Na briefingu zapowiadającym dwudniowe posiedzenie Senatu jeden z dziennikarzy zapytał Karczewskiego o sytuację w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. W środę ok. 100 lekarzy wzięło tam urlop na żądanie. Odłożono planowe zabiegi i przyjęcia, a szpital pracuje w trybie dyżurowym.
Karczewski upomina lekarzy
– Ubolewam nad eskalacją protestu środowiska lekarskiego, z którego się wywodzę. Jestem lekarzem i będę lekarzem do końca życia. Zawsze uważałem, że lekarz powinien ofiarnie pracować na rzecz chorego i sam osobiście nie mogę zrozumieć odejścia lekarza od łóżka chorego, nawet jeśli to jest przykrywane względami prawnymi – powiedział marszałek Senatu.
Podkreślił, że ubolewa nad postawą Naczelnej Izby lekarskiej, która "zachęca lekarzy do wypowiadania umów opt-out". – Jeżeli Naczelna Izba Lekarska chce działać polityczne, to zachęcam – za dwa lata będą wybory. Natomiast to działanie uważam za bardzo szkodliwe – dodał.
"To niedopuszczalne"
– Powiedzmy jak ten protest wygląda. Wszyscy mówią, że w stanach zagrożenia życia lub zdrowia były udzielane porady, ale zostały przełożone operacje. Te chore dzieci nie zostały w dniu wczorajszym zoperowane ani przyjęte do szpitala, więc nie oszukujmy ludzi, nie oszukujmy Polaków, że to jest apolityczny protest. Proszę młodych lekarzy, żeby się wreszcie opamiętali – oświadczył Karczewski.
Marszałek tłumaczył, że jest mocno zdenerwowany całą sytuacją. – To dla mnie traumatyczne przeżycie jeśli widzę i słyszę, że ktoś odchodzi – i to jeszcze w szpitalu dziecięcym – od łóżka chorego. To jest po prostu niedopuszczalne. Zamykam tę dyskusję jednym apelem: opamiętajcie się drodzy młodzi lekarze, a starsi – jeśli chcecie prowadzić działalność polityczną – to idźcie moim śladem. Jak będziecie marszałkami, ministrami zdrowia, to będziecie wprowadzać zmiany. Proszę o odpowiedzialność i realizowane przysięgi lekarskiej, którą wszyscy składamy – mówił polityk.