Imperialiści, kaczyści i zwykli kłamczyści
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Imperialiści, kaczyści i zwykli kłamczyści

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gociek: Imperialiści, kaczyści i zwykli kłamczyści
Gociek: Imperialiści, kaczyści i zwykli kłamczyści

To już oficjalna informacja: pierwszy numer tygodnika „Do Rzeczy” sprzedał się w nakładzie ponad 130 tysięcy egzemplarzy, za co gorące podziękowania należą się wszystkim, którzy obdarzyli naszą redakcję swoim zaufaniem.

Dziś w Wirtualnych Mediach tymczasem żale wylewa Jan Piński, obecny redaktor „Uważam Rze”, które z oryginalnym „URz” Pawła Lisickiego ma tyle, co krzesło elektryczne z krzesłem zwyczajnym. Idzie o to, że w grudniu sprzedaż „URz” (spacyfikowanego i przejętego przez rusofilską pseudo-endecję pro-prezydencką) wyniosła średnio 50 tys. Miesiąc wcześniej, gdy naczelnym był Lisicki – wynosiła 125 tys.

Jak ze swego sukcesu tłumaczy się Piński? Otóż wytyka „nielojalne zachowanie” publicystów, którzy „porzucili pracę”. O tym, że zrobili to z jakiegoś powodu – a konkretnie z powodu złamania przez Grzegorza Hajdabombera umowy gwarantującej niezależność redakcji i wywaleniu redaktora naczelnego – już ani słowa. Tylko te żale o „nieuczciwej konkurencji” – bo, o tempora, o mores, zaczęły ukazywać się inne tygodniki. Ciśnie mi się to na usta od dawna, może czas powiedzieć głośno: czy piewca wolnego rynku Janusz Korwin-Mikke (główny felietonista neo-„URz”) oraz równie wolnorynkowy Piński nie widzą lekkiej sprzeczności między wysławianiem wolności gospodarczej, a próbą robienia kariery na odebraniu komuś dzieła jego talentów? Czyż prawdziwy wolnorynkowiec nie powinien założyć swojego pisma (i pobić konkurencję), zamiast sięgać po cudze? Czy prawdziwy wolnorynkowiec może płakać, że mu się nie wiedzie, bo inni wolnorynkowcy otworzyli swoje biznesy?

Dość o pseudo-prawicy, teraz coś o lewicy, a nawet lewactwie. Jak przystało na organ dzieci-kwiatów, uniesień roku 1968, kontrkultury i czerwonych komandosów buntujących się przeciw stalinowsko-gomułkowskim opresorom (znaczy pokoleniu rodziców, a w niektórych przypadkach – już dziadków) dzisiejsza „GW” jest organem walczącym z władzą i opresją. Czołówka to zatem gorący apel o likwidację straży miejskich w całej Polsce. Dlaczego? A, bo miały być lokalną policją, a gnębią kierowców mandatami. No i drugi ważny powód - mówi tak poseł PO, a poseł PO to autorytet najwyższy. No, prawie, bo taki od Palikota byłby lepszy. W dodatku ów poseł to zwycięzca „Big Brothera”, były strażnik miejski Janusz Dzięcioł, a kto przy zdrowych zmysłach polemizowałby w Polsce z Gwiazdą Telewizji (Gwiazdą TVN w szczególności)?

Dialektyka według „Wyborczej” jest pyszna – rząd, który stawia fotoradary jest dobry, ale strażnicy miejscy, którzy wlepiają mandaty z tego tytułu są niedobrzy. Dlatego rząd trzeba kochać, a strażników pogonić. Ale walka ze strażnikami to niejedyny przykład walki z systemem w dzisiejszej „GW”. Zajawka tekstu o filmie „Wróg Numer Jeden”: czy ten film usprawiedliwia tortury? Rzecz jest o wytropieniu i zabiciu Bin Ladena, ale znacznie ważniejsze jest, by przy okazji premiery tropić, jak to się w PRL mówiło „amerykański kompleks militarno-przemysłowy”. Warto by zrobić na polskich uniwersytetach takie kursy porównawcze: przypomnieć, w jaki sposób za Bieruta i za Gomułki pisało się o wrażych imperialistach, kapitalistach i interwentach z USA, a potem porównać to ze stylistyką i argumentacją „Wyborczej” opisującej dziś politykę Stanów Zjednoczonych. Paluszki lizać! Tylko rytualne „bicie Murzynów” zostało zastąpione przez bicie muzułmanów. Reszta się zgadza. Co ciekawe, także dzisiejsze filipiki „GW” przeciw imperialistom z Izraela dziwnie przypominają peerelowskie ataki na syjonistów gnębiących „wolnościowe dążenia młodych arabskich demokracji”.

Co dzieje się, kiedy, powiedzmy, Cezary Gmyz ujawni tajne dokumenty? Prokuratura ciąga go po całej Polsce, aż się biedakowi silniki palą w aucie jeden za drugim. A co dzieje się, kiedy, powiedzmy, szef BOR Mariusz Janicki przyjdzie z tajnymi dokumentami do „Wyborczej” i je samowolnie „odtajni”? Aaaaa, wtedy jest bohaterem walki z kaczyzmem. W czwartek „GW” opublikowała zawartość tajnej teczki „użyczonej” przez Janickiego na temat wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w roku 2007. I co? I pstro. Janicki – bohaterem, „GW” – dumna, tylko stosowne organy mają kłopot, bo wypadałoby Janickiego za ujawnienie tajemnicy państwowej ucapić. Ale nie, spokojna głowa, bohaterów walki z kaczyzmem nikt nękał nie będzie.

Krótko o zawartości teczki – wynika z niej, że dochodziło ponoć w roku 2007 do różnych nieprawidłowości. Sugerowany wniosek – skoro wtedy dochodziło, to i w 2010 dochodziło, ergo Lech Kaczyński sam sobie winien. Zastosujmy tę logikę wobec samej „GW” – skoro kiedyś kłamaliście w sprawie Błasika w kokpicie i kłótni na lotnisku, to na pewno teraz też kłamiecie. I jak, smakuje?

Arcyciekawa i przerażająca informacja w „Super Expressie” – minister Michał Boni planuje likwidację szkolnych bibliotek. To kolejna rzecz, na którą rząd nie ma pieniędzy. Szef resortu cyfryzacji faktycznie cyfryzuje Polskę na potęgę – wychodzi nam z tego piękna rzeczywistość wirtualna.

„Nasz dziennik” na pierwszej stronie informuje w obszernym i ciekawym tekście Macieja Walaszczyka, że tzw. „konkurs” na prezesa PLL LOT to ordynarna ustawka ministra skarbu i jego faworyta, kandydata najlepszego – bo jedynego - Sebastiana Mikosza. Sensacja to by była, gdyby jakiejś gazecie udało się opisać jakiś ministerialny konkurs, który nie był ustawką.

Czytaj także