Rok 2010. Podroż pociągiem z północy Polski w góry to prawdziwy koszmar. 600 minut opóźnienia to standard. Władze tłumaczą opóźnienia złymi warunkami atmosferycznymi.
Tuż przed Bożym Narodzeniem był przecież atak zimy. Pasażerów te tłumaczenia nie przekonują, a nad ministrem Cezarym Grabarczykiem gromadzą się czarne chmury.
Rok 2018. Wrzesień. Mrozu nie ma. Temperatura przekracza nawet 10 stopni. Wściekli pasażerowie czekają na dworcach w całym kraju. Opóźnienie 100 minut (prawie dwie godziny) jest standardem. Ale bywa i 300, 400 minut.
„100 minut na stulecie niepodległości” – „Gazeta Wyborcza” cytuje ironiczny cytat jednego z pasażerów. Z kolei portal spider’sweb.pl pisze o tym, że w pociągac dalekobieżnych jest wciąż problem z internetem. Konkretnie – internet nie działa wcale.
„To jest dopiero fenomen, że wybudowaliśmy sobie supernowoczesną linię kolejową i ona nadal jest niekompatybilna z nowoczesnymi metodami komunikacji. Internet w pociągach PKP Intercity łapie się co najwyżej przypadkiem, na chwilę i tylko, gdy ma się szczęście” – czytamy na stronie www.spidersweb.pl.
Czytaj też:
W Pendolino w końcu będzie WiFi