Moja półka II Konstytucja z 1952 r. głosiła: „Przodownicy pracy otoczeni są powszechnym szacunkiem narodu”.
Wbrew pozorom nie była to tylko propagandowa drętwa mowa. Wystarczało bowiem takiemu przodownikowi powiedzieć kilka słów prawdy o zawyżaniu przez niego norm pracy, wykpić jego zobowiązania podejmowane z okazji kolejnego proletariackiego święta, a i bez okazji też, i człowiek narażał się na poważne kłopoty z wysyłką do obozu pracy włącznie. W końcu łamał najważniejszą z ustaw! O takich przypadkach, a było ich wiele, pisze Andrzej Janikowski w książce „Trzysta procent socjalizmu”, przypominając, czym w bierutowskiej epoce stało się współzawodnictwo pracy, sowiecki wynalazek od nazwiska tamtejszego gieroja pracy socjalistycznej, Aleksieja Stachanowa, nazywany stachanowszczyzną.
Jeszcze w 1935 r. ten górnik dołowy jednej z kopalń Donbasu w ciągu jednej zmiany wykonał 1475 (!) proc. normy, wydobywając 102 tony węgla. W Polsce mieliśmy swoich stachanowców, z Wincentym Pstrowskim na czele.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.