Będzie taka walka o pokój, że kamień nie zostanie na kamieniu” – tak kpiarskie powiedzonko z lat PRL ujawniało zakłamanie komunistycznych haseł walki z podżegaczami wojennymi. Dokładnie takie samo instrumentalne wykorzystanie pozornie szczytnego hasła odbywa się teraz na naszych oczach. Partie opozycji wynoszą na swe sztandary hasło walki z mową nienawiści, uznając, że dotyczy tylko ich adwersarzy. I nie chcą zauważyć, że mowa pogardy tak samo niszczy współżycie społeczne jak transparenty zapowiadające wieszanie.
Walkę z mową nienawiści jako bieżącym celem politycznym pierwszy zdefiniował już w marcu tego roku Mateusz Kijowski, lider KOD. Przemawiając do około setki aktywistów żądających przed kancelarią premiera ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego, Kijowski wzywał: „Nie dajmy się wciągnąć w mowę nienawiści, której słyszymy coraz więcej. Jesteśmy demokratami i wiemy, że w narodzie, wśród społeczeństwa, rozmawia się językiem życzliwości, zrozumienia i szukającym porozumienia”.
Wówczas część komentatorów przyjęła te słowa jako wezwanie Kijowskiego do własnych szeregów. (...)
FOT. KRYSTIAN MAJ/FORUM