26 sierpnia Leszek Miller junior został znaleziony martwy w swoim domu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że prawdopodobną przyczyną śmierci było samobójstwo. Prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo. Syn byłego premiera miał 48 lat.
W rozmowie z "Super Expressem" Leszek Miller powiedział, że o śmierci syna dowiedział się, kiedy był na wakacjach w Grecji. Pytany, czy z synem działo się coś złego i czy do samobójstwa mogła doprowadzić go depresja, odpowiedział: – To pytanie będzie mi towarzyszyć i dręczyć mnie do końca życia. Coś się tam wtedy musiało stać.
Polityk oświadczył, że nie zna wyników sekcji zwłok Leszka. – Nie widziałem ich jeszcze. Powiedziano mi tylko, że ze wstępnych ustaleń wynika, że syn popełnił samobójstwo, ale prokuratura nie wyklucza żadnej innej możliwości – wyjaśnił.
Miller podziękował za wsparcie, jakie otrzymał w trudnych chwilach. Dodał, że kondolencje napływały do niego od polityków z różnych stron sceny politycznej, w tym od prezydenta i premiera. – To jest dla mnie krzepiące, że na chwilę podziały polityczne odeszły na dalszy plan – podkreślił.
Przyznał też, że do końca życia będzie mu towarzyszyć pytanie, które zadaje sobie teraz każdego dnia. A brzmi ono: "Synu, dlaczego odszedłeś?" – czytamy w "Super Expressie".
Czytaj też:
Burza po publikacji "Faktu" o Millerze. Redaktor naczelny zrezygnował