W ostatnim czasie, przy okazji wejścia na ekrany filmu „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, rozpętała się burza wokół Kościoła katolickiego. Jakie są Pana doświadczenia z Kościołem i kapłanami?
Jan Tomaszewski: Mogę powiedzieć coś, czego ci dzisiejsi szczekacze (to słowo proszę szczególnie podkreślić!), nie potrafią zrozumieć. Gdy wychodziliśmy w latach 70. na murawę, na każdy mecz, czy to na Stadionie Śląskim, czy na Wembley, dotykaliśmy trawy i się żegnaliśmy. Na oczach wszystkich. Podobnie było na początku samego meczu. We Wrocławiu, w jednym z kościołów po mistrzostwach świata w 1974 roku dano mi do podpisania plakat. Podpisałem go: „Zawsze z Bogiem – Jan Tomaszewski”. A ci, którzy dziś tak szczekają, na msze jeździli tramwajem na drugi koniec miasta. Bo nie było to mile widziane w ówczesnym ustroju. A my zawsze czyniliśmy znak Krzyża przed wejściem na boisko.
Jednak krytycy Kościoła podnoszą, że nie chodzi im o wiarę, ale o to, że są w Kościele afery, pedofilia, patologie.
W każdej społeczności są czarne owce. Ale widzi pan – są ludzie w jakichś sposób przez profesję naznaczeni. Jeżeli ulicą idzie pijany policjant, od razu ludzie mówią, że o, ci policjanci wszyscy piją. A przecież nie jest to prawdą. Jeżeli idzie pijany kolejarz, jest podobnie. Jako społeczeństwo lubimy popadać ze skrajności w skrajność. W przypadku księży – oczywiście, że są tam czarne owce. Mówi o tym zresztą sam papież, nie wypiera się tego. Ale teraz z tego zrobiła się propaganda, że na podstawie działań kilku czarnych owiec oskarża się całe środowisko.
Ale twórcy przekonują, że ich dzieła mają głębokie przesłanie?
Gdyby takie „głębokie przesłanie”, jak w obrzydliwym spektaklu „Klątwa” przeniesiono na grunt islamu i spektakl bluźnierczy wobec tej religii odbył się w na przykład Zjednoczonych Emiratach Arabskich, to reżyser i aktorzy nie wyszliby żywi z teatru. Bo tam religia to jest tabu. A u nas niestety, jak często mawiam – niektórym odwaga pomyliła się z odważnikiem. I chcą zasłynąć. Ludziom tym mogę co najwyżej pogratulować. Powiem, że z obrzydzeniem patrzę na te recenzje pochlebne filmu „Kler”. Ja nigdy nie obejrzę tego filmu. Podobno arcydzieło. Ale niech to arcydzieło oglądają „fenomenalni ludzie”. G… komu do tego, czy jestem wierzący.