W poprzednim numerze „Do Rzeczy” ukazał się tekst Agnieszki Bugały poświęcony otrzymanym przez nią pamiętnikom kard. Henryka Gulbinowicza. Bardzo dobrze się stało, że dysponujemy kolejnym ciekawym źródłem dotyczącym najnowszej historii Kościoła, które powinno uzupełnić naszą wiedzę na temat życia i działalności wspomnianego hierarchy. Gorzej, że na razie jedyną osobą, która analizuje zawartość tego materiału, jest dziennikarka i przedstawicielka środowiska, które twierdzi, że kard. Gulbinowicz został skrzywdzony i niesłusznie pomówiony, a jego życiorys funkcjonujący w sferze publicznej przed 2019 r. w istocie nie wymagał rewizji... Tekst, do którego się odnoszę, zawiera liczne błędy, które można podzielić na trzy zasadnicze kategorie: tendencje hagiograficzne połączone z odmową wiedzy; brak umiejętności krytycznej oceny źródeł archiwalnych; celowe manipulacje – poniżej omówię każdą z nich.
Działalność przed 1976 r.
Redaktor Bugała, co nie jest żadną tajemnicą, należy do wrocławskiego środowiska obrońców „niezłomnego” życiorysu kard. Gulbinowicza. Widać to niestety bardzo wyraźnie również w tekście „Nieznane pamiętniki kardynała odnalezione”. Artykuł poprzedza lead z biogramem hierarchy, który został tak ułożony, żeby przekonać czytelnika, iż Gulbinowicz był postacią bez skazy (poza – jak się można domyślać – niesłusznym zdaniem autorki ukaraniu go przez Stolicę Apostolską w 2019 r.).
Charakterystyczne jest to, że biogram hierarchy rozpoczyna się dopiero wraz z objęciem przez niego funkcji metropolity wrocławskiego. Nie ma w nim ani słowa o życiu i działalności ks. Gulbinowicza przed 1976 r., do którego nawet przy przyjęciu najkorzystniejszych interpretacji nijak nie pasuje określenie „niezłomny”.
W istocie jako administrator apostolski w Białymstoku bp Gulbinowicz prezentował uległą wobec władz komunistycznych postawę; proponował dygnitarzom partyjnym współdziałanie i wreszcie utrzymywał od 1969 r. (przez 16 kolejnych lat) tajne kontakty z funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa. Za to red. Bugała informuje, że był przez SB represjonowany i otrzymał od IPN status pokrzywdzonego (co jest prawdą, ale nie unieważnia wspominanych wyżej wątków życiorysu). Nie ma w tekście również ani słowa o okolicznościach wyboru hierarchy na metropolitę wrocławskiego i kluczowym fakcie, że komuniści odrzucili wcześniej siedmiu kandydatów na to stanowisko przedstawionych przez kard. Wyszyńskiego (z których każdy był zdaniem SB bezwzględnie wierny Kościołowi i cieszył się zaufaniem prymasa; a w przypadku Gulbinowicza tak nie było i właśnie dlatego zgodzono się na jego kandydaturę). O uległej wobec władz postawie hierarchy świadczą wprost liczne dokumenty aparatu bezpieczeństwa PRL oraz Urzędu ds. Wyznań, a także opracowania naukowe przygotowane przeze mnie i Filipa Musiała. Ignorowanie tych źródeł, obecnych w obiegu naukowym, musi budzić zdumienie.
Odmowa wiedzy zaprezentowana przez red. Bugałę wprost przekłada się niestety na analizę zawartości pamiętników kard. Gulbinowicza, której dokonała. O braku przygotowania do opracowywania tego rodzaju źródeł historycznych świadczy to, że dla autorki tekstu raz są to pamiętniki, a kiedy indziej dzienniki. Już studenci I roku dowolnego kierunku humanistycznego widzą fundamentalną różnicę między tymi dwoma kategoriami źródeł relacyjnych. Określenie ich statusu wymaga precyzji językowej i wrażliwości na ocenę tego rodzaju materiałów, której w tekście dziennikarki nie widać. W istocie nie dowiadujemy się z tego artykułu, kiedy dokładnie ks. Gulbinowicz zaczął prowadzić zapiski ani kiedy powstała ostatnia notatka. Redaktor Bugała nie zastanawia się i nie tłumaczy, czemu wpisy z lat 70. są lakoniczne. Nie dokonała nawet podstawowego sprawdzenia, które od razu nasuwa się każdemu historykowi – a mianowicie: co hierarcha pisze na temat swoich spotkań z funkcjonariuszami SB (czy w ogóle to robi), jak wyglądają jego zapiski z tych dni. Jeśli nic nie pisze lub robi to w sposób oględny, to mocno wpływa to na ocenę wiarygodności źródła, którym są jego pamiętniki. Bugała anonimizuje krytyczne wypowiedzi ks. Gulbinowicza dotyczące różnych osób, co powoduje, że nie sposób poddać ich sprawdzeniu (wydaje się, że jest to zabieg celowy, mający pokazać przenikliwość hierarchy, ale bez wchodzenia w szczegóły, które historyk mógłby zweryfikować). Równie absurdalne jest twierdzenie, że kard. Gulbinowicz nie miał wpływu na nominacje biskupie swoich wychowanków. Zatem zupełnym przypadkiem jest to, że kilku z jego bliskich współpracowników zostało biskupami? Oraz zupełnym zbiegiem okoliczności większość z nich została ukarana przez Stolicę Apostolską za krycie księży pedofilów (tego też rzecz jasna z tekstu dziennikarki się nie dowiemy).
Mijanie się w z prawdą
Z tekstu red. Bugały nie dowiemy się też tego, że są inne źródła, które weryfikują zapiski ks. Gulbinowicza i pokazują, że niejednokrotnie mijał się on z prawdą. Dziennikarka podkreśla, jak ważna miała być dla hierarchy jedność Episkopatu, a nie zauważa, że tajne rozmowy z SB, które prowadził, są tej jedności oczywistym zaprzeczeniem. Poza tym – jak wynika z analiz wywiadu PRL w czasie pobytów w Watykanie w drugiej połowie lat 80. – abp/kard. Gulbinowicz podważał pozycję prymasa Józefa Glempa w Stolicy Apostolskiej i u Jana Pawła II.
Niestety, zamiast rzetelnej analizy źródła historycznego otrzymujemy dowolne zestawienie cytatów mające świadczyć o wielkości kard. Gulbinowicza, jego żarliwej religijności, inteligencji oraz przenikliwości. Redaktor Bugała jest tak zapatrzona w wielkość swojego bohatera, że postrzega go jako człowieka bez żadnych wad, a pamiętniki hierarchy, które otrzymała do wglądu, służą jej wyłącznie do sławienia wielkości metropolity wrocławskiego i okładania pałką niewymienionych z nazwiska osób, które dokonały rewizji „niezłomnego” życiorysu ks. Gulbinowicza. Mają też być źródłem, które rozstrzyga wszelkie wątpliwości na rzecz hierarchy – tak się przynajmniej pani redaktor wydaje…
Redaktor Bugała używa także klasycznych metod manipulacyjnych zaczerpniętych wprost z „Erystyki” Schopenhauera. Najlepszym tego przykładem jest zdanie znajdujące się w leadzie tekstu: „Co pewien czas pojawiała się informacja, że ci, którzy zdecydowali się napisać życiorys kard. Henryka Gulbinowicza od nowa i oskarżyć go o współpracę z bezpieką, powinni uważać, bo jego zapiski mogą nagle »wypłynąć« i wtedy zatrzęsie się ziemia. Oto są. Nieznane pamiętniki kard. Henryka Gulbinowicza odnalazły się we Wrocławiu”. Rozbiór krytyczny tej wypowiedzi pokazuje jasno, jakie cele Bugała chce osiągnąć: wrzucić wszystkich, którzy uważają, że potrzebna była rzeczywista rewizja życiorysu ks. Gulbinowicza, do jednego worka, jako tych, którzy oskarżali go o współpracę z SB, oraz definitywnie rozstrzygnąć, iż zawartość pamiętników uwalnia hierarchę od zarzutów kontaktów z aparatem bezpieczeństwa.
Zatem, po pierwsze, nikt z poważnych badaczy, którzy opisali kontakty ks. Gulbinowicza z SB, nie twierdził, że współpracował on z bezpieką (robili to tylko niektórzy dziennikarze). Po drugie, dla każdego, kto racjonalnie analizuje rzeczywistość, jest oczywiste, że utrzymywanie przez 16 lat kontaktów z funkcjonariuszami bezpieki odpowiedzialnymi za niszczenie Kościoła rewiduje życiorys duchownego, który takie relacje utrzymywał (nie wchodzę tu już w kwestie słabości obyczajowych hierarchy, które z pewnością również nie sytuują go w gronie niezłomnych kapłanów). Po trzecie, nie rozumiem, w jaki sposób zapiski osobiste hierarchy miałyby unieważniać dokumentację SB dotyczącą jego osoby. Mogą one tylko uzupełnić naszą wiedzę na ten temat, a nie zanegować to, co oczywiste, że ks. Gulbinowicz przez wiele lat łamał zakaz Episkopatu Polski dotyczący tajnych kontaktów z aparatem bezpieczeństwa.
Osobiste zapiski hierarchy są z pewnością źródłem ciekawym i ważnym. Nie mają jednak mocy unieważniania innych źródeł historycznych dotyczących życia kardynała. Obiektywna ocena ujawnionych zapisków na pewno pozwoli uzupełnić biografię. Postulować jednak trzeba, by było to krytyczne opracowanie dokonane przez historyków z odpowiednim warsztatem.
W kolejnym numerze „Do Rzeczy” odpowiedź autorki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.