Ryszard Schnepf, ambasador Polski w USA, porównuje sytuację w Polsce do 1968 r.” – taki tytuł zamieściła jedna z gazet. Chodziło o wpis przedstawiciela RP w Waszyngtonie na Facebooku. Schnepf zareagował w mediach społecznościowych na krytykę pod jego adresem w „Gazecie Polskiej” i „Gazecie Polskiej Codziennie”. Napisał w sieci:
„Autorom (»GP« i »GPC«) nie wystarczył argument niekompetencji czy zwykłej nieprzydatności. Sięgnęli do nazistowskiej tradycji oczerniania rodziny, grzebania w korzeniach, snucia przypuszczeń, sugerowania spisku. […] Fala antysemickich hejtów dotarła za ocean, budząc konsternację, a przede wszystkim skutecznie burząc z mozołem budowany przeze mnie wizerunek Polski tolerancyjnej, bez rasizmu i antysemityzmu”.
I zadeklarował: „Moim prześladowcom powiem tylko tyle: aby odwołać ambasadora, nie trzeba rujnować opinii o własnym kraju. Na swoim posterunku pozostanę tak długo, jak będę potrzebny. I ani dnia dłużej”.
Ambasador zakończył wpis dramatycznym wyznaniem: „Nie, nie boję się o siebie. Nauczyłem się żyć na krawędzi. Boję się jednak o swoje dzieci, którym ktoś zapewne też powie kiedyś: »Wynocha!«. Boję się o Polskę”. Dał też do zrozumienia, że publikacje dwóch gazet i internetowy hejt zostały zauważone w USA, choć nie wyjaśnił przez kogo konkretnie. (...)