponad 20 mld zł z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych.

Dlaczego?

W sytuacji, kiedy toczy się za naszą wschodnią granicą wojna, 20 mld zł nie zostało wydanych na obronność. W moim przekonaniu chodzi o to, że świadomie Donald Tusk zatrzymuje procesy budowy silnego polskiego wojska, ze względu na krach finansów publicznych, do którego doprowadził. Bo trzeba pozyskać finansowanie do Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych poprzez emisję obligacji i zaciąganie pożyczek. Kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość, to tak robiliśmy. W ogóle cały ten proces stworzyliśmy poprzez ustawę o obronie Ojczyzny.

A jak obecnie wygląda liczebność Wojska Polskiego? Kiedy był Pan szefem MON, celem było 300 tys. żołnierzy.

Kiedy skierowałem interpelację do obecnego kierownictwa MON w sprawie liczebności Wojska Polskiego, w odpowiedzi otrzymałem informację, że na koniec czerwca tego roku, liczy ono 212 tys. żołnierzy. Plan dotyczący liczebności został tak skonstruowany, że na koniec tego roku Wojsko Polskie miałoby liczyć 241 tys. To nierealne.

Z jakiego powodu jest to nierealne?

Sądzę, że po prostu nie ma pieniędzy. Kiedy prezydent Karol Nawrocki 6 sierpnia podczas przejmowania zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi na pl. Piłsudskiego powiedział o zasługach rządu Prawa i Sprawiedliwości, który to rząd przygotował program utworzenia co najmniej 300 tys. polskiego wojska, to następnego dnia został skrytykowany przez obecnego szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, który stwierdził, że w zasadzie to wszystko są jego dokonania. To nieprawda. Cały mechanizm został stworzony przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Dodatkowo szef MON wliczył do Wojska Polskiego rezerwistów. Po pierwsze – liczba rezerwistów zawsze była informacją niejawną, a po drugie – to manipulacja. Nie można wliczać rezerwistów do liczebności polskiego wojska, bo przecież to zupełnie inny porządek. Sądzę, że chodziło o zabieg propagandowy, żeby niejako przelicytować prezydenta Karola Nawrockiego, który stwierdził jasno i wprost, że będzie pilnował tego, żeby Wojsko Polskie rozwijało się liczebnie.

Samo więc nasuwa się pytanie, jak obecnemu kierownictwu MON idzie realizacja kontraktów zbrojeniowych?

Niedawno podpisano kontrakt na kolejnych 180 czołgów K2 z Korei Południowej. Za późno i za mało. Za późno dlatego, że ten kontrakt powinien być podpisany najpóźniej rok temu, a za mało dlatego, że chodzi tylko o 180 czołgów. Tylko 61 ma być montowanych w Polsce. Ten kontrakt powinien dotyczyć 800 czołgów i powinny one być produkowane w naszym kraju. Strona koreańska była otwarta na taką współpracę, ale niestety do tej współpracy nie doszło. Jeszcze kompromitujące jest to, że minister Władysław Kosiniak-Kamysz mówi o tym, że czołgi będą produkowane. W odpowiedzi na moją interpelację wiceminister Paweł Bejda mówi, że będą montowane, a prezes PGZ – już drugi po przejęciu władzy przez koalicję 13 grudnia – mówi, że będzie z Koreańczykami negocjował w tej sprawie. Uważam, że to kolejny dowód tego, że finanse, także Ministerstwa Obrony Narodowej są w opłakanym stanie.

Zmieniając temat naszej rozmowy, muszę zapytać Pan jeszcze o Alaskę, gdzie 15 sierpnia spotkają się Donald Trump i Władimir Putin. Prezydent USA wielokrotnie obiecywał, że zakończy wojnę na Ukrainie. Uważa Pan, że tym razem się to uda?

Nikt trzeźwo myślący nie jest za tym, żeby wojna trwała, ale jednocześnie pamiętajmy o tym, że Putin nie zaniechał swoich planów odbudowy imperium rosyjskiego. Imperium rosyjskie zawsze było dla Polski groźne – bez względu na to, czy to była Rosja biała, carska, czy czerwona, komunistyczna, czy teraz jest putinowska. W odpowiedzi na te zagrożenia powinniśmy budować siłę polskiego wojska. Nie mamy wpływu na to, jakie będą rezultaty negocjacji na Alasce, natomiast jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo naszej Ojczyzny. Dlatego powinniśmy robić trzy rzeczy: zbroić się, zbroić się i jeszcze raz zbroić się, a niestety te procesy zostały zahamowane. Rosja jest groźna, a jej potencjał militarny wciąż jest duży.

W czasie, kiedy to Pan był ministrem obrony narodowej, kiedy prezydentem był Andrzej Duda, kiedy rządziło PiS, wybuchła wojna na Ukrainie. Polska bardzo militarnie i humanitarnie Ukrainie pomagała, byliśmy niezwykle solidarni. Jednak chyba wszystkich logicznie myślących Polaków oburzyły sceny, które miały miejsce na koncercie białoruskiego rapera na PGE Narodowym, gdzie Ukraińcy się zachowywali, tak, jak się zachowywali. Nie ma Pan takiego poczucia, że jednak Polacy mają prawo oczekiwać od Ukraińców elementarnego poszanowania naszej kultury i wrażliwości?

Państwo polskie musi być silne i musi reagować na tego rodzaju zdarzenia w sposób bardzo prosty – należy deportować tych, którzy się dopuścili takich zachowań. W Sejmie leży projekt Prawa i Sprawiedliwości odnoszący się do tego, żeby banderyzm był zakazany i traktowany na równi z narodowym socjalizmem i z komunizmem. Jest też drugi projekt – żeby wydłużyć czas niezbędny do tego, aby móc się ubiegać o polskie obywatelstwo. Dziś są to trzy lata, w naszym projekcie ten czas wydłużamy do dziesięciu lat. Oba te projekty są w Sejmie, niestety nie nadano im biegu. Kiedy na ostatnim posiedzeniu Sejmu, zgłosiliśmy jako poprawki te projekty, to zostały one odrzucone przez większość koalicji 13 grudnia. Trzeba działać jednoznacznie i stanowczo. Mnie też oburza to, że młodzi Ukraińcy zamiast walczyć o wolność swojego kraju, to rozbijają się drogimi samochodami na ulicach Warszawy. To też trzeba zmienić, ale konieczne jest stanowcze działanie ze strony państwa polskiego. Równie stanowczo trzeba dopominać się tego, żeby ofiary rzezi wołyńskiej otrzymały należny szacunek poprzez ekshumację i godny pochówek. Ta powinność spoczywa na przedstawicielach państwa ukraińskiego. Trzeba domagać się tego, żeby takie działania przez stronę ukraińską zostały podjęte.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...