Kawalerka na peryferiach zagospodarowana ascetycznie. Czuć świeżą farbę. Na stole neska w kubku z wytatuowaną grawerką »Elba. Sybir. Śrem«. Prezent powitalny od tutejszych. Dzwoni córka z Warszawy. Chyba znów zepsuła się pralka. Wrzosek stuka obcasami, chodząc nerwowo po nowiutkich panelach. Co poradzić z odległości 312 km?". Tak zaczyna się długi reportaż poświęcony Ewie Wrzosek opublikowany w "Polityce" w marcu 2021 r. (nr 13.2021). Autorka przyznaje w nim, że główna postać snutej przez nią opowieści "dotychczas nie robiła spektakularnej kariery, mimo że w prokuraturze już trzecią dekadę". A jednak zasłużyła na długą opowieść w pompatycznym tonie zatytułowaną "Bohaterka mimo woli".
Jaki zatem był powód zainteresowania warszawską prokurator, skoro nie sukcesy zawodowe? Oczywiście względy polityczne. Nazwisko Ewy Wrzosek zaczęło być odmieniane przez wszystkie przypadki wiosną 2020 r. Wszczęła wtedy śledztwo w sprawie legalności tzw. wyborów kopertowych, kiedy to w trakcie covidowych lockdownów mieliśmy wybierać prezydenta w wyborach korespondencyjnych. Później Ewa Wrzosek meldowała się jako ochotnik na wielu frontach walki politycznej z PiS. Jej zwolennicy okrzykiwali ją "wojowniczką" czy "niezłomną". Przeciwnicy krytykowali za mieszanie prokuratorskiego fachu z polityką. Ci pierwsi wszelkie zarzuty i dochodzenia wobec Wrzosek uznawali i uznają za walkę polityczną z krystaliczną prokurator. Ci drudzy kibicowali próbom ukarania prawniczki. Jedni i drudzy nie spodziewali się zapewne, że po zmianie władzy kariera Ewy Wrzosek znajdzie się w takim punkcie, w którym jest dziś.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.